Daybreakers

Tytuł: Daybreakers
Produkcja: USA, 2009
Gatunek: Genialne połączenie Matrixa i Zmierzchu
Dyrekcja: Bracia Spierig
Za udział wzięli: Elias, Stary Damien, Kapitan Typho, lala z Transformers 2 i Ethan Hawke
O co chodzi: Koniec świata dla wampirów

Są też sceny dla dorosłych

Jakie to jest: Każdy widzi, że od momentu wymyślenia wampirów przez Stephenie Meyer od „Twilighta”, nie tylko wilkołaki, ale i ten jej pomysł jest plagiatowany w kinie na prawo i lewo. Taką właśnie zrzynką, do czego bez żenady przyznaje się w haśle promocyjnym, jest film Daybreakers.

Każdy głupi wie o co chodzi: (prawie) wszyscy na ziemi są wampirami, co jak można się domyśleć, generuje deficyt hemoglobiny. Jest to o tyle palący problem, że głodny wampir to awanturujący się wampir, niezależnie od krawata – zamienia się on w nietoperzowatego monstera i atakuje kogo popadnie. A ponieważ próby wynalezienia działającego substytutu krwi spełzają na panewce, cała ludzkość (że ją tak nazwę) stoi na krawędzi niebytu. Na razie jakoś sobie radzą prowadząc matrixowe farmy, w których hodowani nie-wampirzy ludzie są źródłem naturalnej krwie, ale jest to rozwiązanie niewydajne i krótkookresowe.

Naszym bohaterem jest oczywiście wąpierz, Edward Dalton (Ethan Hawke, nawet imię zerżnęli!), hematolog pracujący nad sztuczną krwią i stojący moralnie po stronie ludzi. Stojąc po ich stronie stroni od ludzkiej krwi pijąc w zamian jakieś ersatze niby Angel i generalnie chodzi smutny, zwłaszcza że jego brat stoi po stronie reżimu i wyłapuje dla rządu w celach konsumpcyjnych nielicznych pozostałych ludzi.

Prawie jak Angel

A właśnie. Bo pomysł stworzenia funkcjonującego wampirzego społeczeństwa (czy wręcz świata) był jedną z głównych ambicji reżyserów – braci Spierig. Niestety wyszło to tylko na pierwszy rzut oka sensownie – ku swojej zgubie panowie postanowili połączyć dwie dominujące koncepcje wampiryzmu: wirus i czary-mary, co wyszło nieco kretyńsko. Ludzie żyją w domach zabezpieczonych przed światłem słonecznym, jeżdżą samochodami, które w dzień zaciemniają szyby i podają obraz z kamer, jeśli już muszą łazić za dnia, obywatele przemieszczają się tylko metrem i podziemnymi chodnikami, którymi można dojść z każdego miejsca na świecie w każde inne. Jednak z niewiadomych powodów wampiry już np. nie odbijają się w lustrze. Jest to niezły smaczek do pokazania działania lusterek w samochodzie, ale życzę szczęścia każdemu wirusowi, który chciałby osiągnąć na swoich ofiarach taki efekt. Słońce nasze wampiry oczywiście pali, ale zarzucenie sobie kapoty na głowę (znowu a’la Angel) rozwiązuje problem, odbite światło również nie przeszkadza. Kołek w serce oczywiście działa, na temat krucyfiksów i czosnku źródła niestety milczą. Spójność świata zaczyna się też sypać w momencie, gdy okazuje się, że wampiryzmem dotknięte są także zwierzęta (zabawny wtręt o fali pożarów lasów spowodowanych przez łażenie zwierząt po słońcu) – ciekaw jestem jak w tej sytuacji miałby przetrwać jakikolwiek ekosystem. Najgorszą jednak wtopą jest fakt, że cała ta kurde epidemia zaczęła się… 10 lat przed filmem. Jak w tym czasie wszyscy zdążyli się w 100% dostosować życiowo i infrastrukturalne i po czym wnoszą, że są nieśmiertelni – nie wiada. Przy tym wszystkim zamieszanie typu „czy korporacja to rząd” przechodzi prawie niezauważenie.

Who are you?

Aspekt społeczny świata zalatuje mocno innym plagiatem Twilighta, czyli True Blood. Grupy ludzkich aktywistów/rebeliantów walczą o przeżycie, co stanowi oczywiście z punktu widzenia ludzkości wielki dylemat, jako że z drugiej strony są oni sposobem na przeżycie dla ogółu. Są wampirzy politycy sympatyzujący z ludziami (np. Senator Kapitan Typho) i dramaty podzielonych rodzin. Nie zabrakło też zamieszek polococktowców na tle braków w zaopatrzeniu. Full set.

Sam design świata jest bardzo estetyczny, acz ciut wtórny. Wszyscy obywatele krążą po monochromatycznych lokalizacjach ubrani jak na pogrzeb. Wiele motywów (ciuchy, budki z krwią) zalatuje stylistyką lat ’40 – bo to takie nawiązanie do noir i w ogóle. Bardziej stechnicyzowane elementy dekoracji cechują się eleganckim ascetyzmem, choć i tu zdarzają się wtopy (np. kretyńskie hełmy nurków, w które wyposażony jest zły SWAT).

Od razu widać, że margines

W swoich poszukiwaniach humanitarnego rozwiązania kwestii kohabitacji ludzko-wampirzej nasz bohaterski Edward spotyka całkiem kultową obsadę – Willema Dafoe czy Sama Neilla. Rozumiem, że bracia Spierig swoim błyskotliwym Undead wyrobili sobie reputację, która pozwoliła im zrobić Daybreakers i przyciągnąć takie nazwiska – niestety Undead miało wszystko, czego Daybreakers nie ma: oryginalne podejście, kultowe sceny akcji i trzymającą się kupy fabułę. Nie chce mi się wchodzić w niuanse spoilerowe aby przytaczać wszystkie fabularne kretynizmy Daybreakers, łącznie z ostatecznym rozwiązaniem nurtującego nas problemu, ale jest ich naprawdę sporo. W swoim dążeniu do ukazania spójnego świata bracia przekombinowali i osiągnęli efekt odwrotny do zamierzonego – mimo kilku fajnych pomysłów, cała fabuła to jedna wielka klisza. O postaciach też mógłbym napisać, że są niezłe, gdyby nie to, że widziałem je w stu innych filmach. Film jeszcze z grubsza ratuje swój aspekt horrorowy, jednak tylko na poziomie „a kuku”.

Daybreakers więc mogło być fajne, ale na koncepcyjną drogę do tej fajności nawet nie wjechało. Fotosy i zapowiedzi sprawiały wrażenie czegoś oryginalnego, jednak niestety oryginalność skończyła się na tym etapie. Trzeba jednak przyznać, że reżyserzy zaoszczędzili nam ostatecznego wampirycznego plagiatu w postaci Ethana Hawke błyszczącego złotą skórą w promieniach wschodzącego słońca. To się chwali.

Ocena (1-5):
Świat: 3
Wampiryzm: 2
Sens filmu: 2
Fajność: 3

Cytat: Life’s a bitch and then you don’t die

Ciekawostka przyrodnicza: Nie ma nic ciekawego w tym filmie poza tym, że miał premierę 11 września (ale nie TEGO roku).

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

6 Komentarze(y) na Daybreakers

  1. E tam – w kinie bawiłam się na tym całkiem dobrze 🙂 Scena eksperymentu w laboratorium rządzi i i nieźle się przy niej uśmiałam – mam nadzieję, że to było zamierzeniem panów reżyserów 🙂

  2. dodam, że to chyba najgorsza rola Willema, jaką widziałem

  3. Zgadzam się z recką. Imho parę fajnych scen i to już wszystko. Nic więcej fajnego w tym nie ma. A szkoda.

  4. W ocenie zabrakło kategorii: [b][/b][b]kultowa obsada[/b][b][/b], bo chyba dla panów S.N. i W.D. warto dzieło obejrzeń. Choć Ethan też się stara i jest kilka fajnych scen. Reszta j.w. 🙂

  5. scenariusz był tak kretyński, że nic by tego filmu nie uratowało … lub ktoś napisał dobry scenariusz, ale uznano, że się nie sprzeda więc stuningowano go do bełkotu…

  6. A mi się podobało – ot, fajny film. Do oglądania, a nie roztrząsania.

Dodaj komentarz