Star Trek Beyond

Homepage Forumy Na naszych ekranach Filmy, filmy, filmy Star Trek Beyond

Viewing 2 posts - 1 through 2 (of 2 total)
  • Autor
    Posty
  • #32677
    Niedzwiad Mk.II
    Participant

    Komandor ostatnio nie bywa w kinach, więc to na mnie spadło zrecenzowanie kolejnych popłuczyn, które wypłynęły z Hollywood.

    O trzeciej Star Treka mówiono, że ma nawiązywać mocniej do spuścizny Roddenberrego niż poprzednie części osadzone w JJ-verse. Miał się do tego przyczynić Simon Pegg, podobno Trekkie w głębi duszy, odpowiadając za scenariusz.
    Film rzeczywiście zaczyna się nieźle, załoga nie wylewa za kołnierz, po trzech latach tułaczki w kosmosie, zasady panujące na statku przypominają bardziej komunę hipisowską niż statek badawczy gwiezdnej floty.
    Niestety problemy zaczynają się po pojawieniu się głównego złego, od tamtego czasu jakość zaczyna się powoli staczać, powoli… żeby niestety w połowie filmu zacząć już spadać po linii prostej.
    Enterprise po raz trzeci już zostaje zniszczony, załoga dostaje się w niewolę i tylko grupce, oczywiście najważniejszych bohaterów udaje się nie zostać złapanym. Nie będę jednak spoilerował fabuły, bo być może ktoś będzie się chciał obejrzeć ten film.

    Justin Lin nie jest Abramsem i może ma dryg do Fast and Furious ale kompletnie nie ma go do ST. Nawet fatalny ST 2, nakręcony przez Abramsa ogląda się lepiej pod każdym względem niż obecna odsłona.
    Zmieniając na chwilę ton, muszę przyznać że przynajmniej pisząc scenariusz starali się zachować ciąg przyczynowo skutkowy i jeśli jakiś zwrot akcji miał miejsce lub czynności były wykonywane przez bohaterów, ich powód był podkreślony wcześniej. Innymi słowy była strzelba na ścianie i potem jej użyli.
    Niestety sporo tych parafrazowanych „strzelb” była od czapy, tylko żeby nadać „fajności” filmowi, między innymi kuriozalna scena z motocyklem z trailera, o którą na bank Lin się bił, aby wtoczyć do tego świata trochę Fast and Furious.
    Idris Elba został ponownie zmarnowany, na fatalnie napisaną postać głównego złego. Na prawdę był tu potencjał, żeby to był w miarę niezły antagonista, z logicznymi pobudkami, nawet wątkiem moralnym. Ale do tego trzeba było by się przyłożyć a najwyraźniej nikomu się nie chciało. Z tego wszystkiego pozostał jedynie mamroczący jakieś farmazony obcy, który co się odezwał to wprowadzał odmienny powód dla którego nienawidził Federacji, żeby na końcu hurrdurr wybrać najgorszy pomysł z D.
    Z całej załogi najbardziej na plus wypadał McCoy grany przez Karla Urbana. Reszta była po prostu nijaka i nudna.

    Ehhh… najgorsze jest, że tu był potencjał ale ktoś dał ciała. Z jednej strony widać przywiązanie do drobiazgów, chęć powrotu do źródła a z drugiej strony fatalnie napisany wątek fabularny i bohaterów.
    Wiem, że obecnie klasyczny Star Trek nie miał by szans na dużym ekranie, ale można to było zrobić bez obciachu…

    #32742
    John J Adams
    Keymaster

    Dzięki za wyrękę 🙂
    Aczkolwiek mi akurat film się podobał – jako (mój ulubiony ostatnio epitet) bezpretensjonalny. Początek i koniec – fajna akcyjka, środek to typowe tanie smęty na planecie, czyli właśnie chyba spuścizna Roddenberry’ego. Ponadto widać zamiłowanie do gierek pokroju Halo (Yorktown).

    Wątek z rozproszeniem załogi niezły, choć faktycznie niewykorzystany do końca.
    Główny zły to klon dwóch poprzednich trekowych złych. Stek głupot logicznych, jak zawsze (zwłaszcza, kiedy postacie w świecie treka zapominają o wynalazkach, które mają do dyspozycji). Plus za pierwszy chyba występ milicji w świecie ST.

Viewing 2 posts - 1 through 2 (of 2 total)
  • You must be logged in to reply to this topic.