Wild Streets

Ci z Was, którzy znają Wild Streets, zapewne unieśli brwi ze zdziwienia widząc, że figuruje on w rubryce „Amiga Finest” zamiast „Amiga Crap”. No ale cóż, darzę tę grę dużym sentymentem, gdyż była jedną z moich pierwszych gierek na Amigę (dysk opatrzony numerem 5), a po drugie w młodości miałem moment, kiedy zaraz po przesiadce z małego Atari, koncepcja gry z super grafą o kolesiu którzy lutuje się na ulicy w towarzystwie czarnej pantery była dla mnie obłędnie genialna. Tak więc korzystając z prawa gospodarza uszczęśliwię Was na siłę opowieścią o niej.

amiga_wildstreets01

Streszczając fabułę, wygląda ona tak: Żule z Nowego Jorku porwali dyrektora CIA. Jako najlepszy agent zostajesz więc zrzucony z helikoptera na drugim końcu miasta aby przejść całe spacerkiem, skuć mordy tysiącu oprychów i uwolnić gościa. Do pomocy masz panterę.

Jak wiadomo, lata ’80 były latami mięśniaków i klepaczy. Poza kasetami video trend ten realizował się również w grach. Wild Streets co prawda ukazała się w 1990, ale mocno stoi obiema nogami w tym jakże ważnym motywie kulturowym, będąc dość typową przewijaną bijatyką ma zasadzie „idzie kolo w bok i klepie wszystkich na ulicy”. Zresztą obejrzyjcie sobie poniższy longplay, a koniecznie zakończenie, aby zrozumieć radosną koncepcyjną beztroskę twórców.

amiga_wildstreets02

Wild Streets dzieje się w Nowym Jorku, ale chyba trochę innym, niż ten normalny w Ameryce. Mamy tu południowe posiadłości rodem z Luizjany, palmy, ale też klasyczne slumsy. W toku gry musimy przebyć pięć dzielnic tego osobliwego miasta wdając się w bójki z tłumami agresywnych mieszkańców, w tym z bossami na końcu każdego levelu. Gra jest bijatyką, więc większość oponentów będziemy laczkować, aczkolwiek na sytuacje podbramkowe mamy też rewolwer z 6 kulami (amunicja niestety jest dość trudna do znalezienia, więc nie możemy sobie z niego uczynić podstawowej broni). Do standardowej interakcji z innym postaciami używaliśmy aż pięciu ciosów: wysoka i niska plomba, wysoki i niski laczek i kop z wyskoku. Ten ostatni był dość bezsensownym ciosem, jako że jego wykonanie zabierało energię również naszemu bohaterowi.

amiga_wildstreets03

Wyróżnikiem Wild Streets była oczywiście pantera, którą niby nam pomagała. Nie sterowaliśmy nią, więc pantera generalnie łaziła z lewa na prawo i w dupie wszystko miała, raz na godzinę tylko rzucała się na któregoś z przeciwników. No i w momencie gdy dochodziliśmy do bossa, pantera szła w cholerę, więc z bossami musieliśmy sobie radzić sami. A nie było to takie proste, gdyż przeciętnie bossowie mieli 300 cm wzrostu.

Co więcej, zwierz miał też swój własny pasek energii, więc mogło się zdarzyć, że polegnie w boju. Pantera nie towarzyszyła nam jednak do końca gry – na końcu levelu 5 znajdowaliśmy kolesia do uwolnienia a następnie… musieliśmy przejść z powrotem całą trasę gry, tym razem z prawa na lewo. Uwolniony kolo lazł za nami i generalnie zastępował panterę z tą różnicą, że nie podejmował walki, za to trzeba go było ochraniać, żeby go nie zaciukali, więc było super.

amiga_wildstreets04

Animacja postaci była mocno taka sobie, a co gorsza gra nie była płynnie scrollowana, tylko przełączała się na kolejną planszę po dojściu do krawędzi ekranu. Nie muszę dodawać, że często za kadrem stał niewidoczny ostatni z przeciwników, który prał nam ryj w momencie, gdy chcieliśmy przejść dalej.

Wild Streets było jedną z pierwszych amigowych gier napisanych przez Titusa (które to studio jakoś nigdy nie wprawiało mnie w zachwyt), ale trzeba przyznać, że jak na wczesną Amigę grafika byłą całkiem dobra (a nawet rewelacyjna jak dla mnie wówczas). Niestety pod względem technicznym, dźwiękowym i gameplaya już było znacznie gorzej. Żeby wetrzeć jeszcze trochę soli w ranę dopowiem, że nasza towarzyszka pantera wg instrukcji nazywała się Black Virgin. Bez komentarza.

amiga_wildstreets05

Wild Streets miało też swoje wersje na Atari ST, PC, a także 8-bitach: C64, Spectrum i Amstradzie, aczkolwiek nie czuję się kompetentny, aby się o nich wypowiadać. Zresztą po co o nich gadać, skoro wersja amigowa wyglądała oczywiście najlepiej. Nie zmienia to jednak faktu że rzężący „ryk” pantery i zapętlone 5 sekund muzyczki będą mnie prześladować we snach do końca życia.

 

Okładeczki dzięki uprzejmości MobyGames:

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

4 Komentarze(y) na Wild Streets

  1. Chyba trzeba zmienić nazwę działu na Amiga Folklor.
    Albo się wezmę i popełnię rubrykę Arcade Stars, w końcu trochę pieniądza na automatach się zostawiło…

  2. Dobrze, że w końcu pojawił się Giuliani i zrobił porządek w NY.

    • Zwłaszcza z tą południowoamerykańską zabudową.

      Z Foxa tak mocno-mocno kojarzę Titus the Fox, czyli chyba ich flagowy (?) tytuł. Zajebista i poryta to gierka była 🙂 chyba jedna z lepszych platformówek tamtych czasów.

Dodaj komentarz