Super 8

Tytuł: Super 8
Produkcja: USA, 2011
Gatunek: Spielbergowski
Dyrekcja: J.J. Abrams
Za udział wzięli: Joel Courtney, Riley Griffiths, Zach Mills, Elle Fanning, Kyle Chandler, Noah Emmerich
O co chodzi: Kosmiczne sprawy na prowincji w Ohio

Mógłby grać Cartmana

Jakie to jest: Od pierwszych pogłosek o Super 8 z grubsza wiadomo było, że ludność stawia przed filmem dwa zadania: nostalgiczny powrót w klimat lat ’80 oraz – jako rozwinięcie tej idei – nostalgiczny powrót do filmów okołspielbergowskich z owego okresu, zgodnie ze schematem „dzieci w małym miasteczku mają fantastyczne przygody, a dorośli nic nie wiedzą”.

W pierwszym punkcie J.J. Abrams spisał się wzorowo: scenarzyści tak pracowicie odtworzyli klimat oldskula, ze aż dziw bierze, że film nie powstał na początku lat Cudownej Dekady. Puryści pewnie dopatrzą się kilku anachronizmów, ale na pierwszy i drugi rzut oka wszystko pasuje idealnie – chaty, bryki (choć wiele cierpi na częsty syndrom „czyściutkiego samochodu kolekcjonera”), fryzury, ciuchy, kult BMXa, reklamy i signage, dobra FMCG, popkultura. I za to największy szacun (tzw. props) dla J.J.-a: że zrobił to… zupełnie po nic. Film bez żadnych zmian scenariuszowych mógłby spokojnie odbywać się współcześnie – a może dzięki temu byłby bardziej atrakcyjny dla aktualnych smarkaczy. Jednak Abrams właśnie bez żadnego fabularnego uzasadnienia osadził akcję właśnie w tej epoce (co pewnie pochłonęło znaczną część budżetu) i trudno odczytać to inaczej niż jako ukłon w pas dla jego rówieśników, którzy właśnie na spielbergowskich filmach łykali bakcyla SF.

Dla fanów Nam Ery

Co więcej, reżyser wyraźnie nam sugeruje, że to film bardziej dla nas, niż dla naszych dzieci – ostatecznie chyba nie każdy zabierze małoletniego na obraz, gdzie mówi się „fuck” i gloryfikuje miękkie środki odurzające (to, że film dostał w Stanach kategorię PG-13 też jest znakiem czasów). Oczywiście można powiedzieć, że zdarzały się i mniej „grzeczne” spielbergowskie klasyki (głownie innych reżyserów, jak Gremlins czy Goonies), ale nie aż do tego stopnia.

Tak czy inaczej, jako głównych bohaterów mamy grupę dzieciaków, której skład archetypiczny jest jak najbardziej zgodny z kanonem: przystojny chłopczyk po przejściach (tu ewidentnie zrobiony na Elliotta z E.T.), grubas, świr (w tym wypadku piroman) i nerd. Mniejszości narodowe reprezentuje zawsze aktualny Żyd, który był w dawnych czasach bardziej akceptowalny niż Murzyn czy Azjata. Oczywiście mamy też lasię – tutaj ponownie powierzchownością nawiązującą do postaci E.T. – młodej Eriki Eleniak. Są i dorośli: ojciec – policjant głównego bohatera, który musi przyjąć na klatę konfrontację nie tylko z wojskiem, ale i z odświeżonymi problemami osobistymi. Inny „dorosły” to hippis z lombardu/zakładu foto, którego los rzucił dość luźno w objęcia kosmicznych wydarzeń.

A my narzekamy na rozkład jazdy

Zadzierzgnięcie akcji również jest prosto z podręcznika filmowego Stevena. Jak każdy wie, nasi bohaterowie kręcą na 8 mm film amatorski, co oczywiście jest kolejnym ukłonem – tym razem właśnie w stronę Spielberga. Podczas tegoż kręcenia dzieciaki są świadkami katastrofy pociągu przewożącego supertajny ładunek. Incydent wnet wywołuje zainteresowanie wojska, które najeżdża miasteczko Lillian, a nikt poza młodymi nie kuma co jest grane. Samo wykolejenie zrobione jest mega epicznie no i jest najbardziej widowiskową sceną filmu. Tutaj Abrams ewidentnie postanowił odejść od klimatu klasyki i zafundował nam scenę jak najbardziej współczesną, z dużą ilością latających wagonów, wybuchów i sytuacji „o mało co” – co było raczej niewykonalne przy technologiach efektowych omawianego okresu. Takichże FXów jest zresztą w filmie oczywiście więcej i nie ma się co łudzić, że produkcja miała charakter rekonstrukcji filmowania z epoki. Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy gdy powiem, że w filmie pojawia się obca forma życia, która również powstała dzięki CGI – aczkolwiek trzeba przyznać, że potraktowana jest w sposób również spielbergowski. Nigdy właściwie nie widzimy jej w całości i tylko w kilku ujęciach można się zorientować jak owa forma właściwie wygląda. Podsumowując wątek production value („widowiskowości” – jak to przetłumaczono w filmie) teraz za tę samą kasę można pokazać znacznie więcej niż w czasach „dobrego Spielberga”. Tak więc J.J. Abrams nie wahał się pokazać więcej, przy czym efekciarstwo na szczęście nigdy nie przyćmiewa tu fabuły i bohaterów.

Stare, dobre klimaty

No właśnie, fabuła i bohaterowie. Niestety tu zaczynają się schody, które określiłbym syndromem Mission: Impossible-III. W obu filmach Abrams starannie odrobił lekcje, zawarł wszystkie istotne elementy, napisał scenariusz mający ręce i nogi i kilka potencjalnie powerfulnych scen. Niestety zabrakło ostatniego tchnienia ducha w to poprawnie poskładane dzieło. Bohaterowie – owszem fajni i wierni swoim archetypicznym pierwowzorom, zdarza im się całkiem sporo zabawnych żartów, ale mimo wszystko nakręceni są nieco sztywno, bez polotu i energii. Z fabułą jest też nie za dobrze – znakomity pierwszy akt, jednak potem struktura zaczyna się nieco sypać. Podobnie jak bohaterowie, nie za bardzo rozumiemy o co chodzi wojsku, zwłaszcza że finalne starcie US Army z zagrożeniem z kosmosu jest pokazane dość chaotycznie. A już końcowe rozwiązanie kwestii kosmicznej również nie pachnie logiką zbyt mocno. Policjant – ojciec Joego, głównego chłopczyka, działa zdecydowanie i fajnie, ale jakoś rozmija się z główną akcją i jego finalny występ pozostawia wrażenie pary w gwizdek. Główny „zły”, czyli pułkownik Nelec, również mógłby być nieco ciekawszą postacią (że ponownie wrócę do E.T. i tamtejszego „Klucznika”). Nie są to jakieś wady krytyczne, ale niestety widać, jak odróżniają dobrego rzemieślnika Abramsa od wybitnego reżysera z polotem. Przy całym moim szacunku dla J.J.-a muszę stwierdzić, że znacznie lepiej idzie mu produkowanie filmów/seriali niż ich reżyserowanie. Może i tutaj powinien zatrudnić do reżyserki Dantego czy Donnera i dostać film genialny – zamiast tylko świetnego. No ale z drugiej strony ciężko tak chłopa krytykować – ewidentnie był to jego jakiś tam „projekt marzeń”, więc zrozumiałe, że chciał go zrobić sam.

Pomimo tych niedociągnięć, finalne sceny przyjemnie zamykają nam film, bezbłędnie nawiązując do klasyków, które znamy i lubimy. Dla osób szukających głębi w oglądanych obrazach (co nie jest takie dziwne, bo jak wspomniałem, utwór jest ewidentnie adresowany do takich starych pierników jak ja) mamy też nieskomplikowaną symbolikę dojrzewania i budowania dorosłych relacji pod płaszczykiem produkcji amatorskiego zombie-filmu. I dlatego właśnie należy Super 8 Wam polecić.

Ocena (1-5):
Klimacik:
5
Kosmiczne sprawy: 4
Our weapons are useless: 4
Fajność: 4

Cytat: Oh, drugs are so bad!

Ciekawostka przyrodnicza: Opisywana przez głównego bohatera technika dry-brusha jest doskonale znana każdemu malarzowi pamperków do Warca.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

20 Komentarze(y) na Super 8

  1. Fajność:4 i rekomendacja?

  2. No taki paradoksik. Zobaczyć trzeba, ale miałem nadzieję na więcej.

  3. Ale żem się synchronizował z recką J.J. Adamsa 😛

  4. Film jest ekstra. Dostałem to co chciałem. Z ciekawostek zastanawiam się czy…

    SPOILER

    …ten stwór wcinał tych ludzi czy ich tylko oblizywał. No i czemu to wojsko ntak napieprzało po całym miasteczku we wszystko.

    End of SPIOLER

  5. Film w 3 pyty dobry, szkoda tylko ostatniego aktu który wygląda tak jakby Abramsowi z 50-milionowego budżetu zostało jeszcze 40 i trzeba było $$$ gdzieś wydać. Mimo wszystko świetny powrót do kulti eightees, kultu rowerowego, kultu "żelków" itd.

    8/10

    BTW. Jak zaczną się napisy końcowe nie wychodzcie z sali, bo zaraz wystartuje best amatorski filmik ever 🙂

  6. @snappik

    Zakładałem że każdy czytelnik tej strony jest Człowiekiem i w kinie siedzi do końca napisów. Mylę się?

  7. @Lord New Age

    Może się mylisz:)

  8. @LNA
    Każdy czytelnik tej strony jest "nietypowym człowiekiem", to zdanie jest prawdziwe. "Człowiek" w czasie napisów dosiorbuje colę i sprawdza czy aby na pewno cały popcorn zjedzony w czasie walki o pierwszeństwo przy drzwiach wyjściowych z sali kinowej.

  9. @Bezel
    A dzięki, dzięki. Torturr niecnie ostrzegł przed spojlerem i gdyby nie ta odpowiedź to mógłbym, nie daj Boże, dać się zaskoczyć w kinie… :/

  10. oj, ludzie, bez przesady. Ten film cierpi na chorobę pod nazwą: "podmień dzieciaki na dorosłą obsadę i poza kilkoma pojedynczymi scenami – będzie zupelnie bez różnicy".

    Co w przypadku "Goonies" bądź "E.T." byłoby zupełnie niemożliwe.

    Film jest bardzo udany do momentu wykolejenia. Dalej jest coraz słabiej… nic się nie dzieje! Tu nie ma wcale schematu "Dzieciaki przeżywają przygodę, a dorośli nic nie wiedzą".
    Dzieciaki dowiadują się o sensacji w tym samym momencie, co główny dorosły. Czyli w momencie jak sięzaczyna ostatni akt filmu. W międzyczasie – nic! Żadnych cudów na kiju, żadnych przygód.

    JJ Abrams – zbieraj zabawki i wracaj do TV, gdzie Twoje miejsce.

    Co nie zmienia faktu, że w sumie film zły nie był. Tylko nie rozumiem skąd te pochwały, że dobrze się wywiązał z założeń koncepcyjnych.

  11. Pierwszy film od chyba 1,5 roku, na jaki poszedłem do kina. Mnie się podobał, bo pewnie jestem sentymentalny. Przez cały czas zastanawiałem się czy niektóre rzeczy dlatego mnie średnio jarają bo sa gorzej zrobione czy dlatego, że już jestem nieczułym starym dziadem…

  12. Trochę rozczarował. Niby wszystko na miejscu, ale jeden wielki minus: TO JUŻ WSZYSTKO BYŁO. O ten archetyp chodzi bo po kiego grzyba wyciągać go z lamusa i nic ciekawego nie dodać? Trochę się zmieniło jednak przez te lata w konstruowaniu opowieści. A tu jakby nic się nie zdarzyło od 30 lat. Wyszedł drapieżniejszy E.T. Po co, skoro ten pierwszy jest i tak lepszy? Chwała za atmosferę, nie epatowanie cyfrą, dobrą grę – człowiek od jutrzejszej gazety spisał się ekstra i kolejna Fanningówna… eee to źle brzmi… 🙂 W każdym razie szkoda, że Abrams nie zakręcił tego scenariusza bo wyszła historyjka, którą już znamy z kilku filmów co najmniej.

  13. A mnie film na maksa rozczarował. Styl fajny, ale reszta po prostu nudna. Zero kreatywnosci, nowych pomyslow. Klimat jak za dawnych lat nie wystarczy gdy cala reszta jest taka prosta. Od czasu Bliskich spotkan… i Goonies jednak "kilka" filmow o takiej tematyce powstalo. Nie mozna ciagle opowiadac tej samej historii. Szkoda, bo klimat tak idealnie Spielbergowski, ze moglo byc swietnie.

  14. Weyland-Yutani – widzę, że zgadzamy się w 100 procentach. Kurde. Wielka szkoda, naprawdę. To mógł być taki film, do którego z łezką w oku wraca się po 20 latach. A jest dupa. Ładna, świetnie nakręcona, ale jednak już zbyt dobrze znana dupa.

  15. No dobrze to ja bym chcial wiecej jakie to filmy od czasu Spotkan i Goonies jeszcze powstaly. Tytuly poprosze.

  16. Wszystkich mi się szukać nie chce, ale pierwsze z brzegu jakie pamiętam to Starman, Taken, cały cholerny serial X-Files, animowany The Iron Giant czy nawet komediowy i świeży Paul. Kosmici, wojsko/agenci rządowi, ucieczka, źli ludzie bla, bla bla.

    Film taki jak Super 8, z tak tajemniczą kampanią reklamową i tak genialnie ukrytymi informacjami o głównym "stworze" powinien zaskakiwać. Czy Ciebie chociaż raz zaskoczył? Bo ja cały czas wiedziałem jak się skończy, tylko miałem nadzieję, że się mylę. Nie myliłem.

  17. He, he, nawet Lilo i Stich był oryginalniejszy, a jechał tym samym szkielecie fabularnym.
    Uwaga SPOJLER!
    Miałem chociaż nadzieję, że dzieciak na końcu nie puści łańcuszka. Powie coś w rodzaju: daję mamie odejść, ale będę ją pamiętał. Ale nie! Amerykańskie zakopanie przeszłości by triumfowała świetlana przyszłość musiało nastąpić!

  18. Film mega na wypasie. Kto zauważył napój slusho? 😀

  19. Film ogladniety z lagiem. Dawno nie widzialem tak dobrego filmu! W pytecje dobry! Wady w ilosci sladowej celnie opisal komandor, ale to drobiazgi. Dobre kino.

Dodaj komentarz