Funky Koval – droga na ekran!!!
Jakiś tydzień temu, po Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi poszła w świat wieść o rozpoczęciu produkcji ekranizacji owianego kultem „Funkyego Kovala”. Jak oznajmił na Festiwalu współautor komiksu Bogusław Polch, film z planowanym budżetem 50-60 mln dolarów ma zrealizować niezależny producent amerykański.
Ponieważ w całym komunikacie brakowało nam kilku kluczowych informacji, nie daliśmy ponieść się emocjom. Oczywiście cała redakcja ZP poleciałaby drzwiami i oknami do kina na film o Kovalu (zwłaszcza nakręcony poza Polską), ale wiedzieni wątpliwościami woleliśmy obadać cały temat u źródła, aby wydobyć jak najwięcej konkretów. Zwróciliśmy się więc do dwóch z autorów komiksu – Macieja Parowskiego i Bogusława Polcha, aby nam cały temat wyłożyli. Oto efekty tych dociekań – w tym jeden gorący news obsadowy, sprytnie ukryty w tekście.
Zakazana Planeta: O rozpoczęciu produkcji filmowego „Funky’ego Kovala” lud dowiedział się na Festiwalu Komiksu w Łodzi – naszym zdaniem jednak w sposób mało spektakularny, jak na coś tak doniosłego. Zastanawiamy się więc, czy ta produkcja faktycznie się odbędzie, czy jest to tylko wstępny etap umowny?
![]() |
Maciej Parowski: Ta produkcja jest absolutnie możliwa. Jak wiadomo, w Stanach miał miejsce długotrwały strajk scenarzystów, a oglądając niektóre amerykańskie filmy też widać, że tamta fantastyka już w piętkę goni, natomiast w tej naszej historii jest jakaś porcja autentyzmu, jakaś nadinwestycja pomysłów i emocji, która może być dla nich atrakcyjna. Oglądając u schyłku lat 90 Matrixa widziałem w nim sceny z trzeciego „Funkyego”, np. całe ujęcie z helikopterem i ucieczką z dachu budynku. Z kolei oglądają komiks Danikenowski Bogdana można dojść do wniosku, że niektóre z przedstawionych tam ujęć mogły zainspirować Lucasa – był to w końcu komiks z lat 70. Ja wierzę w potencjał tej roboty, wierzę, że zainteresowanie producenta jest autentyczne i wierzę, że on może znaleźć kasę i ten film nakręcić.
ZP: A jak wyglądała geneza całego projektu filmowego i pierwszy kontakt z producentem?
![]() |
Bogusław Polch: Tradycyjnie – telefonicznie. W środku nocy w listopadzie 2007 zadzwoniła dziewczyna gadająca po polsku, z twardym akcentem. Była bardzo konkretna, doskonale przygotowana merytorycznie, wiedziała o czym mówi. Spytała, czy jestem zainteresowany możliwością zrobienia przez Amerykanów filmu na podstawie scenariusza „Kovala”. Oczywiście byłem zainteresowany – od momentu stworzenia pierwszego „Funkyego” dla Fantastyki mnóstwo lat temu byłem przekonany, że ten scenariusz nadaje się na dobry, dynamiczny film akcji, a do tego jest „myślący”, bo wiele w nim było odniesień np. do naszej sytuacji politycznej. Od samego początku już wiedziałem, że ktoś powinien to zrobić i miałem nadzieję, że ktoś kiedyś to zrobi. No ale nie za głęboko w tym siedziałem, więc nie robiłem wiele w kierunku, by kogoś takiego znaleźć. Po prostu nie było na to czasu – miałem pracę zawodową, jeden „Funky”, drugi „Funky”, „Wiedźminy” itd.
No i ta dziewczyna oznajmiła, że jest chętny do produkcji, który jest fanem naszego komiksu. Porozmawiałem z tym człowiekiem, nazwijmy go Rolandem, i poprosiłem aby przybliżył, skąd wzięło się jego fanostwo, bo to była naprawdę dziwna sprawa: Facet ze Stanów, który przyznaje się do zauroczenia „Funkym Kovalem”. No i wyjaśnił: Kilkanaście lat temu na Węgrzech istniał magazyn fantastyczny „Galaktika”, który wtedy kupił od nas „Funkyego” i wydrukował w wersji czarno-białej pierwszy album. W tym czasie obecny producent, a ówczesny młody chłopak Roland został „Funkym” zauroczony. Minęły lata, Roland trafił do Stanów i zajął się produkcją filmową. Temat „Funkyego” za nim chodził, chodził, aż wychodził – próbował zrobić w międzyczasie inny film SF, ale to nie wyszło. Więc na liście priorytetów miał jako numer dwa „Funkyego Kovala”. Poprosiłem, by przygotował wstępną umowę, która będzie podpisana notarialnie – byśmy mogli sprawdzić, czy taka osoba faktycznie istnieje i jest wiarygodna – bo cała historia brzmiała nieprawdopodobnie.
ZP: Czy możecie nam coś więcej powiedzieć o tym gościu, czy on coś nakręcił do tej pory?
![]() |
BP: Tego człowieka nigdzie nie mogliśmy sprawdzić, żadne materiały na jego temat nie istniały. Nie figurował nigdzie jako jakiś autor czy nawet czyjś asystent. Moja rodzina w Stanach również próbowała czegoś się dowiedzieć, ale dowiedzieli się tylko tyle, że jest w Hollywood spora grupa młodych ludzi, która chodzi tropami starych mistrzów i patrzy co, jak, z kim i za ile robią. Są to więc ludzie typu młodzi ambitni, młodzi niezależni twórcy. Paru takich osiągnęło nawet niezłe wyniki, niezależni od wszystkich innych układów, nie sponsorowały ich żadne wielkie studia ani producenci, jednak dzięki talentowi do czegoś dochodzili – mam nadzieje, że to będzie właśnie też ten przypadek. Ci ludzie rzeczywiście tam istnieją, to są po prostu mniej lub bardziej osadzone w określonych realiach osoby, niektóre mają nawet dużo pieniędzy w ręku – inne mają mniej, ale mają pomysły. No i właśnie na orbicie przemysłu kręcą się po różnych studiach.
Jest to relatywnie młody człowiek – 32-33 lata, jeszcze bez osiągnięć, ale ma parę pomysłów w głowie i entuzjazm, który pozwalał mi ufać, że on nas nie naciąga, bo kocha „Kovala”. Był przygotowany bardzo konkretnie: kiedy dostałem umowę była napisana absolutnie profesjonalnie. Mam na szczęście paru znajomych w Warszawie, którzy też bywali w Stanach, też pracowali w różnych miejscach – i stwierdzili, że umowa jest profesjonalna i że stawka jest wręcz wysoka jak na amatora w tej branży.
Ciekawostką też jest, że ten gość nie wiedział w ogóle, że był „Funky” drugi i trzeci, w ogóle nie miał pojęcia, że to wyszło u nas w kolorze. Wysłałem mu więc z głupia frant kolorowy album „Kovala” wydany przez Egmont z dedykacją – no i wybuchło niezłe zamieszanie, gość znowu dzwonił do mnie w środku nocy z radością wielką.
ZP: I co było dalej z umową?
BP: I tak od słowa do słowa trwało to aż do sierpnia 2008 roku, kiedy to podpisaliśmy tę umowę. Zaraz potem wyjechałem na wakacje pod wrażeniem tego faktu, ale nie obiecywałem sobie zbyt wiele. Dla mnie cała ta historia jest szczerze mówiąc jak bajka. Ja jestem stary koń, ale to całe zjawisko pt. „Funky Koval” i jego próba ekranizacji wygląda dla mnie jak absolutna bajka, trochę dziecinna i infantylna. No ale zaczyna już trybić, więc może ta bajka faktycznie się spełni. Żeby było śmieszniej, na te wakacje pojechałem na Mauritius, gdzie miałem spotkanie ze autentyczną złotą rybką. Chodząc kilometrami w wodzie na gigantycznej lagunie i obserwując stworzenia wszelkie trafiłem właśnie na taką rybkę. Złapałem ją i powiedziałem jej co sądzę o przyszłości ekranizacji „Funkyego”. Wypuściłem tę rybkę, wycieczka się skończyła, a w końcu produkcja zaczęła powoli trybić – więc ta złota rybka zadziałała.
ZP: Czy jest to dopiero wstępna umowa „intencyjna”, czy już sprzedaliście prawa do ekranizacji?
BP: Na tym etapie jest to umowa wyłącznie sprzedaż opcji. Pierwsza opcja była na 18 miesięcy, a jako że była podpisana w sierpniu zeszłego roku, jeszcze jest w trakcie trwania – minęło kilkanaście miesięcy. Czyli opcja nie wygasła, a została zrealizowana, bo przecież oni już startują.
ZP: Pogadajmy teraz o scenariuszu: Scenariusz jest po stronie Amerykanów, czy po „naszej”?
![]() |
BP: Scenariusz jest niestety po stronie Amerykanów. Wyglądało to tak: pierwszy scenariusz był bardzo wiernie napisany przez nich na podstawie komiksu i niestety nie zyskał akceptacji tak szerokiej, jakby oczekiwali – poniżej 1/3, więc mało byłoby chętnych z kasą. No więc napisali drugi i trzeci draft, w lipcu tego roku słyszałem nawet o czwartym drafcie. Nagle wszystko przyspieszyło równocześnie i wydawnictwo Tokyopop zadecydowało, że będzie wydawać „Funkyego” w Japonii i Stanach. Na razie wydadzą trzy pierwsze albumy, a ja czwarty w tym czasie dorysuję – w ciągu najbliższego roku. Zaplanowali zorganizować w tych krajach ruch wokół postaci Funkyego Kovala, aby całą rzecz wypromować.
ZP: A czy ktoś u nas ten scenariusz widział? Czy Panowie go czytali?
BP: Niestety nie widziałem scenariusza, ale ja się postanowiłem nie wtrącać. Paru kolegów powiedziało, że nie ma co pchać łap w tryby, bo to może się źle skończyć. Niech oni sobie to robią, tak naprawdę mnie interesuje tylko to, żeby to zaistniało, a na ile bliskie? Nie będę płakał, jak będzie odległe od oryginału.
MP: Wiemy, że jest opcjowana ta historia z pierwszego albumu: spotkanie z Obcymi, te dwie kobiety, którymi Funky jest zainteresowany, Drolle itd. i to jest scenariusz, który może powstać. Amerykanie mają na biurkach nasze albumy i pod ręką tłumaczy i kombinują, a co z tym zrobią – nie wiem.
ZP: A czy wiemy, co w tym scenariuszu pozostaje z „Funky”ego”? Skoro jest to adaptacja odbiegająca od oryginału zastanawiamy się, czy to co zostało, to jest nadal „Funky Koval” czy zwykły film science fiction?
![]() |
MP: Jako człowiek, który napisał w życiu jeden scenariusz filmowy, jakieś kilkanaście komiksów i kończy drugą powieść wiem, że to są różne media i przy przejściu od jednego do drugiego, nawet sam autor coś tam zmienia. Jak Graham Greene adaptował dla reżysera Carola Reeda swoją powieść „Trzeci człowiek” to zmieniał, jak Andrzejewski adaptował swój „Popiół i Diament” dla Wajdy, to też zrobiła się z tego zupełnie inna struktura i inaczej rozłożone akcenty. Kiedy pisałem scenariusz (trzy wersje) na podstawie swojej powieści „Twarzą ku ziemi” to musiałem zmieniać; na potrzeby komiksu w Sapkowskim też gmerałem – to dodając, to odejmując, za jego zresztą zgodą. Bo struktura kina, obrazu ruchomego i komiksowej planszy jest inna, na czym innym stoi, innymi środkami opowiada, ale to nie ma znaczenia dla wierności adaptacji. Wiemy, że najlepszy film SF, Blade Runner, nie jest wierny literze Dicka, ale jest wierny idei Dicka i Dick to zaakceptował z radością – więc wiadomo, że przy Funkym będą musieli dużo rzeczy zmienić – ale co? Na razie nie wiadomo.
BP: Ja bym zalecał daleko idącą wstrzemięźliwość. Oni cały czas twierdzą, że nie potrzebują scenariusza, oni chcą kupić show, prawo do zrobienia filmu na podstawie „Kovala”. Wiemy jakie są fakty – jak już się rzecz dostanie w obce ręce, to różnie bywa. Ale wierzę w tego gościa – ten koleś kochał „Funkyego Kovala”, nie sądzę, żeby go zbyt sponiewierał. Warunek jest jasny: to ma się nazywać „Funky Koval: Bez oddechu” i mają być wymienieni autorzy. A co z tego będzie naprawdę? Ja życzyłbym sobie oczywiście, żeby to było fantastyczne, ale jakoś wcale nie będę płakał, jeśli fantastyczne nie będzie. Zawsze mamy w zanadrzu jeszcze dwa kolejne albumy (no i czwarty), zawsze przy którymś będę mógł bardziej się uprzeć co do swojej wizji. Zresztą producent powiedział mi to dosyć jednoznacznie: To jest twoje pierwsze wejście do Hollywood, więc nie oczekuj cudów. Najśmieszniejsze jest to, że oni naprawdę nie chcieli zobaczyć naszego scenariusza, nie chcieli w ogóle słyszeć o scenarzystach komiksu. Ja się jednak uparłem, żeby umowę podpisali razem ze mną scenarzyści – po prostu zrobiliśmy to razem i dlaczego ich miałoby nie być? Więc teraz koledzy są opisani i wszystko jest w porządku.
ZP: Wszystkich fanów na pewno bardzo nurtuje pytanie, na ile film będzie wierny wizualnie komiksowi? Wszystkim zależy na tym, aby to był Funky Koval nie tylko z tytułu, ale też z postaci, designu statków, broni wnętrz…
![]() |
MP: Jeden fakt jest bezsporny: Oni się zakochali w tym po obejrzeniu obrazków – najpierw zobaczyli świat, a dopiero potem łaskawie zechcieli to przetłumaczyć, żeby zrozumieć, o co w tym chodzi. Jeśli to zauroczenie odbyło się na poziomie obrazu, to pewnie i realizacja filmowa będzie na poziomie obrazu.
BP: Dokładnie, Rolanda najbardziej kręciło to, że Funky był narysowany w standardzie światowym. Nie jest to szczególnie wyszukany styl, ale faktycznie reprezentuje poziom światowy, bo nie ma za wielu ilustratorów, którym się chce to robić tak, jak mi się wtedy chciało. Ja będę się upierał, żeby zachowali przynajmniej technikę – np. Killery i inne pojazdy kosmiczne. One były dużą siłą komiksu i moją własną oryginalna koncepcją, odbijającą trochę od innych.
ZP: A do jakiego widza Waszym zdaniem ten film powinien być skierowany? Czy powinna być to szeroka widownia, jak np. w przypadku Gwiezdnych wojen, żeby tego młodego widza wyedukować – jak my się edukowaliśmy na Funkym Kovalu chłopięciem będąc w Fantastyce? Czy powinno to być skierowane bardziej do dorosłego widza, co pozwoliłoby na bardziej bezpośrednie sceny akcji, trochę gołych bab itd?
MP: Wiem tylko, że Amerykanie nie mają takiego problemu, jaki my mieliśmy w latach 80, kiedy powstawał „Funky”. Oni nigdy nie byli podbitym krajem, a my byliśmy krajem podbitym i „Funky Koval” opowiadał o awanturach kraju podbitego, w którym obcy namiestnicy, albo miejscowi działający z ich nadania polują na uczciwych wojowników. Na tym polega uniwersalność historii, że jeśli niewolnik opowiada rzetelnie swoją historię, człowiek wolny może czerpać z niej naukę i pokrzepienie. Są to historie w miarę uniwersalne, może dlatego, że motyw klasycznej fantastyki inwazyjnej łączy się tu z opowieścią, bo ja wiem, patriotyczną, buntowniczą.
![]() |
BP: To pytanie też mi się narodziło na początku, bo ja też nie adresowałem komiksu do określonego targetu. Ja adresowałem go ogólnie do czytelników Fantastyki, którymi byli przeważnie licealiści i studenci. Zresztą obecnie jest to tak naprawdę najbardziej wartościowa dla producentów grupa – najwięcej ogląda, gra i najwięcej pieniędzy zostawia w kasach. Amerykanie mogliby pójść w tym kierunku, bo ja nie aspiruję do tego, żeby było to dzieło sztuki o jakimś wysokim locie, bo nie za wiele by ten film zarobił. To musi być dynamiczne, taki film „środka drogi”, jak moje komiksy. Mnie nie interesują żadne eksperymenty twórcze, żadne specjalnie wydumane kanony, ja po prostu chcę robić coś, co dotrze do jak największej grupy odbiorców. I nie tylko dlatego żeby jak najwięcej sprzedać – odbiorcami powinni być przeciętni, normalni ludzie, którzy interesują się trochę światem, wydarzeniami, trochę polityką – bo zawsze trzeba trochę smaczku wrzucić, przyprawić, żeby mogli się z kogoś pośmiać i jak rozpoznają kogoś to będzie fajnie – a jest tam kogo rozpoznawać.
ZP: No właśnie, pytanie, czy Amerykanie będą to chcieli zaadaptować do realiów amerykańskich? Raczej nie wydaje się realne, żeby zachowali nawiązania do polskiej rzeczywistości.
BP: Nie sądzę, aby tam kogokolwiek to interesowało. Ich interesuje walka dobra ze złem – w tym wypadku z bandą przekupnych policjantów. Są to po prostu rządowi gangsterzy – wtedy to w Polsce było na czasie, bo rozstawaliśmy się z gangsterskim systemem politycznym i nowego jeszcze nie było widać – a gangsterzy byli, są i będą. Osobiście chciałbym, aby było to z jakimś głębszym przesłaniem, a nie sama napieprzanka i pościgi, ale jeszcze jakaś gra o coś większego. W przypadku „Funkyego” to gra o przejęcie super broni z rąk gangsterów – choć ta gra rozwija się dopiero w kolejnych tomach.
MP: No właśnie, to jest polska historia, ale my przy jej pisaniu korzystaliśmy z lekcji amerykańskiego kina. Więc do nich wróciło coś co oni znają, przetworzone przez słowiańską wyobraźnię, doświadczenie, słowiańską niewolę i im się to spodobało – teraz pewnie już sami nie wiedzą, co w tym jest polskie, a co w tym jest amerykańskie. I to są takie wymieszane sygnały: komiks amerykański opowiedziany po polsku, albo polski opowiedziany po amerykańsku. Nas fascynował amerykański komiks, bardziej niż francuski. Oni dostali coś, co znają, a w tym coś, czego nie znają i będą to próbowali gryźć.
ZP: Czy pojawiły się już jakieś konkretne nazwiska związane z produkcją?
BP: Wszystko się rozwija, obecnie mamy już ten etap, który sam Roland określa jako „At least it’s a start”. W końcu wystartowało: teraz będą pitche na reżysera, na producentów-specjalistów i oczywiście casting na aktorów. Już dziś mogę powiedzieć, że jest z ich strony propozycja odtwórczyni roli Brendy: jest nią Adrienne McQueen, która ma nawet niezły dorobek. Kiedy się o tym dowiedziałem byłem na wsi i nie miałem żadnego sprzętu poza telefonem – więc dopadłem Maćka w środku nocy i poprosiłem, aby poszukał. Maciej sprawdził i stwierdził, że jego zdaniem może być. Krzysiu Lipka, do którego też zaraz zadzwoniłem i bez którego nie wyobrażam sobie dalszej pracy nad „Kovalem”, a przy filmie szczególnie, też ją zaakceptował. Natomiast w temacie reżysera mówiło się o Peterze Bergu. Jednak obawiam się, że Berg jest teraz już tak znaną postacią, że jego honoraria będą dla nas zbyt wysokie.
![]() |
ZP: Poza tym Berg ma teraz chyba przez parę lat Diunę na głowie.
BP: Racja, o tej Diunie faktycznie kiedyś słyszałem, i jeśli rzeczywiście się za nią weźmie, to Berga mamy z głowy. Ale że się porwał na Diunę – współczuję mu, „Funky” byłby lżejszy!
ZP: Czy wiemy coś na temat samej produkcji: czy będzie ona realizowana w Stanach, czy chcą to robić np. w Kanadzie czy Europie?
![]() |
BP: Tego nie wiem. Wolałbym, żeby to robili u siebie, ale nie mam pewności. Można to w końcu robić w kilku miejscach naraz – w jednym robić greenscreen, w innym efekty, a w trzecim plenery. Tak się przecież działa, podobnie jak np. ostatnio w przypadku Dzieci Ireny Sendlerowej. Ten film też był przecież kręcony po części na Łotwie, po części u nas. Mam zresztą takie silne wrażenie, że tutaj poleciało mi niemieckimi nazwiskami – sama McQueen jest Europejką, a i kilka innych nazwisk też było.
ZP: A co z Funkym w innych mediach? Np. grach?
BP: Jak mówiłem, nasz komiks adresujemy do odbiorców młodych, którzy są przede wszystkim komiksiarzami i graczami. Gry wyrwałem z praw autorskich i zastrzegłem, więc jestem właścicielem praw do ewentualnej gry na podstawie filmu. Wytwórnia EA, z którą korespondowałem, powiedziała bardzo zdecydowanie tak: „Proszę tylko podać reżysera, budżet i termin rozpoczęcia zdjęć, a potem niech Pan już się nie martwi”. Ich zdaniem Koval to materiał na rasowego RPGa.
ZP: A jaki jest status i kiedy możemy się spodziewać czwartego tomu „Funkyego”?
MP: Pracuję nad powieścią, którą skończę na przełomie października i listopada. Jak tylko to nastąpi, to się bierzemy za „Funkyego”. Prawda jest taka, że z Jackiem Rodkiem trzy lata temu napisaliśmy właściwie początek albumu i umówiliśmy się, o czym miałby on być. Nawet dziesięć plansz już jest gdzieś tam jest gotowych, tylko rysować. Potem minęły te trzy lata, ale fakty są takie, że podobnie kiedyś się umówiliśmy na trzeciego „Funkyego” i po pół roku byliśmy gotowi. Czyli minęło parę lat, ale jest to możliwe. Jak będzie trzeba, to do końca stycznia/lutego 2010 roku scenariusz będzie skończony.
BP: Chciałbym, żeby w czwartym albumie znalazły się te cztery strony, które są reprodukowane w wydaniu zbiorczym Egmontu. Czy będą na początku, czy na końcu, czy w środku, mnie to naprawdę nie interesuje. Scenarzystów prosiłem, aby wzięli to pod uwagę i obudowali wydarzeniami. Jeśli im to do niczego nie spasuje, to niech się znajdzie chociaż jako zły sen któregoś z bohaterów. Ja mam jasność absolutną, że to zamysł całej serii, bo to nie jest przypadek, że tam pojawił się Ali Agca. To jest pomysł, który miał się ciągnąć dalej, bardzo szeroko i z ogromnymi emocjami, bo jak Agca, to wiadomo co się dalej dzieje. Agca pojawił się tam jako klon, wystąpiłyby też inne klony i byłaby to dość symboliczna, efektowna makabra połączona z eliminacją zagrożenia dla Ziemi. Zależało mi właśnie, by ten album zakończyć zażegnaniem tego zagrożenia – choć nie wiadomo na jak długo. Natomiast sama akcja miała być, powiedziałbym, nawet obrazoburcza. Jasne musi też być, że ja nie będę rysował żadnego scenariusza, który mi się nie będzie podobał.
ZP: Dziękujemy bardzo i oczywiście życzymy Funkyemu szerokiej drogi na ekran!
to sa jakies jajca chyba
A ja powiem tak, mogą spieprzyć nowego Aliena, Predators, Terminatora i w ogóle cokolwiek, OBY TYLKO NIE SPIEPRZYLI FUNKYiego !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ja się właśnie obawiam, że jedyne co ten film (jeśli w ogóle powstanie) będzie miał wspólnego z oryginałem to tytuł.
Drugie czego się obawiam to to, że funky'ego zagra will smith.
Dzięki ZP. Teraz przynajmniej coś wiemy. Stawiam, że tym niezależnym reżyserem będzie Uwe Boll. A tak serio jedynym kto mógłby pociągnąć ten świat i tego bohatera jest Luc Besson. Jak by tak zrobił Funkyego w klimatach Fifth element eh…
Z jednej strony cieszy, iż moje wątpliwości lekko się rozwiewają z drugiej martwi iż historia którą znamy i cenimy ulegnie zmianie.
Ciekawe kto zagra Kovala? Peter J. Lucas 😀
Atue – jeśli Uwe i jego ekipa robić będzie, to prędzej Til Schweiger.
Jaki z Kovala może być rasowy RPG? To przecież świetny FPP 😛
Cóż za miłe zaskoczenie – taki wywiad! Gdybym nosił czapkę to bym ją na chwilę zdjął! Szkoda tylko, że wynika z niego iż tak naprawdę niewiele wiadomo i nadal trzeba się modlić aby – jeżeli film powstanie – roli tytułowej nie zagrał Shia LaBeouf!
Aj waj! Mycki z głów!
Adrienne McQueen faktycznie ma bogaty dorobek – grała dziewczynę w basenie 4!
Ożesz! Takiego newsa to się nie spodziewałem, za produkcję kciuki trzymać trza!
Gratulacje dla ZP za wywiad u źródła.
Film będzie Funky. Nie wiem czy Koval.
tylko żeby nie chodziło o Rolanda Emmericha 😛
Przeczytałem sobie z wrażenia wszystkie 3 części i powiem jedno! Ten komiks jest w porządku a trzecia część wcale nie jest taka słaba jak mi się wydawało. Jednak ten fragment, który się znalazł w albumie i ma niby dalszym ciągiem to niestety lipa jakich mało. I gdzie tam niby jest Ali Agca? Pijany jestem czy ślepy?
Jeśli to wyjdzie (w dowolnej formie), to mi kaktus wyrośnie…
Marzenia o filmie. Widzę, że Funky nie tylko za mną chodzi od lat i nie daje zapomnieć :-). Inna sprawa, że rzeczywistość technologiczna szybko zaczyna doganiać rzeczywistość komiksu 😉 (płaskie monitory Eltra i obronny zegarek/komunikator Omega …)