Avatar
Tytuł: Avatar
Produkcja: USA, 2009
Gatunek: Rewolucyjny rysunkowy film dla dzieci
Dyrekcja: James Cameron
Za udział wzięli: Marcus, Uhura, Ripley, Ana Lucia, brat Phoebe
O co chodzi: Pocahontas
Not in Kansas anymore |
Jakie to jest: Kiedy po czterech latach wyjętych z życia James Cameron wreszcie obejrzał swój film-cud niewątpliwie był nie mniej ukontentowany niż Dżordż po pierwszej projekcji TPM. I podobnie też jego wyczekiwane dzieło odbiera wyczekujący widz.
Jestem pewien, że każdy z czytelników naszego skromnego periodyku netowego idąc na Avatara miał jakąś tam nadzieję, że film będzie reprezentował sobą choć ciut więcej niż proste story Pocahontas, które wynikało z trailera. Niestety, nic z tego. Jake zostaje Avatarem żeby szpiegować Na’vi > Jake wdraża się w Na’vi > Bitwa > Koniec. I to cały film, sorry za spoiler.
Można sobie wyobrazić, jak Cameron sobie to wszystko wykoncypował: Miał zamiar załatwić sprawę tak, jak to zrobił z drugim trailerem: przytłoczyć widza wizualną i muzyczną epą, kompleksowym acz nienachalnym settingiem akcji no i przede wszystkim designem Pandory, a dzięki 3D mieliśmy się czuć, jakbyśmy tam byli – jednym słowem doznanie kinowe na nowym poziomie. A że fabułka i postacie do tego cienkie jak 1D – tego nikt nie zauważy.
I’m blue |
Cameron realizując swój plan aby cały film oprzeć na zachwycie widza Pandorą nacisnął całkiem dobre guziki, niestety ponaciskał je źle. Kolorowy design fauny planety nie kojarzy się z niczym innym jak Pokemonami czy w ogóle bajkami dla dzieci. Sama kultura Na’vi to tak prozaiczna kalka z indiańskich archetypów, że chyba Karol May daje Cameronowi kiwkę zza grobu. Planeciarne stwory są oczywiście bardzo fantastyczne, ale przypominają mi mocno wymyślone zwierzęta, które projektowałem w podstawówce na plastyce dorysowując nogi i oczy w dziwnych miejscach do istniejących zwierząt, a całość kolorując na fioletowo. Mówcie co chcecie – ale o ile militarny design Cameron ponownie załatwił wzorowo, o tyle ten organiczny to gigantyczny fail. Aż ciężko mi wyobrazić sobie, że ktoś, kto nakręcił Aliens i future war w Terminatorach był w stanie zafundować nam taką żarówiastą pstrokaciznę. Oczywiście wszystko to można tłumaczyć wymogami efektów 3D, jednak obawiam się, że to po prostu kolejna oznaka, że Cameron zlucasiał i postanowił nakręcić bajkę dla dzieci.
Wziuuu! |
Jednak kolorowe stworki to jeszcze pół biedy. Największy i najdziwniejszy zarzut jaki można postawić filmowi Camerona to to, że jest on najzwyczajniej w świecie nudny. Początek w bazie i wprowadzenie do świata jest w miarę fajne, jednak w momencie rozpoczęcia etapu Pocahontas film zamienia się w pozbawioną fabuły serię scenek 3D prezentujących różne indiańskie stwory i obyczaje. Od tej chwili zaczynamy spoglądać na zegarek zadając sobie co chwila pytanie „Kiedy ta bitwa?”. Narracyjne powtarzanie oczywistości (zapewne ponownie skierowane do młodszego widza) nie poprawia tu wrażenia.
Drugi problem to postacie. Za nami są już czasy Aliens, kiedy mogliśmy z czapy wymienić wszystkich członków oddziału i powiedzieć kto co robił w filmie – nawet ci, którzy nie mieli żadnych kwestii. Tutaj postacie drugoplanowe są tak cienkie, że głowa mała. Git, że płaski jak naleśnik jest kolega głównego bohatera Jar Jar, ale potencjalnie fajna postać pilotki Rodriguez to totalny zlew. Pani podejmuje w filmie kilka ważnych decyzji, ale skąd się jej one biorą i jakie jest jej nastawianie do całej tej zabawy – możemy się tylko domyślać. Fajnie, że zarzut niedorobienia przylega nawet do postaci naszego głównego kolesia, Jake’a Sully. Jak mamy rozumieć, jego motywacja początkowo obraca się wokół odzyskania sprawności w ciele Avatara – jednak tak naprawdę jego kalectwo nigdy nie jest w sensowny sposób podkreślone. Gość momentami sprawia wrażenie, że całkiem dobrze się czuje na wózku i nie ma specjalnego doła z tego powodu. Pomijam też absolutną olewkę jego relacji ze ś.p. bratem, którego zastępuje na Pandorze. Bawią za to jego mądrości dorsza i paremie wygłaszane w postaci narracji do widza – film byłby lepszy, gdyby je sobie darować.
Zaginiona scena piłkarska |
Na szczęście, jest kilka postaci, które mają filmowe ręce i nogi: Jest to naturalnie np. ukochany przez wszystkich płk Quaritch, który jest tu wcieleniem wszystkich twardzielskich wzorców wojskowych z historii popkultury i ma kilka niezłych scen, w których tego dowodzi. James postarał się też o przyzwoitą postać dla Weaver, która dodatkowo fajnie zmienia swoje nastawienie po przepięciu do Avatara. Salut też dla kolegi Ribisi, którego fajnie jest zobaczyć jako korporacyjnego gnoja z fajnymi tekstami.
Gadając o Avatarze nie sposób nie nawiązywać do Aliens, bo chyba dla każdego jest oczywiste, że bez tego klasyka Avatar by nie powstał – a przynajmniej nie w tym kształcie. Jak wspomniałem, masturbacja militarna jest bez zarzutu: dropshipy, mega dropshipy, roboty walczące na broń palną i noże, typowe „centra operacyjne” których designu Cameron nie zmienił właściwie od czasów T2, maszyny budowlane – to widoczne znaki rozpoznawcze tego pana. Fajne jest nawiązanie do nurtującego od lat fandom problemu „Czy misja marines na LV-426 była na usługach korporacji, czy państwowa”. Miło też, że James pomimo swojej inspiracji i zachłyśnięcia mangą potrafi przekładać mangowe idee na całkiem zachodni technologiczny design. Cameron osiągnął zresztą już chyba etap Tarantino wstawiając do filmu masę innych autonawiązań: T1, T2, True Lies, Titanic. Chwała mu zatem za to, że chociaż przez część filmu czujemy jego dawną rękę mistrza. Oczywiście widać ją też podczas finałowej „matki wszystkich bitew”: choć dla każdego normalnego widza bitwa „prymitywy vs. technologia” jest z definicji mało atrakcyjna, w tej scenie Cameronowi z grubsza udało się osiągnąć efekt, który powinien mieć cały film: wizualno-muzyczny overload pozwala nawet z przyjemnością oglądać tę wadliwą koncepcyjnie wizję. Bitwa, w odróżnieniu np. od dzieł Lucasa, wyreżyserowana jest w sposób logiczny i zrozumiały dla widza, który cały czas wie co się dzieje, który z bohaterów gdzie jest i co robi. Nie zmienia to faktu, że jej struktura dramatyczna jest dość prostacka, no ale to film dla dzieci w końcu. Natomiast całe niby-ekologiczne przesłanie filmu wali już mangą na kilometr. Osoby które grały w FF7 albo chociaż widziały film Final Fantasy będą kręcić z niedowierzaniem głową – tutaj niestety transplantacja wschodnich idei na sposób amerykański nie odbyła się już tak bezboleśnie.
Rajd Walkirii |
Technicznie film jest można by powiedzieć bez zarzutu, ale w sumie łatwiej się robi realistyczne CGI kiedy rysuje się fantastyczne stwory – co nie oznacza, że komputerowa kreskówka nie wali chwilami po gałach. Natomiast cały efekt 3D, którym Avatar stoi to kolejny raz tylko bajer. Owszem, jest parę fajnych 3D-scen, ale nadal obstaję przy zdaniu, że amba żeby teraz całe filmy kręcić w 3D to idiotyzm. Naprawdę nie warto stawiać wszystkiego na głowie i poświęcać filmu po to, aby owe efekty pokazać. To nie rewolucja, panie Cameron. To ślepa uliczka.
Niestety nie popisał się też pan Horner. Brak sensownego motywu muzycznego, za to masa generycznych tribali. Mała rehabilitacja następuje w ostatnich epicznych momentach filmu, ale to niewielka pociecha – ponownie tęsknimy za Titanikiem. Jak to zwykle u Camerona, dostajemy film pocięty. Widać pozostałości po scenach i wątkach, które powinny być, a ich nie ma – no ale nic nie szkodzi, obejrzy się na DVD. Po Director’s Cut nie spodziewam się bynajmniej takiego skoku jakościowego jak w przypadku Aliens czy T2, ale może coś tu się da poprawić.
Tak więc Avatar to film bynajmniej nie dla fanów SF. Podobnie jak Titanic przeznaczony jest dla byle kogo, jednak Titanic nie był tak bolesny w oglądaniu dla nerdów. Smutne, że koleś, który w znacznej mierze stworzył współczesne filmowe SF potrafił je sprowadzić do tak niskiego plebejskiego mianownka. Nie wiem, czy Avatar był filmem marzeń Camerona, jak King Kong dla Jacksona – jeśli tak, to megaporażka. Reżyser generalnie poświęcił cały swój dotychczasowy kunszt i cofnął się w rozwoju filmowym po to, by pokazać dzieciom stworki w 3D, dodatkowo starając się chyba konkurować rozmachem z SW i LotRem. Nie wiem, czy Camerona niczego nie nauczyła historia Lucasa i TPMu -może uważał, że sam potrafi lepiej. Sorry, ale pod względem rozbudowania fabuły, postaci i najzwyklejszego zaangażowania widza, przysłowiowy Titanic był filmem sto razy bardziej cameronowskim niż Avatar. Better luck next time.
Ocena (1-5):
Militaria: 5
Prymitywalia: 1
Matka wszystkich bitew: 4
Fajność: 3
Cytat: You see? He moved.
Ciekawostka przyrodnicza: Cameron nieźle antycypował karierę Worthingtona. W czasie kręcenia Avatara koleś był praktycznie no-namem, w momencie premiery – celebrytą.
Written by: Commander John J. Adams
spodziewałem się, że avatar dostanie większe zjeby, ale recka i tak daje radę.
Brat był ciekaw dlaczego Masajów w niebieskiej farbie uświniono…
recka-czad. naprawdę zajebiście poczytać jakieś mądre słowa o Avatarze w zalewie mega infantylnych, sloganowych tekstów typu "każdy chciałby żyć w świecie bez wojen", "korporacje sa be, bo niszczą Pocahontas" albo "rewolucja – kino już nigdy nie będzie takie jak dawniej".
i jeszcze jedno! pan recenzent wstawił cienki cytat! [i]"na tym pieprzonym księżycu nie da się rzucić patykiem, żeby nie zbrukać jakiejś świętej paprotki"[/i] było lepsze! 😀
na filmwebie znalazłem taką oto wypowiedź i w sumie nie moge zrozumieć, czemu JJA nie napisał recki w takim klimacie:
[i]Jestem w szoku. Mam już 29 lat. W jakiś sposób tak się stało, że wychodząc z sali nie chciałem wracać do naszej szarej rzeczywistości – obudziło się we mnie dawno uśpione dziecko reagujące w emocjonalny sposób na piękno, którego tak bardzo mi brakowało. Z każdą minutą filmu co raz bardziej chciałem się zagłębić w tym świecie i już tam zostać. Na zawsze. [/i]
za forum powtorze:)
W imaxie wizualnie rewelacja. Ale zerowy ładunek emocji. Nawet nie wiem dlaczego, czy to fabuła, eko pierdy czy szamanskie pierwiastki ktorych szczerze nie znoszę. Film mnie jakoś nie obszedł specjalnie. To nie pelna emocji łepetyna jak po np D9.
Pierwsze 30 minut naprawdę mi się podobało, potem jak się oswoilem z graficznym wypasem zacząłem się niemal nudzić czekając na finałową konfrontację. No i serce miałem po zlej stronie.
Moje wrażenia są następujące:
Z najnowszym filmem Camerona mam ten sam problem co z Titaniciem – jest to film dla nastolatków. Kolorowy i polukrowany świat jest scenerią w której zawiązywane są poszczególne wątki no i akcja. Już z początku jest to dość dziwnie "śpieszone". Wywalenie scen z Ziemi i dodanie głosu z offu ma nam dać tylko podstawową wiedzę na temat motywacji i odczuć jakie targają Sullym. Nie wiem jak innym ale mnie nie zwykle trudno było zawiązać jakiś bliższy konatkt z głównym bohaterem, którego poznajemy już na orbicie Pandory zdającego krótką i niepełną relację z wydarzeń jakie zaprowadziły go na tę planetę. W tym miejscu zacząłem odczuwać pewien niedosyt wynikający z podporządkowania jakości opowiadanej historii prawom do budowania akcji oraz oprawy wizualnej. Nasz transport do obcego świata jest szybki i efektowny ale to wszystko lekko trąci podejściem charakterystycznym dla przeciętnego filmu 3d – nastawionego na tani i śpieszony efekt.
Fakt iż są pewne braki w atrakcyjnym kreowaniu osobowości figur pierszoplanowych nie oznacza od razu że w filmie będziemy mieli do czynienia z paradą "papierowych ludzików". Tych w Avatarze nie ma ale co do umiejętności wykreowania naprawdę wartościowych i w miarę skomplikowanych postaci to nie poznaję dawnego Camerona. Pani doktor, pułkownik i całe zastępy Ziemian na których losie mi średnio zależało stanowią dość kiepską zbieraninę kolonizatorów. Oczywiście fakt, iż mówimy o filmie PG-13 ma tutaj duże znaczenie. Chłopcy Quatricha z jednej strony są źli a z drugiej przez ich usta nie przechodzi ani jedno brzydkie słowo. Jak na film, który ostro zapożycza od "Tańczącego z Wilkami" Avatar ma również problemy ze stonowanym obliczem podboju, którego przebieg przypomina wybuch fajerwerka. Zabrakło mi tutaj bardziej mocnych scen jak znęcanie się na Dunbarem czy śmierć Sisco w filmie Costnera.
O Ziemianach wiemy jedno – są źli bo chcą minerału i pieniędzy. Co wiemy o Navi? Standard – przywiązane do przyrody dzikusy, które są ofiarami ludzkiej cywilizacji. Jest to mocno uproszczone i naiwne podejście. Odszedł od niego nawet wspomniany już Costner portertując konflikt ze szczepem Pałnisów jako mroczny element egzystencji prymitywnych ludów. Jednak powtarzam – AVATAR to film dla trzynastolatków. Jedne rzeczy można pokazać, drugie nie można a trzecie się nie opłaca. Tak więc wizja kotopobnych istot jest mało skomplikowana i służy tylko jednemu – uzupełnieniu warstwy wizualnej filmu.
Jak wszystkim już wiadomo bohaterem nie jest Jake Sully tylko jego Avatar, a ostoją rozwoju historii jest jego interakcja z florą i fauną Pandory. To się podoba a Cameron puszcza nam oczko zza kamery i pyta: "Fajne, co nie?". Owszem jest ładnie, jest kolorowo, trójwymiarowo, ale… To tylko obraz świata Navi. Ludziom reżyser poświęca mało czasu przez co film cierpi na pewien niedobór. Tubylcy są mało skomplikowanymi czcicielami naturalnego porządku otaczającego świata. Odcinają się od technologii, złożonych form organizacji społecznej itp. Natomiast wizja inwazji ludzkiej cywilizacji jest moim zdaniem zaniedbana. Działalności naszej rasy poświęca się za mało czasu ekranowego przez co musiałem Cameronowi uwierzyć trochę na słowo. W filmie motyw dewastacji przyrody za szybko przechodzi w otwarte wypowiedzenie wojny i na pierwszy plan wysuwa się przebieg działań militarnych. Tłumaczenie iż coś się akcjonariuszom nie podoba schodzi na dalszy plan. A skoro już o tym mowa to jest to IMO kiepskie usprawiedliwienie, które jakby nie było odnosi się do użycia form ekstremalnych (broni nuklearnej, chemii). Ale czemu Quatrich i jego korporacyjny szef nie mieli by zastosować tej samej metody co Wojsko Amerykańskie w XIX w. przeciwko Indianom? Opracowanie jakiegoś śmiercionośnego szczepu ospy czy czegoś podobnego i podrzucenie go Navi nie powinno stanowić problemu i nie narobiłoby hałasu.
W filmie kłują w oczy nawiązania do innych filmów (w tym poprzednich obrazów Camerona). Część z fanów twierdzi, iż mimo wszystko Avatar ma podstawy oryginalnej historii bo nikt jeszcze w nurcie sf./fanasy. nie stylizował kolonizację obcych planet na wzór imperiów Europejskich z XVI w. Jest to oczywiście bzdura. Avatar kopiuje całe zbiory elementów fabularnych z Diuny Herberta nieznacznie je tylko modyfikując. I tak znowu mamy do czynienia z człowiekiem, który przybywa na obcą planetę, o wrogim środowisku. Bohater jest pod ogromnym wrażeniem miejscowej fauny i tubylców, których egzystencja i religia jest ściśle powiązana z zamieszkiwanym przez nich światem. Rozwój wypadków jest także bardzo podobny – przybywa grupa okrutnych kolonizatorów szukających cennego surowca, bohater wiąże się z prymtiwnym szczepem, sam przechodzi kolejne próby, dosiada lokalne potwory a na końcu prowadzi "swoich" do zwycięstwa. Podsumowując – Cameron się pod tym względem nie napracował.
Nie mogę także zapomnieć i przeboleć zestawu nawiązań, które dla mnie jako fana Obcego mają wielkie znaczenie. W Avatarze gdzieś w tle majaczą pozostałości po niezrealizowanym pojekcie Alien 5. Jeżeli czytaliście mój tekst poświęcony AvP to wiecie że Cameron miał w planach realizację piątej odsłony i naprawienie tego co zepsuto w A3 i AR (miał napisać scenariusz a reżyserować Ridley Scott). Prace poszły daleko i James zaczął już nawet opracowywać historię na potrzeby projektu kiedy to Fox anulował wszelkie starania stawiając na AvP. Była to duża niesprawiedliwość tym bardziej iż Cameron próbując podpiąć swój wcześniejszy pomysł Avatara pod Aliena 5 zorientował się że takie połączenie ma OGROMNY potencjał. Teraz to widzę i ten fakt sprawia że jestem BARDZO ROZGORYCZONY.
Wyobraźcie sobie, Pandorę jako rodzinną planetę obcych. Ripley, Hicks i Newt są częścią wyprawy mającej na celu zgłębienie tajemnic/zrozumienie/wykorzystanie obcych. Hicks, który ma poparzoną twarz pała chęcią odwetu za swoje kalectwo i okrutną śmierć towarzyszy z oddziału Marines (Quatrich mówi że oberwał pierwszego dnia na Pandorze i wtedy właśnie nabawił się swoich blizn). Ripley, która teraz poznała ten wrogi świat bliżej nabiera dla niego szacunku i jest gotowa powstrzymać szaleństwo człowieka, z którym kiedyś dzieliła wspólny los. Newt mogłaby zastąpić Chacon biorąc udział w operacji jako pilotka rozdarta pomiędzy jej przybraną matką i przybranym ojcem. Obcy znani z poprzednich części byliby czymś w rodzaju niższych istot zamieszkujących tę wrogą planetę. Odpowiednikiem Navi mogłyby być bio mechanoidy przypominające trochę Gigerowską LI. A planeta byłaby niczym z koszmaru szwajcarskiego grafika – wszędzie rozciągałaby się biomechaniczna, żywa struktura. Gdyby to wszystko tak zrealizować, w formie sequela to postacie, które przejawiają się na ekranie zyskałyby ogromną głębię. Po pierwsze nie trzeba by było marnować czasu na stwarzanie tła emocjonalno motywacyjnego dla każdej z nich. Cameron spisując scenariusz skupiłby się na rozwoju akcji i atrakcji a Scott umiejętnie by to pokazał. Kiedy obserwowałem Quatricha strzelającego do Augustine i zabijającego Chacon to widziałem Hicksa, który robił to Ripley i Newt. Z bohatera stałby się opanowanym zemstą nikczemnikiem, którego motywacje moglibyśmy lepiej zrozumieć. Tak samo jak jedną z jego ostatnich linjek: "Jak to jest być zdrajcą własnej rasy?". Quatrich jawi się tutaj jako pozbawiony motywacji faszysta. Hicks z Michaelem Biehnem w tej roli byłby postacią tragiczną – upadłym bohaterem.
Alien 5 nie doczekał się jednak realizacji w takiej formie i już się pewnie nigdy nie doczeka. A szkoda bo Cameron byłby zmuszony do pisania wymagającej historii dla dorosłych (a nie nastolatków). Jego współpraca ze Scottem obejmowałaby pewnie doskonalenie technologii 3d i opiekę nad projektem. Wyobraźcie to sobie – NOWY WYMIAR TERRORU w kinie.
Ale powstał Avatar – film ładny, dobrze zrealizowany ale mający braki. Cameron, który jak dobrze wiecie potrafi nie tylko coś atrakcyjnie pokazać ale także opracować pasjonującą historię, wykreować ciekawe postacie, zadbać o odpowiedni dobór aktorów itp. tym razem nie zabłysnął. W Avatarze brak mi takich postaci jak choćby Hudson, który z początku jawiąc się jako błazen i pozorant przechodzi po kolejnych zwrotach akcji do pozycji zrzędy a później dzielnego Marine potrafiącego odejść "z kopem". QUatrich jest dość poprawny, ale… to wszystko. Mogę go podsumować prostym – bez rewelacji.
Podobnie jest z narracją – poprawną ale także śpieszoną, obliczoną przede wszystkim na atrakcję. Cameron chciał zaprezentować możliwości nowej technologii przez co spokojne acz konsekwentne wprowadzanie poszczególnych postaci, bardziej wysublimowane rozwijanie tempa akcji, pobudzanie emocji widza za pomocą środków merytorycznych itp. zeszły na dalszy plan albo ich po prostu zabrakło.
Moim zdaniem reżyser Terminatora uległ złemu wpływowi zaawansowanej technologii co dziwi bo w końcu motyw jej obrzydzania jest zawarty nie mal w każdym jego filmie. Skupienie się na poszerzaniu środków wyrazu kina 3d i chęć zysku (PG-13) sprawiły, iż dostaliśmy sTitanicowaną wersję Obcego 2. Mogło być lepiej.
Najśmieszniejsze będzie jak ***spoilers*** jąkający się półgłówek.
Film taki zły nie jest, osobiście trochę śmieszą mnie ludzie którzy oczekiwali drugiego Aliens (zrobienie lepszego obrazu o kosmicznych wojakach jest fizycznie niemożliwe:)).
Avatar ma dwie gł. wady: A-jest zbyt pocięty (gdyby skrócić scenki plemiennych pieśni i zamiast nich rozwinąć początek i postacie drugoplanowe, byłoby gites), B-wersja 3D jest jedyną słuszną, jeśli chodzi o wrażenia (dżungla, ostrość obrazu – miodzio).
Największy IMO plus Avka to dobrze poprowadzony wątek Jake'a i Neytiri, potencjalnie najłatwiejszy do spieprzenia. Cholernie obawiałem się lukru pudru z Titanica, na szczęście Jim wybrnął z tego obronną ręką.
Oczekiwałem mieszanki JP, Titanica, Aliens i innych i to dostałem. Jak dla mnie, takie 8/10 jako film 2D a 9/10 jako 3D experience (oby dir cut naprawił błędy kinówki).
Dla niektórych "Pieprz i wanilia" był nudny, a dla innych obowiązkową pozycją niedzielnego popołudnia. Odnoszę wrażenie, że to kolejna recka w duchu, zestarzałem się i zapomniałem z czym to się je. Byłem w kinie na filmie z rzeczy samej rozrywkowym, jak i większość moich kultów. Nie chcę mi się rozmyślać jakich idei był transplantacją, po prostu fajnie się bawiłem. Mnie Cameron nie zawiódł 🙂
Zgodzę się, że film, zwłaszcza na początku, był zbyt pocięty. Może w wersji BD/DVD wzorem Aliens przywrócony zostanie ziemski background i może lepiej poznamy niektóre postacie.
większość twoich (i moich) kultów próbowała odnaleźć dzieciaka w dorosłym, a nie dzieciaka w dzieciaku (bo kiedyś głównie dorośli chodzili do kina, bachory większość czasu spędzały z ryjami przed tv, więc jakieś standardy intelektualne trza było zachowywać). tak się kiedyś filmy kręciło. no ale nie będziemy tu smęcić – rok 2009 nie był wcale aż tak tragiczny. przede wszystkim narodziła się nowa nadzieja – Neil Blomkamp. być może gościu okaże się duchowym spadkobiercą starych wyjadaczy typu Verhoeven, Cronenberg czy Cameron właśnie. zapowiedź jego następnego filmu (żadne tam District 10) napawa wiarą, że nie wszystkim przekroczenie nowego millenium zlasowało mózgi.
Blomkamp: "I want my films to have that harsh 1980s kind of vibe; I don't want them to feel glossy and slick. I've got one science fiction idea that I'm absolutely in love with, which I'm pretty sure is going to be my next film. 99% sure; it's totally original, it's my own story. It's set on another planet and it will be violent, very violent. Hopefully, this will be a bit unique, very much a reflection of me.
Spoilery usuwa się do momentu premiery. Jeżeli film jest już w kinach można pisać co się chce. A może o zakończeniu Gwiezdnych wojen też nie można pisać?
won mi ze spoilerami do SW! …jestem na etapie nowej nadziei i musze jeszcze dwie czesci obejrzec….
Podejrzewam, że 12sto latkowie dostają na Avatarze (3D) spazmo-orgazmów, ale czy coś w tym złego, z mną było tak samo jak miałem tyle lat i oglądałem Aliens czy inne filmy dla "dorosłych". Czasy się zmieniły, ja pierwszy raz odpaliłem vhs z filmem w wieku 7 lat był to Rambo pierwsza krew więc potem wszystkie filmy dla dzieci były infantylne, więc i avatar taki być musi. Wyszedłem z imaxu zadowlony i najśmieszniejsze i gdy na ostatnim obiedzie świątecznym siostra "żony" zapytała jak było powiedziałem bardzo fajnie fabularnie pocahontas, ale bawiliśmy się mega dobrze" Nie czytałem recki na zakazanej , więc JJ nie jesteś jedyny, podejrzewam że mógł być to spisek i był to remake w 3d i tyle.
Heh mi się bardzo podobało – nie czekałem na drugie Aliens bo Aliens oglądałem kilkanaście lat temu.Tak jak czytam niektóre wypowiedzi uświadamiam sobie że niektórych nie było szans zadowolić heh nerdzi.. pozdrawiam i uciekam
odnoszę wrażenie, że ci, którzy mieli czelność idąc do kina oczekiwać od filmu porządnej historii i nie kupili wizji JWP Camerona, zaczynają być traktowani jak banda rozkapryszonych snobujących się snobów
No co Pan, takie wrażenie zalatuje teorią spiskową 😉
> garindan – nie każdy ogląda film w dniu premiery, zwłaszcza jeśli takowa ma miejsce w okresie świąteczno-wyjazdowym. Wstrzymałbym się do Nowego Roku z epatowaniem spoilerami.
Ja poczekam aż się dzikie tłumy przewalą przez imaxy. Ale spojlery chyba nikomu filmu nie zepsują, przy takim fabularnym deżawu.
Jeśli ktos ma wątpliwości co do serca, jakie włożone w rewolucyjny sposób nagrywania Avatara, ten making of go przekona: http://www.youtube.com/watch?v=thsc60UTUIE&feature=player_embedded.
Czy tylko ja uważam ,ze te efekty 3D to żadna rewelka ? Film miał być prze-tłusty a wyszła łzawa historyjka, która momentami poważnie nudzi :/ Jak widzę ,że na wydawać by się mogło poważnych portalach, ludzie wręcz wylewają na Avatara morze pochlebstw to mnie mdli. A już jak stawiają go na równi z Aliens to poważnie marszczy mi się facjata…z CZYM do ludzi?! Więcej filmów pokroju D9…
PS. Nie da się zastąpić dobrej historii i bohaterów techniką, i choćby filmy były w 10D nic tego nie zmieni.
Ale Cameronowi właśnie chodzilo o tego typu efekt 3d, a nie o jakieś gówno wylatujące z ekranu co 5 sekund (przez które wielu dorosłych widzów uważa Imaxy i inne tego typu kina za dziecinadę).
Stawianie Avatara obok Aliens to nieporozumienie (tak samo jak porównywanie D9 do Blade Runnera) – oprócz Siggi, żołnierzy i Camerona na stołku reżyserskim te filmy to dwa inne światy. (Hudson, zarzucisz jakiś link do tych wypowiedzi? Humor trzeba w końcu czasem sobie poprawić:)).
Co do efektów, dla mnie IMO były raczej środkiem do pokazania Pandory, a nie celem samym w sobie. A historia była dobra, zresztą wszystko zależy od nastawienia (liczyłem na niegłupią space operę bez wstawek w rodzaju ruchających się piesków i to dostałem).
z żalem przyznaje ze avatar fabularnie delikatnie mówiąc nie zachwyca. ale…
jak ktoś zgrywa dorosłego i poważnego to chyba musi zrozumieć, że taka technologia nie zarobiła by na siebie w "dorosłym" filmie – no bo ile zarabiają takie filmy tak szczerze… avatar "dla dorosłych" taki z przemocą, głębokimi postaciami itd… by się nie zwrócił i tyle.
i nie ma co marudzić, ze "po co takie filmy robią". bo gdyby nie te infantylne gówna, to nie dało by się zrobić po rozsądnych kosztach filmów typu D9 dla garstki nerdów. Po prostu ktoś musi te technologie i jej postęp finansować. (a gdyby D9 nie dało się zrobić relatywnie tanio, to by nie powstał prawdopodobnie wcale)
całe to marudzenie na avatara przypomina mi trochę postępowanie navi – czci się te jakieś święte relikwie przeszłości a tu panie postęp nadchodzi. na pocieszenie może jednak warto dodać, że w prawdziwym świecie wygrają te fajowe złe korporacje i kapitalizm, a nie leśne supersmerfy (tylko czy to naprawdę powód do radości?).
Navi czcili drzewka etc., bo byli z nimi połączeni na zasadzie symbiozy (przechowywały świadomość i wspomnienia ich przodków z tego co pamiętam), więc sie z deczka rozeźlili, kiedy buldożery zaczęly im ten Eden rozwalać.;) Troszkę ich to musiało negatywnie nastawić do Sky People i ich postępu, zwłaszcza że wcześniej nieźle sobie radzili z tym, co mieli.
Kurde, teraz sobie zdalem sprawę, jak z czapy jest mój powyzszy koment.:o
zabijanie wspomnienia starych kultów, poprzez np zastępowanie aliensowej epy historyjkami o megasmerfach tez old-nerdow negatywnie nastawia.
Filmu nie widziałem, z góry zaznaczę. Boli mnie jednak jak ludzie zachwycają się fabułą filmu, która jest wtórna do potęgi n-tej. A zwłaszcza "zaskakującym zakończeniem". Już nie powiem, że najwyraźniej Cameron miał ten sam sen z Aristomenisem Tsirbasem (więcej http://en.wikipedia.org/wiki/Battle_for_Terra). Przy czym film tego drugiego wydaje się mieć mocniejsze podłoże fabularne niż Avatar.
@Red końcówka "recki" z kmf-u :
"A pisząc prosto z mostu, bez ogródek, uzasadnień i mądrzenia się – "Avatar" to arcydzieło, genialne widowisko, wizualna miazga, spełniony koncert życzeń wobec milczącego od 12 lat reżysera, widowiskowa masakra, wgniatająca w fotel wizja skutkująca wyrwaniem opadniętej szczęki, seans pozostający w pamięci na długo, piękna opowieść o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie, jedyna w swoim rodzaju podróż do krainy wyobraźni, gdzie wszystko jest możliwe. To obraz, przy którym każdy filmowy wyjadacz może znowu doświadczyć zapomnianego uczucia zadziwienia. Tego samego, które było pokłosiem pierwszego seansu "Terminatora" czy "Aliens". Bo James Cameron nie daje przysłowiowej dupy. Można na tego wariata długo czekać. Można się wkurzać, że myśli i kręci za długo. Można sie obawiać, że za dużo wydaje na produkcję. Ale warto było uzbroić się w cierpliwość. Wielkie kino."
Ja sobie to zostawiam na poranek 1go stycznia, wstanę przeczytam jeszcze raz, skoczę do kibla i od razu zrobi mi się lżej na żołądku.
Avatar do swietne kino popcornowe i nic wiecej 😛
@Hudson: tylko że w tej recce nie stawiają Avatara na równi z Aliens, piszą że zadziwia w takim samym stopniu w kinie jak Termek i Obcy lata temu. Czy jest lepszy czy gorszy nie ma wielkiego znaczenia – hard sci-fi a fantasy sci-fi/space opera/cokolwiek są jak ogień i woda, trudno o porównanie (chociaż IMO pod względem epy i (zwłaszcza) napięcia Cameron z 80's miażdży tego z XXI wieku).
@Red: ów fragment przedstawiłem bardziej na poparcie zjawiska hura uwielbienia dla Avatara.
…autor recenzji kmf'u chyba był na innym filmie niz ja…pewnie Asylum zrobiło swoja wersje i najwyrazniej wyszla zaskakujaco dobrze skoro recka taka spazmatyczna!
Nogami i ręcami podpisuję się pod Hudsonem, byłem wczoraj i wiem że pójdę jeszcze raz, nie wiem ale comodore to chyba sale w kinie pomylił 😉
Czy to 3D jest tylko pod iMAXa, czy równie dobrze mogę się udać do Multikina i efekt będzie taki sam? Pytam pod kątem: a) Czy w mieście Poznań MKino ma projektory co by 3D zrobić? b) Czy jeśli ma, to jest różnica w efekcie vs. iMAX? O tym, że ekran jest inny wiem.
Thx za odpowiedź, nawet jeśli już się pojawiła – treści powyżej nie czytam bo spoilery latają.
Z tego co wiem to jest projektor 3D w Mkinie ale nie na takiej samej zasadzie co w Imaxie…w Imaxie gdy patrzysz przez okularki to wszystko masz pod twarza, i jest problem z ogarnieciem napisow (ale nie jest az tak ze sie uchylasz przed nadlatujacym statkiem…) a w Mkinie widzisz normalnie, nie meczy tak wzroku, tech.3D jest ale w lekko innej formie…bardziej przypomina to "wycietego ludzika z papieru na tle oddlonej o 3cm drugiej kartki papieru"…mam nadzieje ze pomoglo.
Na pewno 3D ma MK u Grażynki, choć pewnie i to drugie też się już dorobiło.
Senk ju – pomogło. 🙂
A Ty DżejDżej to w iMAXie byłeś czy u Graży?
Korci mnie coby spróbować iMAXa, choć biletów nie wiedzieć czemu brak, gdyż 2x to chyba nie udam się do MKina i IMAXa.
Ja byłem w IMAXie zwabiony jego niebagatelnym rozmiarem.
ja niestety avatara ogladalem w 2D…efekty specjalne i tak byly fajne ale do IMAXA sie przejde jak beda puszczali stacje kosmiczna…ponoc rewela.
W miarę na świeżo po filmie.
Więc ogólnie tak: bardzo fajnie, świetne (co nie znaczy sensowne) efekty specjalne. I tyle.
Istnieje kilka czynników, które mogą zakłócać udany odbiór tego filmu potencjalnym widzom:
– zainteresowanie tematyką fantastyki popularno-naukowej
– kontakt z przedmiotem "antropologia kulturowa" (jeśli chodzi o Na'vi)
– kontakt z przedmiotem "fizyka" (jeśli chodzi o technologię 'ludzi z nieba)
– kontakt z przedmiotem "biologia" (jeśli chodzi o żyjątka)
– wiek powyżej 13 lat (jeśli chodzi o scenariusz)
– znajomość "Pocahontas" (jest to ogólnie wielki jebany spoiler co do tego filmu. W dodatku fanom Pocahontas może się nie podobać niedokładna adaptacja)
film bardziej ci się spodoba jeśli:
– lubisz efekty specjalne
– jesteś fanem Pocahontas
– jesteś pro-eko i inne zielone takie
– wyłapiesz aluzje do innych filmów Camerona
Reszta to wypadkowa własnych odczuć.
Ogólnie co można się nauczyć z filmu:
– dobro zawsze wygrywa
– kosmici są bardziej ludzcy niż ludzie (chyba gdzieś to ostatnio widziałem…)
– there is always bigger fish
– i nie baw się tym bo oślepniesz
Nie żałuję wycieczki i wydanych pieniędzy. Świetnie się bawiłem! Holiłud zrobiło to co zwykle z fajnym pomysłem na film, więc nie było to aż tak straszne rozczarowanie.
ps.
Zgadzam się w 100% z recenzją z Zakazanej Planety.
Jest trochę racji w tej recenzji, jak pourywane i niedopracowane biograficzne wątki niektórych postaci, miałkość narracji czy infantylność samej historii (chciwi i bezrefleksyjni ludzie miażdżą dzikusów), niemniej nie mogę zgodzić się z zasadniczym zarzutem: żarówiastą pstrokaciznę Pocahontas.
Moje wrażenia są wręcz przeciwne. Dodam, że również wychowałem się na filmach w rodzaju Aliens czy Blade Runner, tylko z tą różnicą, iż w mojej wyobraźni na kreacji tamtych światów się nie zatrzymałem…
Wygląd świata stworzonego w Avatarze jest daleki od tamtych obrazów. Wybierając się do kina nie oczekiwałem z utęsknieniem klimatu mrocznych zaułków, opuszczonych fabryk czy wulkanicznych pustkowi. Przeciwnie, liczyłem na to, że zobaczę inny świat, relatywnie podobny do naszego, aczkolwiek wizualnie znacznie przewyższający wszystko to, z czym się dotąd spotkałem.
Pod tym względem się nie zawiodłem!
Czegoś takiego jeszcze w kinie nie było.
Czy film fabularnie mógłby być lepszy? Pewnie. Czy jako całość nie tworzy tak rewelacyjnego, spójnego i dopracowanego dzieła jak np. Obcy (decydujące starcie)? Oczywiście daleko mu do tego.
Jednak czy należy porównywać jeden film z drugim?
Absolutnie nie!
Idąc na taki film do kina należy zweryfikować swoje nastawienie. W końcu nie trzeba być specjalnym bystrzakiem, żeby wiedzieć czego się spodziewać.
Moim zdaniem jeśli ktoś czuje zwód względem tego filmu to jest najpewniej sam sobie winien.
Z mojej strony jak najbardziej polecam obejrzenie Avatara!
Najlepiej z otwartym umysłem 😉
Całe szczęści każdy odbiera tan film na swój sposób. I sam go ocenia. Wychowałem się na 1 i 2 Aliens i Terminatorze i zastanawiam się skąd oczekiwania wszystkich że to ma być ten klimat. Film ogląda się dobrze, chwilami bardzo dobrze. Jedynie czym jestem trochę zawiedziony to jednak tymi efektami. Chwilami wymiatają ale chyba spodziewałem się mimo wszystko czegoś z większym pierdolnięciem. Nie spadłem z fotela i nawet głośno nie westchnąłem. A na to liczyłem, że powiem chociaż WOW.
A fabuła nie taka znowu zła. Aż tak zdziecinniała nie była.
Bawiłem się dobrze. Kawał dobrego kina.
To nie ma być ten sam klimat. Film powinien trzymać ten sam poziom jakości jeżeli chodzi o fabułę, narrację, dialogi postacie itp.
A ciągle myślę, że wielu z nas oglądało ten film przez pryzmat młodzieniaszka;) Ja miałem ok 13 lat gdy widziałem 8 pasażera po raz pierwszy 23 lat temu. Ile razy widziałeś Alien, Aliens? Bo ja z pewnością 20 razy spokojnie. Nie wiem czy to dużo czy mało, dla mnie sporo. Dlatego mamy w pamięci każdą postać z tego filmu. Co by było gdybyśmy widzieli Avatara 20 lat temu? A z wiekiem człowiek staje się chyba coraz bardziej wybredny, chce być ciągle zaskakiwany. Widz jest nienażartą bestią:D Czasem pojawia się coś bardzo świeżego jak chociażby wspominany wcześniej D9. Cieszmy się ze Avatar nie był taką kupą jak chociażby oba Transformery;)
>Ile razy widziałeś Alien, Aliens? Bo ja z pewnością 20 razy spokojnie. Nie wiem czy to dużo czy mało, dla mnie sporo.
BARDZO mało.
>Co by było gdybyśmy widzieli Avatara 20 lat temu?
20 lat temu to każda szanująca się firma powiedziałaby Cameronowi: "Efekty są za drogie. Popracuj nad stroną merytoryczną – jak to się będzie dobrze zapowiadało to pogadamy o sfinansowaniu twojej wizji"
Ale teraz? Kiedy te bałwany siedzą na workach z pieniędzmi i nie chcą słuchać bardziej krytycznych uwag o swoich poczynaniach?
Dobry jest tu przykład SW TPM. Po tych dziesięciu latach nie widzę nowego pokolenia nerdów, które broniłoby ten film po grób. Mój ostatni temat na forum świadczy o tym dobitnie.
Ja napisałem 20 razy spokojnie, a widziałem z pewnością więcej. A widziec jeden film tyle razy to i tak za dużo, bo wszystko znasz na pamięć:) ale i tak mimo to oglądam przynajmniej raz w roku całą sagę. Przynajmniej pierwsze 4.
Nowi nerdzi? O nich można zapomnieć:D jak miałem jakoś 12 lat to się przerzucałem z gumowych klawiszy spektruma na amige, z commodorem po drodze. Sam pewnie wiesz co wtedy była za grafa i efekty w kinie. A teraz młody ma pod dostatkiem wszystkiego. On nie będzie siedział na filmie ze szczęką na podłodze, bo jest osfojony z wizualnym wypasem. Grafa w gierkach, video w telefonach, czym ma ich teraz zaskoczyć świat? Nie wiem jak Ty ale ja pamiętam jeszcze wypukły telewizor u babci:D łezka się kręci. To jak się naoglądałem pikselowych gierek i czarno białych filmów i w końcu zobaczyłem pierwszy SW to chyba normalne że ten film odbił piętno na całym moim życiu:D:D Nic już nigdy nie będzie talkie jak wcześniej.
Nasze pokolenie miało to szczęście ze kino dorastało na naszych oczach. A teraz dla nastolatka to norma.
Odnoszę wrażenie, że malkontenci mają za złe Cameronowi, że nie zrobił drugiego Aliens, bądź nawet czegoś zbliżonego do jego doskonałości. To prawda, nie zrobił. Zrobił za to film bardzo przyzwoity, wybijający się ponad aktualną średnią, dodatkowo powalając niemal wszystkich trójwymiarową wizją obcego świata. Nikt rozsądny by nie wyłożył takiej kasy na rewolucje technologiczną, gdyby to by miało być militarystyczne hard sf z R-ką.
Po seansie Avatara moim marzeniem jest obejrzeć kiedyś przerobionego do 3D Aliens. To by dopiero była jazda 🙂
Czemu ja odnoszę wrażenie że ty to wszystko sprowadzasz jedynie do efektu wizualnego który potrafi bądź nie na kogoś odzdziaływać? W tych filmach kryło się o wiele więcej oprócz efektów specjalnych pięknej scenografii itp. przynajmniej dla mnie. Ja czułem przede wszystkim więź z prezentowanymi postaciami i emocje a to wszystko było zawsze uzyskiwane ROZMAITYMI środkami języka filmu/gry.
Film nie musi walić po oczach wizualem żeby zaskoczyć.
Ależ nie sprowadzam. Zaznaczyłem, że film jako film wybija się w mojej ocenie ponad obecną średnią (inna sprawa, że owa średnia jest taka jaka jest). Dopiero potem dodaję, że wizual bije wszystko inne na głowę (może i subiektywne, ale pewnie 90% osób wychodzących z seansu jest totalnie podekscytowana). Razem daje nam to mimo wszystko produkt, który będzie wymieniany jednym ciągiem z poprzednimi produkcjami Camerona. Wiem co kryło się w poprzednich filmach i dlaczego są kultami. Zresztą dobrze wyłuszczyłeś różnice łącznie z podsumowaniem, że mamy do czynienia ze "sTitanikowanym Aliens". Do Twojego "mogło być lepiej" dodam… ale i tak jest nieźle.
Atue chyba do mnie pisał o efektach,
nie nie sprowadzam wszystkiego do efektów, myślę że gdybyśmy zamiast Aliena zobaczyli Avatara za te same pieniądze i bez tego rozmachu i kasy to nasze odczucia byłyby względem Avatara inne. Chodzi o to że wtedy to było coś wielkiego, a w między czasie widzieliśmy setki innych filmów, które nie zawsze były dobre, a tej akurat zapadł w pamięci
pisze może więcej o tych efektach bo mimo wszystko one mnie najbardziej zawiodły w tym filmie, czekałem na mega przełom w kinie, sorry ja takiego nie dostrzegłem, co nie znaczy że film jest zły
to że tak myślę nie oznacza ze muszę mieć rację, przedstawiam jedynie swój pkt widzenia.
Miło było pogawędzić;)
bez odbioru … kszszsz:D
Wszelkie teksty na temat pro-eko przesłania są debilne. Ja nie jestem pro-eko, a to przesłanie, które na siłę chcecie wydobyć, aby zjechać film, nie istnieje. Co najwyżej fakt, że ludzie, mimo, że swoją planetę zabili, nie mają żadnego zahamowania, aby zrobić to z następną.
Mam z was totalną polewkę – zwłaszcza z argumentu, że film przypomina Pocahontas. Oglądacie jakieś bajki o indiankach? Jesteście niedorozwinięci, czy też nie macie jeszcze 10 lat? Ja nie oglądam żadnych bajek Disneja bo nie jestem pedałem i dlatego pewnie Avatar mi się podobał. Choć martwi mnie, że zginął dowódca – kulturysta z którym się identyfikowałem bo też tak wyciskam sztangę!
garindan to homofob i na pewno mizogin!!! napiętnujmy go, koleżanki! napiętnujmy!
Ronaldinho:
jak do vatu i akcyzy w benzynie dojdzie podatek "eko", to ci sie odmieni postrzeganie rzeczy.
podloopom:
no ja też mam nadzieje, że jakiś komisarz unijny obserwuje ten portal i już przygotowuje stosowną ustawę nakładającą sankcje.
🙂
Bajki Disneja są fajne!
garindan ty brutalu, ja uwielbiam Pocahontas.
Fajny film wczoraj widziałem a tytuł jego Avatar. Pomimo tego, że zgadzam się z recką, że fabularnie płycizna, i przerost formy nad treścią paradoksalnie od czasu SW OT nie bawiłem się tak dobrze w kinie. Po prostu typowe "Nowe kino przygodowe". Rewolucji CGI nie zaobserwowałem, ale ewolucja jest i to znaczna. To całe 3D całkiem zajefajnie wyszło. Najlepsza scena filmu to Quaritch robiący wypad bez maski na balkonik. W ogóle to kibicowałem marines, jak pięknie rzezali przerośnięte smerfy. Ich końcową porażkę uważam za wziętą z dupy. Ogólnie za mało żołdackich akcyjek było, a po słowach płk o tym, że flora i fauna Pandory czeka tylko żeby ludzi zarąbać liczyłem po cichu bardziej na klimat "planety śmierci".
Nie żal wydanych talarów na bilet, ale drugi raz chyba już nie ujrzę Avatara.
O nie teoria o Pocahontas była prawdziwa – http://imgur.com/JmRmb
Byłem, widziałem. Wszystko co chciałbym napisać o filmie już napisaliście w rece i komentach. Nie zgadzam się z DżejDżejem w pkt. dwóch: iż płk Quaritch "ma ręce i nogi" – moim zdaniem jest plastykowy – źle obsadzona rola oraz iż "Salut też dla kolegi Ribisi, którego fajnie jest zobaczyć jako korporacyjnego gnoja z fajnymi tekstami." – może byłoby za co salutować, gdyby dostał 5 minut więcej czasu na wykreowanie postaci. Niestety jak w przypadku reszty aktorów dostał brief w stylu: Widziałeś Burke'a w Aliens? To zagraj tak samo w 30 sekund. A dialog "why are we here" z wymachiwaniem minerałem przez oczyma pani Weaver? Pleeeease… 🙁
Wizualnie film olśniewający – przyłapałem się na tym, że powtarzam sobie I should see my face, ale…
No właśnie. W chwili gdy to piszę film już zgarnął 1 mld $ i to badzo źle. Dlaczego? Warto wydać kasę i film obejrzeć film, ale megasukces kasowy źle wróży przyszłości 3D. Łatwiej będzie dostać budżet na Pocah… Avatara 2 (tylko co tu kontynuować?) niż na film "starej szkoły", wiecie taki którego celem jest opowiedzenie…, nie – jeszcze raz, którego celem jest CIERPLIWE opowiedzenie ciekawej historii o intrygujacych bohaterach.
Wyobraźcie sobie Aliens 3D 🙂
Podobno w drugiej części ludzie wrócą na Ziemię i bedą mieć różne przygody z WALL.E'm.
Dodam jeszcze, że z nawiązań do innych filmów najbardziej panu reżyseru zależałoby za pewne na "You're not in Kansas anymore", czyli do Wizard of OZ. Tak jak film z 1939 r., był pierwszym kolorowym filmem (a flora w OZ całkiem jak z Pandory), tak Avatar jest milowym krokiem w kierunku fabularnych 3D i tym samym ma być dla przemysłu filmem równie ważnym. Tzn. chciałoby sią aby… 😉
Oj raczej Oz nie był pierwszym kolorowym filmem 😉
Jeśli nie OZ to jaki film, bo słyszałem, że właśnie OZ? Nie mniej jednak WoO z pewnością robił wtedy większe wrażenie niż dzisiaj 3D pana Jamesa i u nich w Stanach milowym krokiem był.
() pisąc świetny film 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=UdIIqoDakHU 😉
Avatar = Pocahontas
Trailer