PZP(R) – Relka z Pixel Heaven 2016!!!
Prosto ze studia na orbicie Zakazanej Planety — tu nadaje Wasz PZP(R). Dziś wydanie specjalne naszego zeszytu, poświęcone retro-festiwalowi Pixel Heaven, na którym gościliśmy w miniony weekend.
Za nami już czwarta edycja tej imprezy, tym razem zorganizowanej w hali Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie. Przez weekend można było w jednym miejscu, w zasadzie pod jednym dachem, zagrać w Boulder Dasha, przyciąć w automaty lub flipery, przymierzyć okulary VR, okazyjnie kupić grę na Giermaszu (niestety, i to niejedną – CJJA), zapoznać się z polskimi gierkami indyjskimi, pograć w kultowe gry planszowe, kupić komiks bądź koszulkę, a także spotkać się z ulubionymi redaktorami pism gierkowych i zagranicznymi gośćmi. Na głodnych przed halą czekały foodtrucki, na spragnionych piwko, a na żądnych prawdziwych wrażeń – jedyne w swoim rodzaju afterparty.
Jak na retro gaming fest przystało, Pixel Heaven zaserwował prawdziwą ucztę dla pasjonatów wiekowych konsolek i komputerów. Tuż przy wejściu do hali rozciągała się strefa klasycznego grania, gdzie tradycyjnie prócz szerzej znanych Atarynek, Komciów, Spektrumien oraz Amisi stały też maszyny typu Timex 2048, Philips G7000, czy popularny Vectrex. Były też konstrukcje modyfikowane lub sklejane niemal od zera przez fanów, np. zaimprowizowana prawie z byle czego „konsolka” do gry w Duck Hunt. Szkoda jedynie, że miejsca było naprawdę bardzo mało, kompy były mocno ściśnięte, a grać trzeba było z nosem w monitorze, żeby za nami dało się przejść. Dziwi to tym bardziej, że na drugim końcu hali całe ogromne pomieszczenie miało dla siebie tylko stoisko z komiksami i sklepik z mangą.
Skoro zeszło na temat handlu — najwięcej uwagi zwracał na siebie Giermasz, który zdobył już nie lada popularność (kto był na PGA, ten pamięta kolejki). Zainteresowanie było spore, ale na tłok nie można było narzekać, co sprzyjało polowaniu na okazje. Nadmiar gotówki można było również zostawić na stoisku obok, które oferowało konwentowe gadżety w formie „pudełka-niespodzianki”. Po przeciwnej stronie sali stanowiska VR zorganizowała firma Hyperbook, polski producent notebooków – jak to się teraz ładnie mówi – gamingowych. Chętnych na przymierzenie HTC Vive nie brakowało, mimo pracy na dwa sektory kolejka nie malała. Poszłoby pewnie sprawniej, ale dopiero w połowie imprezy ktoś pomyślał, aby narzucić graczom limit czasowy.
Prócz klimatu retro impreza promuje również produkcje indie, które ładnie w tym roku obrodziły. Przede wszystkim swoje stanowisko miała giera „The Way”, o której pisaliśmy nie tak dawno na łamach PZP(R), a która zgarnęła aż trzy nagrody PH, w tym prestiżową Indie Grand Prix. Drugim wielkim wygranym imprezy jest Crush Your Enemies, o którym nie pisaliśmy, ale z pewnością jeszcze napiszemy. Uwagę przykuwało też stanowisko do gry we wczesną wersję Beat Copa — urocza pikseloza zachęcała z daleka do odwiedzin. Szkoda tylko, że w hali „indyczej” umieszczono również główną sceną imprezy, przez co odwiedzającym stoiska grało się raczej mało komfortowo, a uczestnicy spotkań, szczególnie ci dalej od sceny, mieli problem z ogarnięciem prezentacji.
Jak już zeszło na temat głównej sceny, to wypada wspomnieć o gościach imprezy. Wielkim nieobecnym PH 2016 była niestety największa atrakcja festu, czyli Peter Molyneux. Z powodów zdrowotnych Piotrek nie dał rady do nas dotrzeć, ale stanął na wysokości zadania i połączył się z imprezą via Skype. Miło z jego strony, choć co zrozumiałe fani gierek Bullfroga z egzemplarzami do podpisania mogli poczuć się rozczarowani. Dość kuriozalnie wypadli bracia Philip i Andrew Oliver, którzy postanowili wydać gierę SkySaga — sandboxowe MMO do złudzenia przypominające grę zaczynającą się na „M”, a kończącą na „inecraft”. Duchowego spadkobiercę Sensible Soccer prezentował stały już bywalec PH, Jon Hare, zaś nagrodę za debiut roku zgarnia kultowy Ben Daglish.
Pytacie, o co chodzi z tym debiutem? W tym miejscu trzeba powiedzieć nieco więcej o Pixelowym afterparty. Ta wieczorna impreza z retro koncertami odbyła się na konwentowej hali. Ton wieczoru nadał artysta o pseudonimie ZX Sinclair, który oczarował wszystkich utworem pt. „Cicho, gra się wczytuje”. Po trwających jakieś pół godziny piskach i zgrzytach nadszedł czas na zespół Under the Skin, który jednak stroił się tak długo, że nieliczni desperaci zaczęli tańczyć do próby dźwięku. Najciekawiej wypadł grający nie do końca udany synthwave duet Sexy Suicide, który rozkręcił nieco publiczność i zachęcił do powrotu na halę większe grupki uczestników. Był nawet bis, ale niestety set szybko się skończył, a chwilę później na scenę wskoczyli właśnie Jon Hare i Ben Daglish. Panowie postanowili zaserwować nam recital muzyki melancholijnej – Hare na gitarze, Daglish na flecie (sic!) – który ostatecznie pożegnał synth-klimat. Czy wystąpił ostatni w line-upie zespół Krojc? Nie wiemy. Nie zostaliśmy by się dowiedzieć, podobnie zresztą jak znakomita większość konwentowiczów (akurat występ oldbojów to był dla mnie highlight wieczoru, acz szkoda, że odbył się on w środku nocy – CJJA).
Wracając do merytorycznych punktów programu: mieliśmy zajmujące wystąpienie Petro Tychtschenko (choć pewnie prawidłowiej byłoby napisać Tyszczenko), byłego prezesa Amiga Technologies. Dla widzów było jasne, że nawet lata po zakończeniu przygody z Amigą, Petro nadal jest pasjonatem tegoż komputera odwiedzając retro-imprezy i spotykając się z fanami. W trakcie swojej prelki przedstawił skrótowo historię Amigi i korporacyjne ciekawostki – najpierw spod szyldu C=, potem A. Skoro już przy tym jesteśmy, warto wspomnieć o wystąpieniu „Amiga – prototypy i historie alternatywne” przygotowanej przez ziomów z Muzeum Historii Komputerów i Informatyki. Dzięki przetasowaniom programowym udało nam się zdążyć na ten punkt programu, jednak mimo ciekawych materiałów i prezentowanych tez sama prezentacja była średnio porywająca i skierowana raczej do najtwardszych z amigowych hardkorów. Ostatnim, lecz nie najmniejszym gwoździem programu była pogadanka z duetem Alex&Gawron, wspomaganym spontanicznie przez Borka – tak więc w ten sposób PH2016 zaliczył nieodzowny element, jakim były wspominki z burzliwych dawnych lat gieryzacji w Polsce.
Z drugiej jednak strony ciekawszy pod względem retro-wspominek był opisywany już przez nas reaktywowany Bajtek, który można było nabyć na imprezie. Podobnie jak w przypadku C&A rok temu, tu również należą się czapki z głów: przygotowanie tak obfitego i treściwego contentu w formie odpowiadającej staremu Bajtkowi musiało być nie lada wyczynem. A mamy tu wszystko co trzeba: mapę do gry, listingi do wklepania, klany różnych kompów – a wszystko to ze współczesnej perspektywy aktualnego użytkownika staroci.
Pixel Heaven 2016 był imprezą dość nierówną. Jak wiadomo, PH co roku oferuje nam nową miejscówkę – i ta ewidentnie była najlepsza pod względem powierzchniowym od poprzedniej (i nie zafundowała nam zmiany terminu imprezy), jednak przestrzeń ta nie była do końca optymalnie zagospodarowana (ścisk w jednych pomieszczeniach i hulający wiatr w innych). Względna izolacja od otoczenia, foodtrucki i browar na miejscu pozwalał też nerdom radośnie integrować się we własnym towarzystwie, bez potrzeby snucia się po mieście w poszukiwaniu jadła i napitku. Doroczną bolączką PH było też nagłośnienie i lokalizacja prelekcji, do których tylko w zeszłym roku nie można było mieć zarzutu (aczkolwiek teraz też jakieś specjalnej porażki nie było).
Szacunek należy się za promocję klimatu retro i indie, należy docenić i pochwalić inicjatywę z Pixel.Awards. Niestety przeciętny uczestnik widząc z jednej strony ściśnięte pod ścianą retro kompy, a z drugiej rozrzucone wokół głównej sceny stanowiska indie, mógł odnieść wrażenie, że te elementy są tu niejako „przy okazji”. Wolał pójść na Giermasz albo przymierzyć okulary VR – odwiedzić bardziej współczesne stanowiska, które nie tyko atrakcyjnie wyglądały, ale proponowały coś ciekawego.
Z jednej strony można przecież powiedzieć, że temat retro gier nie jest niewyczerpany (ludzi, historii i sprzętu nie przybywa), z drugiej nie byłoby chyba dobrze, gdyby PH z biegiem czasu ewoluował w imprezę bardziej współczesną i mainstreamową.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.