Świeżo po seansie i jestem zdecydowanie na tak. Gracki dla twórców za udane pokazanie ukochanego herosa Ameryki bez nadmiernego patosu. Postać jest wiarygodna, a teatralność/kiczowatość wczesnych komiksów potraktowano z autoironicznym dystansem.
Zachwalam zagranego Capa, ale reszta składu jest mu równorzędna: zarąbiste one-linery postaci granej przez T.L. Jonesa, atrakcyjna i silna babka w postaci platonicznej miłości Capa, dobry villain i jego siusiak.
Mnóstwo nawiązań do avengerowych klimatów, jak i uniwersum Kapitana. Cały film śmiało mógłby uchodzić za prequel (co zresztą sugeruje obcojęzyczny tytuł) zapowiadanego na maj filmu (zaserwowano zwiastun po napisach).
3D nie męczyło, a przynajmniej nie miałem odczucia jak po Thorze, że mnie z kasy wydymano. Nawet w jednej scence publika unik zrobiła, żeby nie dostać tarczą w globus. 8+/10, a w środę małpy.