Moonstone

Moonstone chłopaków z Mindscape trudno zaliczyć do tytułów relaksacyjnych – a w sumie o takich miałem teraz pisać. O ile Cannon Fodder dość swobodnym podejściem do rzezi wywoływał na twarzy banana to Moonstone, kolejną dekapitacją naszego bohatera, doprowadzał do przysłowiowego wkurwa.

Na początek kilka słów o samej grze. Powstała w złotym dla Amigi roku 1991, w studiu kultowców z Mindscape. Skomplikowane zawiłości fabuły wyjaśniało pokrótce intro: wezwany przez druidów heros, z pomocą siły, nagiej stali i męstwa miał znaleźć i zwrócić tytułowy moonstone do Stonehedge.

Na starcie wybieraliśmy jednego z 4 herosów. Różnili się przede wszystkim kolorem zbroi i miejscem rozpoczęcia przygody. Wybieraliśmy pomiędzy rozkosznymi okolicami Misty Moor, zielenią Green Forest, porannymi mgłami łąk Wetlands czy ostrym słońcem równin Northern Wastelands. Początek też teoretycznie definiował bestie, z którymi przyjdzie nam się potykać. Najłatwiejsze były takie kolczaste kulki, które potrafiły naszego herosa powiesić na drzewie lub mroczne dziki.

Zabawa w Moonstone polegała na turowym poruszaniu się po mapie świata, eksploracji zapomnianych lokacji, miast czy wież czarnoksiężników celem zakupu/sprzedaży towarów magicznych lub podbicia statystyk. Właściwy fun rozpoczynał się w lokacjach gdzie trzeba było rozprawić się z tamtejszą fauną czy przy spotkaniu innego delikwenta szukającego również księżycowego kamyka.
Walki były genialne. Strumień juchy pod wysokim ciśnieniem, rozwlekane flaki, oderwane kończyny, my kontra tuzin bestii. Tak byłem na te walki nakręcony, że niemal czułem odór trolli z ekranu czy zimno stali. Do tego były nieprzyzwoicie trudne i tu dochodzimy do początkowego wkurwa.

To był jeden z tytułów gdzie aż się prosiło rzucić joyem o ścianę, mięsem w kierunku ekranu, wyładować się na kimś niewinnym. Poziom emocji podnosił smok, który co jakiś czas pustoszył krainę a zbyt wczesne spotkanie z bestią zamieniało nas w wesoło płonącą szczapę. Dopiero w późniejszym etapie gry, podpakowany rycerz radził już sobie niemal z każdym – nawet smoka można było zarżnąć stosując prosty patent z szybkim waleniem mieczem po gębie stwora. Wyczyszczenie lokacji z wrażego inwentarza owocowało dostępem do skarbów i zwiększenia siły, wytrzymałości lub krzepy o 1 punkt (do max 5).

Moonstone zapamiętany został jako przecudowna rzeźnia – dozwolona, uwaga już od 12 latek. Krwawa, brutalna jatka w klimatach dark fantasy. Do tego proszę Państwa, zabawa w dwóch (max to 4 graczy) czyli pojedynki o kilka błyskotek czy klucze do ostatniej lokacji kończącej grę były naprawdę epickie. Marzy mi się komputerowa Magia i Miecz w klimatach Moonstone. Albo rimejk Moonstone na licencji MiM.

Komenty FB

komentarzy

Komercha

5 Komentarze(y) na Moonstone

  1. E, tam smoka można było ubić bez jakiegokolwiek problemu nawet zwykłym mieczem w podstawowej zbroi. Oczywiście nie opłacało się to robić na początku bo gad miał tendencję do szybkiego eliminowania konkurencji.

    Gra była super ponieważ przeciwnicy byli mocno zróżnicowani a wraz z upływem czasu stawali się twardsi, wyskakując w parach.

    Pamiętam jeszcze "Crittersy" i ich masakrowanie – to była prawdziwa frajda

    W całej grze brakowało mi dzierlatek. Wprawdzie była wieża, ale zamknięty tam był jakiś stary dziad. No i oczywiście gra w kości, która potrafiła odstraszyć od hazardu w realu.

  2. Nie pamietam dokladnie, ale scrackowana wersja pozwala oszukiwac przy kosciach. Generalnie to szkoda ze nie bylo sejva.

  3. Brak sejva nie był problemem jak się odkryło bug z nieśmiertelnymi nożami w kręgu. Chociaż gra miała tendencję do "sypania" się.

    Edit

    Zanalazłem coś takiego.

    [url]http://www.youtube.com/watch?v=5fmP04pxiJo[/url]

    Pobrałem i się trochę ubawiłem

  4. Jak mozna było nie wspomnieć o muzie z intro?

  5. Bo to oczywista oczywistosc!

Dodaj komentarz