Tron: Legacy

Tytuł: Tron: Legacy
Produkcja: USA, 2010
Gatunek: Wirtualne światy
Dyrekcja: Józef Kosiński
Za udział wzięli: Cillian Murphy, Jeff Bridges, John Sheridan, Olivia Wilde, młodzież
O co chodzi: Walka z dyktatorem w środku komputera

Zaginione zdjęcia z T1

Jakie to jest: Tron: Legacy to kolejny z sequeli klasyków nakręcony po latach – co jak wiadomo zawsze powstaje w boleściach i zawsze prowokuje najgorsze obawy. Żeby było jeszcze ciekawiej, reżyserem był debiutant Józef Kosiński. I co? I wyszło.

Pierwszy Tron był jak na swoje czasy cokolwiek nietypowym filmem disneyowskim – niby dla dzieci, a jednak nie infantylnym, wstawiającym do mainstreamu kilka nowatorskich natenczas konceptów wirtualnej rzeczywistości, AI i zsieciowienia. No i oczywiście tworzącym swoją własną fluorescencyjo-wektorową estetykę, że nie wspomnę już o przełomowej technologii samego filmowania.

Latka poleciały, Jeff Bridges odpuścił sobie kino familijne, a Disney został z kacem po Tronie. Nie spieszyło mu się do sequela – z jednej strony by nie powtarzać męczarni, jaką był sam proces produkcji, a z drugiej bojąc się spalić legendę filmu. Wszystko idzie do przodu, więc pierwsza przeszkoda została już dość dawno pokonana, jednak najwyraźniej nie tak łatwo było znaleźć pomysł na sensowną kontynuację – zwłaszcza, że rzeczywistość komputerowa w międzyczasie poszła w swoją stronę, a i w kinie pokazano nieco koncepcyjno-matrixowych nowości.

Ciekawe po ile na eBayu

Po bardzo ostrożnym wybadaniu gruntu – najpierw w postaci gierki Tron 2.0, potem poprzez comic-conowy teaser, w końcu projekt ruszył i pan Kosiński wziął się do roboty. Trzeba przyznać, że podejście miał bardzo zdrowe – konserwatywne. Tron: Legacy jest ideowo niemal ciągłą kontynuacją jedynki, nie stawiając specjalnie na głowie jej koncepcji i właściwie aktualizując ją tylko do naszych czasów. Film nie stara się na siłę dopasować realiów Grida do obecnego kształtu internetu, możliwości komputerów i tego typu blubrów – pozostając nadal w fantastycznej sferze gadających programów (co jest ładnie wyjaśnione w monologu Flynna na wstępie), systemu operacyjnego działającego jako VR i laserów przenoszących ludność do komputera.

Można zarzucić filmowi pewien prymitywizm fabularny, ale w porównaniu z tak hołubionym przez nerdów oryginałem jego fabuła jest szalenie zawiła, choć nadal oczywiście mega przewidywalna – zresztą prawie całkowicie streszczona w trailerach. Oto mamy nową wersję Grida, na czele której stoi wirtualny klon Flynna – niejaki Clu. Oczywiście po okresie początkowej współpracy Clu postanowił poprowadzić sprawy po swojemu i stopniowo zakończył współpracę ze swoim twórcą – sam Flynn pozostaje od lat więc uwięziony we własnym wirtualnym świecie. Na jego poszukiwania wyrusza niejako przez przypadek wyrodny synek, Sam i ma w komputerze różne przygody.

Sam Flynn! Recognize!

Tak więc podobnie jak w jedynce mamy zmagania ze złym overlordem cyberświata – tym razem spersonifikowanym w postaci Clu. Sam świat uległ też sporemu rozwojowi – mamy teraz miasta i stadiony dla programów – a także oczywiście knajpy. Po ulicach nadal jeżdżą znajome czołgi, na torach lightcycle, na niebie statki i neo-recognizery. Mamy też kilka transportowych nowinek w postaci myśliwców i lotni, które oczywiście wszystkie służą celom pościgowym. Takie rozbudowanie świata niechybnie musiało zwichrować film postmodernistycznie – mamy tu więc echa Blade Runnera, Riddicka (a może nawet Diuny), a także oczywiście Matrixa. To ostatnie przejawia się głównie w postaci wzmiankowanego lokalu dla programów, na którego czele stoi niejaki Castor. Koleś niestety jest postacią kompletnie nieudaną – stara się być połączeniem psycha z Doomsdaya, Alexa z Mechanicznej pomarańczy i Davida Bowie. Niestety stara się tak bardzo, że jego występ ma charakter mocno autoparodystyczny i z postaci która fajnie wyglądała na papierze, na ekranie zostaje coś mocno żałosnego.

Dobrze, że ma kask

Skoro już przy narzekaniu jesteśmy, trza napomknąć o samym wątku bohatera tytułowego. Przewidywalna na maksa rola Trona zostaje tu tak totalnie rozwodniona, że aż żal – szkoda, bo z jego postacią można było pod koniec coś fajnego zrobić. Inne dziwactwa to totalnie zlany wątek buntu programów i mesjanizmu Flynna, a także mangowy koncept nowej formy życia powstałej w cyberprzestrzeni. To ostatnie jest niby ważnym motorem działań Flynna, ale film traktuje cały ten wątek per noga.

Ciekawy jest motyw zenowskiej przeciwwagi postaci i apartamentu Flynna w stosunku do technokratycznego imperium Clu – taka mała próba podniesienia wymowy filmu o oczko wyżej, która niestety pada ofiarą wspomnianych niedorozwiniętych wątków.

No ale poza tymi ułomnościami jest naprawdę dobrze. Genialna muza Daft Punka tak idealnie buduje klimat, że wciąga nas do filmu bardziej niż 3D. Nowoczesne brzmienia mieszają się tu z samplami rodem z Amigi czy Atari, a generalna epa ciągnie tempo filmu. Fajnie też jak sobie człowiek przypomni, iż w trailerze wszyscy się podniecali odmłodzonym ryjem Bridgesa – natomiast w filmie ten trick towarzyszy nam niemal cały czas, choć nie zawsze do końca w udanym wydaniu. Sztandarowe tronowe motywy czyli lightcykle i walka na dyski są tu oczywiście podkręcone do granic percepcji widza i podobnie jak w oryginale są siłą filmu – czego nie można powiedzieć o ich wersji rozwojowej, czyli walce powietrznej, która nie ma już tej epy.

Komputerowy fryzjer zarabia

W odróżnieniu od jedynki, nie spędzamy tu za wiele czasu w rilu. Korporacja Encom istnieje nadal i nadal nie dzieje sie w niej za dobrze – pojawia się nawet wredny synek Dillingera. Jest to jednak tylko właściwie pretekst dla rozbujania postaci Sama i zmotywowania do pomocy staremu. Warto tu zaznaczyć, że cały wątek korporacyjny jest mocno oldskulowo disneyowski w sensie „jak mały Jasio wyobraża sobie funkcjonowanie wielkiej firmy”. Skoro już o Samie mowa – Garrett Hedlund w jego roli jest jednym z bardziej bezbarwnych aktorskich ryjów jakie widziałem w życiu, ale na ekranie radzi sobie OK. Nie wyobrażam sobie jednak za bardzo by zrobił jakąś wielką karierę charyzmatycznego bohatera, łącznie z kolejnymi sequelami Trona. Natomiast pani Olivia Wilde daje bardzo radę – nie tylko estetycznie, ale też całkiem nieźle jej idzie rola programu starającego się zostać człowiekiem, mimo że w uproszczonym z konieczności wydaniu. Nie wspomnę o samym Bridgesie, którego udział w filmie przez lata stał pod znakiem zapytania. Koleś zarówno w wersji starej jak i młodej wypada genialnie i kolejny raz sprawdza się teza, że nawet w filmie z dzieciakami dobrze mieć jednego doświadczonego dziadka. Aż dziw bierze, jak koleś był w stanie zagrać siebie samego w wersji sprzed 30 lat (abstrahując od komputerowego gładzenia mordy). Miło też zobaczyć Kapitana Sheridana w roli większej niż epizodyczna serialowa.

Największy mój ukłon dla Kosińskiego z mojej strony to – podobnie jak dla King Konga Jacksona – uznanie za pieczołowitą staranność, z jaką zrobiono film. Mimo śladów po rożnych koncepcjach, które nie do końca się sfinalizowały, faktycznie widać, że koleś włożył serce w to, żeby Tron: Legacy szanował oryginał, a jednocześnie stanowił swoją własną dobrą historię. Oczywiście film ma słabości, ale nie umniejsza to w żadnym stopniu faktu, że ambicje i intencje autora są godne podziwu. Rodaku, I am not disappointed.

Ocena (1-5):
Design: 5
Epa: 5
Muza: 5
Fajność: 5

Cytat: I’m not your father, Sam. But, I’m very very happy to see you.

Ciekawostka przyrodnicza: Poza trzecim odcinkiem sagi (zapewne od początku planowanym) Disney przymierza się też do animowanego serialu Tron.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

21 Komentarze(y) na Tron: Legacy

  1. Film zajebisty, można dostać oczopląsu ale końcówka zdecydowanie najsłabsza.

  2. zdecydowanie dobry a daft punk gniecie suty. Rzeczywiście latanie i działko trochę mi przypominało g.i.joe nowe, chociaż pewien nie jestem bo tam te sceny batalistyczno-latające mnie tak znudziły że usnąłem (oczywiście na g.i.). Trona z chęcią obejrzałbym w kinowym full hd czy coś a nie w tym całym 3d, chociaż to może wina tego że noszę okulary i kolejne szkła mnie wkurwiają a efekt jakiś czasem nieczytelny jest i wydaje mi się że w plebejskim standardowym formacie bardziej by mnie wszytko cieszyło. Tak czy siak , film zadziałał jak rocket fuel i zrobiłem się cały twardziejszy 😀

  3. a mnie się Castor podobał. ciekawy był też zabieg, że real był w 2d, a sceny w gridzie w 3d. chociaż jeszcze fajniej by było, gdyby całość była w 2d.

  4. Fajny film, ale niedostatki scenariusza bolą o wiele bardziej niż ascetyczny scenariusz starego filmu.
    Stary Tron pełen jest uroczej naiwności jaką miała stara fantastyka, teraz już się tak nie da.

    Słaba była nowa laserowa dezintergracja /teleportacja.

    W Tronie to była dla mnie WIELKA scena.
    Jak dzieciak widziałem ten fragment gdzieś w PRLowskiej TVP (może w Kosmicznym teście), był on dla mnie symbolem niemożliwej wtedy do zobaczenia super-zajebistej fantastyki.

    [i]Kurde, komputer rozwala laserem jakiegoś fajnego brodacza![/i]

    Szczęśliwie owa TV nadrobiła potem zaległości, ale musiałem oglądać u babci na czarno-białym TV (podobnie jak ANH).

    A w T:L jest bzyyyt i koniec, co to ma być?

  5. Spoko recka – tylko czemu film nie dostał znaczka że podobał mi się? 😐
    Podobnie jak LNA również zawiodłem się sceną digitalizacji – mam nadzieję, ze zostanie w całości ukazana na DVD, bez tego sztucznego cięcia.

  6. Kochany Lordzie New Age, urocza naiwność to imo pasuje do Swiata Czarownic, jak zamierzasz przeniesc perelowskie obrazki obcowania z fantastyką na wspolczesne kino? Ot nie da się i tyle. Po 30 nie ma miejsca na nerdvane 🙂

  7. Tron 1 jest filmem bolesnym do oglądania nawet patrząc przez okulary z filtrem kultu, wobec czego nadejściem sequela zainteresowałem się dopiero po info, że muzę stworzy Daft Punk.
    Kontynuacja jest dla mnie bardzo "dobrym średniakiem", głównie ze względu na świetną warstwę wizualną i zaskakująco zgrabne zgranie super muzyki z akcją na ekranie.
    Trio Junior/Senior Flynn i Quorra daje radę, a Castor jest REWELACYJNY! Tytułowy Tron to faktycznie zmarnowana postać. Ogromnym zawodem jest za to 3D, które powinno masakrować oczy widza, a w filmie jest jak by w ogóle nieobecne.

  8. @Garret
    A czy ja gdzieś sugeruje że to się da przenosić?? Porównuje tylko obie wersje. Kiedyś łatwiej się wciskało kit o ludzikach żyjących w kompie.

    @Badus. Trona starego przypomniałem sobie dzień przed wycieczką na T:L. FPMS.

    A teraz cisza, wracam do Salomona K.
    Garret oddawaj książki!

  9. Czyli jednak dalej trzy de zostaje trzy de tylko z nazwy i nawet w takim Tronie nie ma go wcale albo minimalnie?

  10. @Carbon – 3d w tronie użyte rozsądnie – nie rzuca się w oczy i nie nadaje filmowi wrażenia taniego efekciarstwa na tym punkcie – za to się reżyserowi należą jak największe brawa.

  11. a jaki jest system dawania etykiety 'film podobał mi się"? najwyższe oceny, recka generalnie przychylna, to jak?

  12. @smutny
    Nie rzuca się w oczy "za bardzo". Właśnie po tym filmie spodziewałem się nawet takiego taniego efekciarstwa, bo po prostu pasowałoby ono do całej tej ascetyczno-świecącej się LEDami wizualizacji świata.

    @Carbon
    Poza kilkoma momentami (program przebity dyskiem na igrzyskach!) to widocznego 3D brak.

  13. Dziękuje za odpowiedzi, szkoda, liczyłem właśnie na prawdziwe efekciarstwo, bo gdzie jak gdzie ale w tym filmie należało się. Tak czy siak będzie trzeba zobaczyć 🙂

  14. Mam to gdzieś, wszędzie tylko jakieś 3d, nie idę na to i poczekam aż będzie normalnie.

  15. -> Lordzie nie! Jeszcze nie przeczytałem 2 tomu.

  16. Jak dla mnie Castor był świetny, najbardziej podobał mi się (tu użyje języka recki) jego ryj podobny do mordy Davida Bowie.

  17. IMO film nie zasłużył na FPMS, bo za muzę powinien dostać 6, a gdyby dodać ocenę za grę to młody Flynn i Castor są mocno przeciętni i zaniżają ocenę łączną do 4. O ile ten drugi ma do odegrania epizod, ważny ale jednak stosunkowo krótki, o tyle młody Flynn niedostatki aktorstwa przejawia zbyt często. Niby nie ma tragedii, ale gdy przychodzi odegrać scenę bez biegać, skakać, to czegoś mu brakuje. Taki Hayden wiecie gdzie. 🙁
    Poza tym niektóre gadki Flynna seniora, czy jego starego przyjaciela w realu (nie mam pamięci do nazwisk) z rozmowy z młodym Flynnem, ta z "I was paged" niestety sztampowe i na kasecie 😀 będą skłaniały do przewijania.
    I raz jeszcze o muzie, która jest potężna i przenika nas angażując mocniej niż 3D, którego moim zdaniem jest w sam raz ile potrzeba. Muza przykrywa niedociągnięcia o których była mowa w reckce i powyżej. Sprawia, że wszystkie niedociągnięcia można wybaczyć, bo dzięki niej całość jest kompletna, a film taki na jaki czekałem.
    Podsumowując film mi się podobał, ale nie film podobał mi się. 🙂

  18. wizualnie bardzo ładny
    muza debeściacka

    scenariusz na poziomie ataku klonów

    tyle chciałem powiedzieć tylko 😛

  19. Film podobał mi się to wyróżnienie za wyjątkowe doznania kultowe podczas oglądania. Teoretycznie kwitek ten może być przyznany ze specjalnych powodów nawet w przypadku filmów o fajności <5, aczkolwiek chyba się to jeszcze nie zdarzyło…

  20. Film mocny jest w ryj.
    Dostałem wszystko czego oczekiwałem. Do przewidzenia było, iz pojawia sie pewne niedostatki, co jest normalne przy takich efekciarsko zaawansowanych produkcjach. Ale to są szczegóły. Błahe drobiazgi. Na które nalezy byc przygotowanym.
    Oby tylko pojawiła się jeszce wersja 2D.

  21. Trochę jak sen nerda, a gdyby tam w Tronie były lotnie itp. itp.

    Dla mnie wypas za : a ) arkejdy i nostalgię w stosunku do 1
    b ) muzę i wizualia (kudosy za utrzymanie koncepcji)
    c ) dobrą grę aktorską (nawet młody wypada dobrze w porównaniu z zalewem młodego drewna) i epickie teksty (np. początkowy)

    BTW masa nawiązań wizualnych do SW – gwardia imperialna, imperator, sceny pościgu na lotniach, działko a la sokół millenium itd. pozostawiła mnie trochę nastawionego ambiwalentnie

    A co do Castora to mi przypominał masywnie Chrisa Tuckera z Piątego Elementu – oczywiście porównania do ryja Davida jak najbardziej na miejscu.

Dodaj komentarz