Udało mi sie przebyc 4,5h maraton z juz nie tak najnowszym dziełem Johna Woo, wg. polskiego dystrybutora zatytułowanego Trzy Kurestwa… Niby jest to w kinach i pierwotnie mialem zamiar obejrzec to na duzym ekranie ale po zapoznaniu sie z tematem na necie, doszełem do wniosku ze wolałbym obejrzec to w oryginale.
Dla niezaznajomionych z tematem:
Oryginalnie są to 2 filmy (pierwszy był w kinach w lipcu 2008, drugi w styczniu br.), kazdy po lekko ponad 2h – w takiej formie były pokazywane na dalekim wschodzie i sie nie dziwie, dla Chinczyków to ponoć cos a'la nasz Grunwald (czy moze bardziej na czasie – nasze Powstanie Warszawskie) wiec są tym podjarani, z tym ze nie wiem czy u nas na zachodzie to by przeszło w takiej formie i tak koniec koncow w kinach mozemy zobaczyc połączony materiał czyli Red Cliff I+II-2h(!!) czyli i tak źle i tak niedobrze bo z tego co słyszałem w wyniku braku tych dwóch godzin w kinie ledwo co się nadąża kto z kim i po co (ja zresztą w ciągu pierwszych 40min sam miałem problemy z nadążaniem, bo 2-3 bohaterów wyglądało dla mnie po prostu identycznie…)
Tak w I i w II czesci mamy do czynienia z ładna bitwą a oprócz tego częstuje się nas głównie gadaniem i planowaniem kolejnych działań wojennych. Jak dla mnie to nie było jakoś nudne, i jak juz ogarnąłem kto jest kto i ze Zhou Yu to nie ta sama osoba co Zhao Yun to ogladało mi sie to całkiem przyjemnie, a jedyne co mi przeszkadzało to to że czasami cholernie szybko gadali i trudno było nadążyć za napisami…no i to trwanie w jednej pozycji przez 4,5h…cholerne odleżyny.
I zeby była jasność – to nie jest po prostu "bardziej widowiskowy Przyczajony Tygrys Ukryty Smok" – nie ma tu latania i odbijania sie od wody, jest to znacznie realniejszy film (imho fajniejszy) przy czym mamy tu jednak paru generałów którzy pokazują na co ich stac wybijajac w pien setki żołnierzy co chwilami przypomina Heroes of Might and Magic gdzie wszystkie bataliony to po prostu materiał do wyżynki dla wypasionych bohaterów.
Ogólnie jesli ktoś lubi wschodnie klimaty to polecam obejrzec. Jak dla mnie bez wielkiej rewelacji by sie nad tym zachwycać i peany pisać – John Woo ma po prostu za sobą lepsze filmy.