Alley Cat
Po wyczerpującej rozprawce z Pac-Manem dzisiaj krótko przypomnimy zręcznościową gierkę Alley Cat. Powstała specjalnie na Atari w studiu Synapse Software w roku 1983. Jej twórcą jest Bill Williams, wg niektórych źródeł jeden z najoryginalniejszych twórców pierwszych gier komputerowych. Patrząc na inne jego tytuły można polemizować, ale oryginalności odmówić mu nie można – w 1992 roku rzucił przemysł growy, ukończył seminarium i zrobił magistra teologii, w 1998 zmarł niestety na nieuleczalną Mukowiscydozę.
![]() |
Alley Cat miał to „coś”. Pamiętam, iż mimo infantylności fabuły i samej gry przygody czarnego dachowca wciągały i bawiły. W grze sterujemy sierściuchem, który zaliczając szereg mini-gierek zręcznościowych musi wykazać się kocią odwagą i dotrzeć do swej kociej pani. Mając tylko 3 zamiast kocich 9 żyć musieliśmy najpierw dostać przez otwarte okno do budynku. Wcześniej, skacząc po bieliźnianych sznurkach można było nabijać punkty łapiąc myszy, ale i trzeba było uważać gdyż gryzonie uwielbiały podgryzać nam pazurki co kończyło się bolesnym upadkiem.
![]() |
Wskoczenie do otwartego okna losowo wrzucało nas do jednej z misji:
– Pokój z kanarkiem. Trzeba było strącić na podłogę klatkę z kanarkiem, schrupać śpiewające maleństwo i uważać na wściekłego psa.
– Pokój z rybkami gdzie należało wskoczyć do akwarium, wyłapać rybki, ale przy okazji mieć baczenie na elektryczne węgorze i kończące się kotu powietrze.
– Kuchnia. Prosta misja polegająca na wyłowieniu harcujących po serze myszy.
– Moja ulubiona misja ze śpiącymi psami, którym trzeba było wypić mleko z miseczek. Siorbanie mleczka budziło psa, który najpierw otwierał oczy, potem ostrzegawczo warczał a potem… potem już nie był „potem”. Był jeszcze latający kubeł mleka, który złośliwie dolewał je do pustych miseczek.
– Salon z wazonami, które należało rozbić. Tu przeszkadzały okropne pająki.
W pokojach pojawiała się również losowa wściekła miotła, która była w stanie nam nieźle przywalić.
![]() |
Wszystkie powyższe misje dawały nam punkciki, po zebraniu których w oknach zaczynała się pojawiać nasza kocia miłość. Celny skok w takie okno przenosił nas do misji, gdzie po znikających sercach musieliśmy dotrzeć do ukochanej. I ja tam byłem, mleko i miód piłem a kotkę zaliczyłem.
![]() |
Gra ukazał się tylko na Atari i była na wypasie. Oryginalna i z biglem. Do tego ze staranną w miarę grafiką i zróżnicowanym, zależnym od wybranego rodzaju poziomem trudności.
Kicio-miodzio, pamiętam, że ta miotła faktycznie wkurzała 😉
Był wariant na peceta potem (grałem na 286).
Na pececie była na otwarcie troszkę żywsza melodyjka – którą zresztą do dzisiaj potrafię z pamięci zanucić 🙂 Dzięki za przypomnienie tej zdecydowanie fajnej gierki!
Przyznaje ze skupiajac sie na 8 bitach olalem wersje na sredniowiecznego peceta, mea culpa 🙂
Ta gra strasznie marna byla…