Bounty Bob Strikes Back!

Po krótkiej rozprawce dot. Minera 2049era wypada słów parę poświęcić jego zasłużonemu sequelowi, czyli platformówce Bounty Bob Strikes Back!

Po udanej akcji nasz kanadyjski, konny glina miast wypoczywać w tropikach został wysłany zrobić porządek w kolejnej kopalni. Tym razem, o zgrozo, liczącej aż 25 poziomów. Poza większą ilością leveli i nieco niższym poziomem trudności reszta została po staremu: korytarze pełne złośliwych mutantów, Bob z zadaniem zaliczenia każdego centymetra chodników kopalni, a wszystko dookoła tylko czyhało aby go ubić.

Graficznie gra wyglądała nieco lepiej niż oryginał. Cała różnica, i to na mega plus, tkwiła w architekturze poziomów, która czasami przypominała niemal senne koszmary. Zakręcona, na pierwszy rzut oka niemożliwa, później do przejścia pod warunkiem odnalezienia tej właściwej ścieżki. Zabawę utrudniał dodatkowo ograniczony czas.

Warto dodać, że pierwotnie sequel Minera awansować miał Boba na strażaka z akcyjką w drapaczu chmur. Poza tytułem – Scraper Caper, artami i szkicami poziomów wieżowca robota nie posunęła się za bardzo do przodu i gdy zespół uznał pomysł za ślepą uliczkę, wrócili do sprawdzonej idei kopalni.

Proszę Państwa tyle na dzisiaj, Bounty Bob Strikes Back! to niezapomniany klasyk jakich wiele na Atari i przy okazji jeden z moich pierwszych tytułów. I jak na małą grę przystało, nie ma co w temacie dalej lać wody.

Komenty FB

komentarzy

Komercha

Dodaj komentarz