Mi w nowych Bondach (tych z Craigiem) brakuje najbardziej końcowej rozpierduchy w bazie Mistrza Zła, a mianowicie: żołnierzy biegających w mundurach złego, panoszących się po bazie jeżdżąc jakąś koleją, jakiejś rakiety, Bonda przekrecającego jeden zawór i obniżającego poziom wody chłodniczej w reaktorze…
A tak na serio, to w porównaniu z poprzednimi Bondami to nie ma porównania, bo film super.
PS. W momencie gdy szykowali się na przybycie złych w domu rodzinnym Bonda, bardzo brakowało mi muzyczki z "Drużyny A", to było bardzo w stylu tego serialu.