Body of Lies/W sieci kłamstw

Tytuł: Body of Lies/W sieci kłamstw
Produkcja: USA, 2008
Gatunek: Szpiegowski
Dyrekcja: Mistrz Ridley Scott
Za udział wzięli: Josh z Crittersów 3, Maximus, Finn z Babylon AD i inni
O co chodzi: O zmagania z terrorystami i nie tylko

Ojej, zapomniałem krzyknąć „Allah akbar”

Jakie to jest: Sir Ridley Scott poświęcał sporo uwagi sytuacji w państwach islamskich zanim jeszcze runęły Dwie Wieże. W fazie twórczości poprzedzającej to historyczne wydarzenie (G.I. Jane, Black Hawk Down) muzułmanie byli ukazani jako dość prymitywni i niebezpieczni fanatycy. Gromy na reżysera posypały się głównie po tym ostatnim filmie – zarzucano mu etnocentryzm, a nawet rasizm. Scott przybity tymi oskarżeniami postanowił im z całą mocą zaprzeczyć. Efektem tego było Królestwo niebieskie i zestawienie ze sobą złych fanatyków chrześcijańskich z dobrymi fanatykami muzułmańskimi. Film mimo, że okazał się porażką komercyjną (i IMO artystyczną) zrobił swoje – muzułmanie byli zadowoleni. Ciekawy byłem jak wypadnie kolejny projekt Ridleya osadzony na Bliskim Wschodzie.

Roger Ferris (DiCaprio) jest jednym z najlepszych agentów jakimi dysponuje CIA. Krąży on po całym Bliskim Wschodzie w celu pochwycenia jednego z bardziej niebezpiecznych terrorystów – Al-Saleema. Sprawy się komplikują ponieważ działalność zarówno islamistów jak i jego przełożonego – Eda Hoffmana (Crowe) utrudniają porozumienie sie ze służbami bezpieczeństwa poszczególnych państw.

Czy wytrzyma dłużej niż 13-latka?

Być może Ridley wziął się za ekranizację książki Davida Ignatiusa skuszony sukcesem jaki odniósł film Monachium Stevena Spielberga. Kino szpiegowskie radziło sobie dość średnio po zakończeniu Zimnej Wojny, teraz jednak nowa rzeczywistość znów wymaga działalności ludzi, którzy ujawniają całą gamę zdolności pozwalających im na infiltrację wrogich organizacji. Ich działalność to idealny materiał na pasjonującą fabułę, no bo przecież dysponują oni nie tylko nowoczesnym sprzętem, ale także w znacznym stopniu poszerzonymi prerogatywami.

Mit współczesnego agenta CIA operującego na Bliskim Wschodzie jeszcze się dobrze nie rozwinął, a więc Scott wyszedł z dość dziwnego założenia, że spróbuje go skonstruować i jednocześnie zdekonstruować. Takie podejście przekonało go do zatrudnienia dwóch aktorów wielkiego formatu i osadzenia ich w głównych rolach. Niestety to był błąd. DiCaprio w tym filmie nie kojarzył mi się z agentem CIA, kojarzył mi się z DiCaprio. Postać Ferrisa z pewnością interesująco wygląda na papierze, ale zyskał on by znacznie gdyby dać tę rolę komuś mniej znanemu, ale jednak potrafiącemu wygenerować jakieś bardziej ciekawe cechy charakteru. DiCaprio wnosi ze sobą cały bagaż doświadczeń, z którymi powinien się rozstać na planie Body of Lies. Niestety to wszystko wyłazi prędzej czy później – piękny chłopiec z zachodu robi co może, aby przystosować się do nowej rzeczywistości, która (oczywiście) jest mniej zakłamana niż ta, która otacza go w domu. To już było w Królestwie niebieskim, co świadczy że Scott mimo wytykanego mu prymitywizmu wynikającego z tej koncepcji dalej projektuje swoje przekonania w sposób wielce niewyrafinowany.

Helikoptery rozwalają jeepy na pustyni!

Ridley nie darzy zaufaniem żadnych instytucji – to widać w większości jego filmów. Liczy się utalentowana jednostka, która wykazuje cechy pozwalające jej nie tylko na uporanie się z bezpośrednim zagrożeniem, ale także z uprzedzeniami i korupcją różnych organizacji, które przeszkadzają w działalności protagonistów. CIA nie ma dobrej opinii – przewroty wojskowe, sabotaże, tortury itp., wywiad wojskowy pozwalał sobie na bardzo wiele podłych zagrywek. W Sieci kłamstw mamy do czynienia ze szczegółową wyliczanką, która ma nam uzmysłowić czemu ta organizacja jest obecnie nieskuteczna – dość ryzykowne założenie ze strony reżysera ale mogło wypalić. Personifikacją wszelkich wad CIA jest Hoffman (Crowe), który siedząc w Waszyngtonie i kontrolując sytuację za pomocą komórki oraz bezzałogowych samolotów stara się „bronić cywilizacji”. Jego polityka wyższości oraz braku okazywania jakiegokolwiek szacunku prowadzi do problemów przy wykonywaniu misji. Obsadzenie Russella w tej roli generuje te same bolączki co w przypadku DiCaprio – plus fakt, iż Scott poświęca jego postaci znacznie mniej miejsca na taśmie filmowej niż ona tego wymaga.

Nawiązanie do Fallouta

Idea była słuszna – brak zaufania pomiędzy Hoffmanem i Ferrisem wynika z odległości jaka ich dzieli. To wszystko zostało wiernie oddane przez reżysera – idee nie przetrwają próby w nowej rzeczywistości (nawet gdyby wisieli nad tobą przełożeni). Zachwianiu jednak ulegają pozory obiektywizmu Scotta, który faworyzuje postać kreowaną przez DiCaprio.

To także przekłada się na jakość dualistycznej wizji wykreowanego świata – wizytówki artystycznej Scotta. Reżyser przy poprzednich projektach nie miał z tym problemu. W Alienie Nostromo było zestawione z wrakiem Space Jockeya, w Czarnym Deszczu Nowy Jork z Tokio, a w 1492 ciemna Europa z dziewiczą Ameryką. Od tego ostatniego filmu w jego twórczości pojawił się trend aby do wizji dokoptować ideologię i – BUM! – efektem tego było między innymi Królestwo niebieskie. Co by nie mówić o tym filmie, to pod względem wizualnym film spełnia swoje zadanie – ciemna (znowu) Europa i oświecony Bliski Wschód. Artystyczna dusza zagrała u Scotta przy konstrukcji wszelkich elementów składowych wizualnej oprawy filmu. Jednak dochodzi pod tym względem do pewnego zaburzenia jeżeli chodzi o Body of Lies. Scott robi co może, aby po raz kolejny pokazać ulice Maroka najkorzystniej jak to jest możliwe. Ten świat mimo, że jest biedny i prymitywny, to zarazem można go uznać za piękny jeżeli tylko spojrzy się na niego z pewnego punktu widzenia. W tym Scott jest mistrzem i w poprzednich projektach udawało mu się osiągnąć pożądany efekt poprzez wykreowanie kontrświata, który by kontrastował z główną przestrzenią w której rozgrywa się akcja filmu. Body of Lies wymagał jednak bardziej elastycznego podejścia – film rozgrywa się w czasach współczesnych i „kolorować” trzeba uważnie. Scott zrobił się ostrożny i skupił całą swoją uwagę na Bliskim Wschodzie. Sceny mające miejsce w Europie i Ameryce wydają się być potraktowane zdawkowo – służą one jedynie za „poprawny” bodziec stymulujący CIA. Brak im charakterystycznej dla reżysera Blade Runnera wizji.

Coś im ten S.W.A.T. na głowę siod

Szkielet fabularny filmu ma mocne podstawy. Scott dość gładko przechodzi od filmu opowiadającego o wojnie z terrorystami, gdzie są jasno zdefiniowane cele do thrillera gdzie polityka i uprzedzenia gmatwają sprawy. Poszczególne zwroty akcji potrafią zaskoczyć i przykuwają naszą uwagę. Gra jaką prowadzą ze sobą CIA i Al-Kaida jest starannie obmyślana i wraz z rozwojem opowieści zyskuje na wartości, gdyż zostajemy zaskoczeni jej przebiegiem i zakresem.

Terroryści schodzą na dalszy plan i pozostają na nim, ponieważ według scottowego dydaktyzmu prawdziwym wrogiem są nasze własne uprzedzenia. Poglądy reżysera to jego sprawa i jak chce je nam załadować łopatą do głowy w swoim filmie to OK. Jednak trzeba by jakoś tę lekcję uatrakcyjnić. I im większa inwencja będzie towarzyszyć tym staraniom tym bardziej można docenić i film, i reżysera. Nic dziwnego, że film rozczarował jeżeli chodzi o frekwencję w kinach.

Z przykrością stwierdzam, że Body of Lies jest dość przeciętnym osiągnięciem Sir Ridleya Scotta, w którym dał on dość skąpy popis swojego ogromnego talentu. I mimo że obraz jest poprawny, to nie wnosi nic nowego do dyskusji na temat terroryzmu. W jego ocenie mam dylemat – gdybym mógł to wystawiłbym coś pomiędzy 4 a 5. Ponieważ reguły Zakazanej zabraniają, to daję mu całą 5 z zastrzeżeniem iż lepiej zobaczyć na DVD/Blu-ray.

Ocena (1-5):
Terroryści:
3
CIA: 4
DiCaprio: 4
Przesłanie: 4
Fajność: 5

Cytat: Our world is a lot simpler to put to an end than you might think.

Ciekawostka przyrodnicza: Film obejrzałem w środę 26.11. Seans rozpoczął się dokładnie o 18:00, wtedy też w Bombaju na ulicę wylegli islamofaszyści i rozpoczęli rzeź. W momencie w którym piszę tą ciekawostkę po hotelu Taj Mahal biega jeszcze jeden łepek.

Written by: Atue

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

4 Komentarze(y) na Body of Lies/W sieci kłamstw

  1. "Czy wytrzyma dłużej niż 13-latka?" – genialne nawiązanie 🙂

  2. Zgadzam sie z recką. Film taki se. Leo znacznie lepiej wypadł w Infiltracji. A tematyka terroryzmu znacznie bardziej podobała mi sie w Kurestwie…The Kingdom znaczy sie…

  3. Broda i wąsy boskiego Leo nie podobały mi się. Leo why?

  4. a mi tam się podobał. Fajny klimat, misterna intryga. A to wszystko okraszone zajebistym soundtrackiem z piosenką "Bird eye" w wykonaniu Mike-a Patton-a i Serji-ego Tankian-a na czele.

Dodaj komentarz