Joe Blade

Seria Joe Blade to okazja by ponarzekać – „takich gier na Atari brakowało”. Oto on, Joe Blade, jednoosobowa armia, eliminująca na kolejnych planszach dziesiątki żołdaków szaleńca Bloodfingera i ratująca dyplomatów z podziemi siedziby obłąkańca.

W przerwach pomiędzy faszerowaniem ołowiem strażników Blade unieszkodliwia bomby (nie są mu straszne proste zagadki logiczne, na które trafia przy okazji rozbrajania kolejnych pułapek), skacze po platformach i szuka kluczy do tajnych pomieszczeń.

Gra była świetna. Rychło okazało się iż gloryfikuje wojnę, a chłopaki Bloodfingera niepokojąco przypominają esesmanów – u jednych wzbudziło to dodatkowe rumieńce i dodało nowe pokłady cierpliwości, kiedy to głowice magneta po raz kolejny zgubiły ostatnią jednostkę gierki, u innych obudziło taką trwogę, iż gra trafiła na indeks ksiąg i gier zakazanych, wycofano reklamy, a tytuł wywalono z dystrybucji. W tym momencie proponuję prosty konkurs o jakim kraju mowa?

Joe Blade, poza wspomnianym wyżej przypadkiem, sprzedał się świetnie. Prosta gierka, fajowa grafika i radosna napierdalanka zaowocowała pośpiesznym sequelem. W dwójce nasz bohater rzucony został na nowy front – ulice Londynu, gdzie jak trafnie w roku 1989 przewidziano, w przyszłości miasto dotknie plaga meneli, punków, anarchistów, kryminalistów i emigrantów.

Myk był taki iż Blade’owi odebrano giwerę, a enemy trza likwidować było skacząc skurwysynom po głowach – jak w życiu. Ówcześni recenzenci zauważali również, iż gra straciła klimat skradanki (jakby kiedykolwiek miała) i stała się prostsza. Gra nie była jednak prostą napierdalanką – misja była konkretna: zabić setkę bandytów w 10 minut i uratować 20 zakładników. Podobnie jak w jedynce swawolne mordowanie uprzyjemniały dzieciakom proste gierki logiczne.

Wypada jeszcze wspomnieć Joe Blade 3, który o dziwo ukazał się wyłącznie na Spectrumnie i Amstradzie. Ot i exlusive. Porządkowo dodajmy również, iż całą serię wydało mało znane Players, a imć Joe Blade’a wymyślił i stworzył po raz pierwszy w roku 1987 Colin Swinbourne. Na koniec polecam okładkę Joe Blade 2 i miłe konotacje z rodzimym przebojem Franko. Przynajmniej mi się tak szlachetnie kojarzy.

Komenty FB

komentarzy

Komercha

1 Komentarz na Joe Blade

  1. ten hiro z okładki do drugiej części szczególnie mógł się podobać kochającym inaczej 🙂

Dodaj komentarz