Navy SEALS
Rozumiem zdziwienie. Navy SEALS? Giera odpalona na YT prezentuje się dzisiaj słabo, by nie powiedzieć źle. Animacja, która drzewiej kładła na kolana, przegrywa z byle współczesną grą na komórkę. Nawet grywalność wygląda jakoś biednie, na tle innych amigowych przebojów.
Przepraszam, ale muszę, choć sam film uważam za bardzo przyzwoity – CJJA:
Tyle, że Amiga Finest jest cyklem subiektywnym, a treści prezentowane tutaj to prywatne blubry i demony autorów. Stąd tu i teraz, wśród tych najlepszych tytułów, pozwolę sobie przypomnieć Navy SEALS.
Gra, luźno oparta na komandoskim filmie z Charlie Sheenem, na giełdzie była niemal system sellerem. Może nie jest to kategoria ciężka, jak obecnie Kill Zone czy Halo, ale gdyby wymieniać tytuły, które wśród bywalców giełdy miały największe wzięcie, strzelanka o Fokach byłaby w ścisłej czołówce. Łatwo ją było zaprezentować niezdecydowanemu klientowi – gdy ten pocił się w puchowej kurcie, szybko odpalało się dyskietkę, a muza i pierwsze plansze budziły niemal zawsze entuzjazm.
Te pierwsze minuty u niezdecydowanego klienta rządziły. Czołówka Oceanu, klimatyczna muza, dynamiczna wówczas animacja ludzika, klasyczny 2D platformer i tylko 1 dyskietka. Z reguły klient szybko sięgał po portfel – i ufny inne gry brał już niemal w ciemno.
Navy SEALS to niemal klasyczny produkt Oceanu – giera na licencji, platformówka oparta na filmie. M-16, pistolet, wyrzutnia rakiet, miotacz ognia – standardowe wyposażenie Fok. Obowiązkowa misja w Bejrucie i cztery inne, które zatarte w pamięci, przypomina trochę YT. Mimo pozornej prostoty sama zabawa była dość trudna – animacja pamperka może i robiła wrażenie, ale często wpadało się na nową planszę, prosto pod lufy enemy (najbezpieczniej było łazić po planszach na czworakach). Zły ruch, albo niepoprawnie obliczony skok i komandos tracił połowę energii. Szczególnie wkur**ała misja na czas, bodajże nr 3, gdy trzeba było zdążyć do evac point.
Jak na rok 1990, na komciu i spectrum był to towar z tej najwyższej półki. Wersja na Amigę była za to dość przeciętna – to rzadki przypadek, kiedy recenzenci byli zgodni, iż port (a właściwie oryginał) na Atari ST wypadł lepiej. Co więcej, miał dodatkowy poziom z helikopterem, cut scenki, więcej bossów: w tym niesławny czołg.
Tytuły jak Navy SEALS najcelniej definiowały rozrywkę na Amidze czy Atari ST. Nikt nie podważa wielkości Civilizacji, UFO, Knights of the Sky, Dungeon Master i innych kamieni milowych, ale prawda jest taka, że Amiga rządziła rynkiem casuali dzięki tytułom podobnym do produkcji Oceanu. Platformówki, strzelanki, wyścigi, bijatyki. Kolorowe, z genialną często i wpadającą w ucho muzą, oraz tzw. miodnością gry. Do tego fajnie prezentujące się na fotach w barwnych czasopismach lub w reklamach.
Stąd Navy SEALS jest może i dzisiaj grą przeciętną, ale była wielce udanym przedstawicielem swojego gatunku. Niemal każdy w nią zagrał, może nawet komuś chciało się ją skończyć. Choć w końcu Navy SEALS, podobnie jak wiele innych platformówek, po poziomie czy dwóch, szybko lądował w plastikowym boxie na dyskietki do ponownego nagrania.
Gameplay Amiga:
Okładki pożyczone z MobyGames:
Request – chyba jedna z bardziej porytych gierek na Amisię: Magic Pocket(s?)!