IMO filmy z Craigiem to najlepsze Bondy, zgodne z duchem Flamingowskim. Filmy z Brosnanem to suchary aczkolwiek miłe w odbiorze, a Moore i Connery to prehistoria (choć Connery to debeściak) i oglądanie ich to taka trochę wizyta w muzeum (dla jasności, lubię się szwędać po muzeach, w szczególności bondowskich i pornografii)
Prawa połowa drugiej foci rzeczywiście przypomina filmy o Bondzie. Reszta – not so much.
Z roku na rok, z Bonda na Bonda, Craig wygląda coraz bardziej jak tow. Władimir Władimirowicz
IMO filmy z Craigiem to najlepsze Bondy, zgodne z duchem Flamingowskim. Filmy z Brosnanem to suchary aczkolwiek miłe w odbiorze, a Moore i Connery to prehistoria (choć Connery to debeściak) i oglądanie ich to taka trochę wizyta w muzeum (dla jasności, lubię się szwędać po muzeach, w szczególności bondowskich i pornografii)
A w mojej opinii najbliżej wizji Fleminga jest Dalton i Connery, a Craig to żywcem wyjęty Grant z From Russia With Love. Typowy agent Smerszu.
Epa jak z Borewicza, a na trzeciej focie jakby Craig miał trochę dłuższe włosy to prawie by jak Bronek Cieślak wyglądał.
Ależ gość ma nadwydętą gębę. Zupełnie jak przed wizytą w WC, lub też przed przepoczwarzeniem się w transformersa.