Dokładnie. Dziad i Deratyzator mają coś, co pozwala wysiedzieć w ciągłym oczekiwaniu na posunięcia akcji.
Ogólnie: po ostatnim odcinku (s01e07) na razie ciągła równia pochyła. Na seansach wiercę się i zaczynam się niekulturalnie zachowywać w towarzystwie, co nie omieszkało zostać zauważone przez moją lubą („Gdzie ty ładujesz te paluchy?” — Dla tych, którzy posunęli się za daleko w wyobrażeniach: Nie, chodziło wyłącznie o nos). Fakt, że obserwuje mnie uważnie świadczy o tym, że odrywa się od głównego wątku równie sukcesywnie jak ja…
Rys historyczny: Po „Labiryncie Fauna” (częściowo też po „Kręgosłupie Diabła”) bez przerwy wierzę w G. Del Torro.