No to ja jestem jakimś noobem, bo nie kumam skąd ten film bierze takie wysokie noty. Pomysłu i sił starczyło mniej więcej do upadku młodego Levitta z drabiny, a potem równia pochyła aż do nudnej do porzygu farmy z miałką Emily Blunt, która łyka blubranie młodego bez zająknięcia ("Jesteś looperem?" – rewelka, czy w filmie było wyjaśnione skąd ona w ogóle wie o tej branży?). Świat przedstawiono ubogo, ot wreszcie do obecnych kin doszły echa kryzysu ekonomicznego (pewnie niedługo takie motywy w filmach się nasilą), są jacyś źli z przyszłości, są loopery, którzy działają i generalnie w fajny sposób przechodzą na emeryturę, ale coś poza tym? O, zapamiętałem telekinetyków rwących laski na lewitujące monety. Jest słabo, a można było wzbogacić otoczenie, historię i postaci.
Fajnie, że Bezel zadał sobie trud i poskładał reżyserski chaos do kupy (tak, ciężko się połapać podczas seansu, co i z czego wynika, a paradoksy mnożą się jak marcowe koty), ale jest to usilne szukanie sensu właśnie jak przy "Incepcji"; chociaż tam wszystko było debilnie wręcz klarowne i jasne.
W drugiej części filmu przydałby się konkretny twist, może wtedy ogólne wrażenie byłoby lepsze. Headshot w Chłopca-Jak-Z-Kolejnego-Horroru na końcu również mocno by zaplusował, ale wiadomo – USA i shitty end.
Plusy:
– Levitt mimiką naprawdę jest Willisem i daje radę
– konkretna scena z uporaniem się z uciekinierem/kumplem Joego (jedyna zapadająca w pamięć)
– Willis mordujący bachora (szkoda, że tylko jednego)
– zdjęcia, ale tylko z akcji w miastach
– sejf w szafie (równie sensowny jak lodówka w Indiana Jones 4)
Do obejrzenia, jeśli urwą Wam kabel od Internetu i nie macie alternatywy.