Deadpool nad Wisłą
Dawno nie było na naszych łamach działu Buractwo, w którym piętnujemy intelektualne inaczej wyskoki związane z krajową interpretacją zasad showbiznesu. Ten wspaniały comeback ma jednak swój ważny powód, gdyż wielkiego burola przyznajemy całej polskiej populacji kinomanów.
Otóż jak pewnie wiecie, w ostatni weekend miał poza-amerykańską premierę Deadpool. Wystartował w 61 krajach obracając w perzynę poprzednie rekordy otwarcia innych filmów komiksowych, z których w końcu żaden nie był R-ką. Pula śmierci osiągnęła 150 baniek przychodu z drugorzędnych rynków znanych jako „nie-USA”. No i z tych 61 krajów w 60 była numerem jeden.
Zgadnijcie, w którym jednym kraju nie.
Wiadomo, że Polacy jako naród od pewnego czasu starają się robić wszystko po swojemu, wprowadzając oryginalne pomysły w różnych dziedzinach życia. Kontynuując tę zaszczytną tradycję, w ten weekend postanowiliśmy udać się gremialnie na gówno Planeta Singli, zamiast zostać w chacie lub iść na Deadpoola.
Nie muszę dodawać, że ów fakt wywołał falę wesołości w zachodnich mediach. Szef międzynarodowej dystrybucji Foxa, Craig Dehmel, oznajmił żartem (?), że Polska jest teraz na czarnej liście studia. Tak więc przypuszczam, że przy okazji promocji Deadpoola 2, możemy spodziewać się podobnie ciepłego potraktowania przez bohatera, jak teraz Australijczycy czy Chińczycy.
Well done, guys.
Możliwe, że rewolucja rozpoczęła się nad Wisłą. ŚMIERĆ ADAPTACJOM KOMIKSÓW AMERYKAŃSKICH!!!
Zaraz tam gówno. Planeta Singli ma na Filmwebie ocene 7.8. Toż to musi byc romantyczne arcydzieło!!!
„Planeta singli”… To jakiś walentynkowy spin-off „Planety małp”?
Byłem na Deadpoolu i cyców mi nie urwał. Były lepsze adaptacje komiksów, ale nie z mainstreamu.
Przyczyna jest bardziej prozaiczna – dystrybutor dał ciała. Kto starał się iść na film ten wie, sale są w pełni wykupione, tyle… że najmniejsze w całych kinach. Multikino i Cinema City wraz z dystrybutorem uznali, że to niszowy crap i puści się go w salach na 50 osób. Do geniuszy z polskiej dystrybucji – pozdro i poćwiczcie
Generalnie to żyjemy w kraju, w którym wszystko jest na odwrót i mierzone w skali dziwactwa. Podobno to nawet dziki kraj. Zulusi tanich marketów i endemiczni parweniusze nie wiedzą co to Deadpool, ale Planeta singli przemawia do nich tak samo jak chińskie bambosze za 5 zyla w Biedrze, albo zupełnie niejapońskie sushi zjedzone w podobno modnej knajpie na mieście. Tak bardzo zamerykanizowaliśmy się na komediach romantycznych zza oceanu, że chcemy być i żyć jak filmowe książęta Nowego Jorku, ale przepuszczeni przez pryzmat naszych realiów. Buractwo, a nawet buractwo cukrowe!