Max Payne

Tytuł: Max Payne
Produkcja: USA, 2008
Gatunek: Ekranizacja gierki
Dyrekcja: John Moore
Za udział wzięli: Nelly Furtado, lasia Bonda i Hitmana, Robin bez Batmana, Sucre, Mark Wahlberg, Meg z Family Guya
O co chodzi: Doświadczony przez los gliniarz trafia na trop Walkirii

– Ale mrocznie, co nie Max?

Jakie to jest: Nie wiem co to jest za fenomen ekranizacji gier, że powstają one siedem lat po fakcie – jak w przypadku Maxa Payne. Nie wiem też, z jakiej paki ekranizacje takie są skierowane do dzieci, skoro współczesne dzieci w takie ramoty nie grają, a te co kiedyś grały – same mają już dzieci.

Nie spodziewałem się rewelacji idąc na ekranizację Maxa – spodziewałem się zobaczyć coś może trochę lepszego od Dooma. Niestety, dostałem coś trochę gorszego. Fabuła jest z grubsza podobna (do gierki, nie do Dooma) – naszemu Maxowi zabili rodzinę, więc stał się mroczny. Teraz nocami szuka guza i zabójców swoich bliskich, przy okazji trafiając na trop zbrodniczej korporacji Aesir i jej produktów. Po drodze musi się użerać z tajemniczą grupą fanów mitologii skandynawskiej.

Jak pamiętamy, w gierce najważniejsze były dwa elementy: dołujący klimacik i matrixowe slo-mo. Otóż klimacik w filmie został spaprany koncertowo. Odnoszę wrażenie, że Pan Moore w życiu w gierkę nie grał i kompletnie nie skumał, jak to wszystko ma wyglądać. Większość filmu zamiast w nocy dzieje się w dzień. Zamiast zimy mamy jakiś megażałosny sztuczny śnieg wykonany chyba z pierza, który lata we wszystkie strony tylko nie w tę, co trzeba (zresztą poza sztucznym śniegiem całość wygląda na kręconą normalnie w lecie). Nastrojowa muzyczka włącza się może dwa razy w ciągu filmu, przez pozostały czas przygrywają jakieś generyczne takty. Wizuale i scenografia starają się momentami nieudolnie naśladować grę, a generalnie sam klimat filmu stara się rozpaczliwie naśladować coś w stylu Kruka. Kurde, może całość powinien zmontować koleś, który robił trailer, bo i muza i klimat w nim były milion razy bliżej gierki niż gotowy film…

Nadusił spację

Matrixowe slo-mo – jest, a jakże. Wciśnięte mocno na siłę, zresztą wszystko co film w tym zakresie oferuje widać w trailerze. Tak naprawdę w całym MP są może w sumie trzy strzelaniny, z których tylko jedna przypomina z grubsza gierkę. Kult różnych rodzajów broni palnej występuje również – podczas końcowych napisów. Sceny akcji są tak kompletnie wymęczone, sztampowe i bez polotu, że wydaje się, iż reżyser wstawił je do filmu pro forma, nie mając wcale ochoty ich kręcić. Ich poziom techniczny 10 lat po Matrixie bynajmniej tego ostatniego na myśl nie przywodzi.

Postać Maxa jest równie interesująca jak w gierce, czyli na poziomie mocno poniżej filmowego. Wahlberg odgrywa standardową postać standardowego gliniarza po przejściach i nie ulega wątpliwości, że cały film to dla niego szybka kaska. Mona Sax z kolei jest bardzo zabawną postacią, której zamiana z wielkiego wroga w wielkiego przyjaciela Maxa zajmuje 30 sekund, a na koniec filmu wraca, po czym znika jak Filip z indyjskich konopii. Sucre z Prison Breaka jako mruczący i stojący główny zły nie jest specjalnie przerażający, a i reszta postaci jest proporcjonalnie fascynująca.

Więcej nie pokazali

Max Payne ewidentnie jest skierowany do młodszych warstw nastoletnich. Mamy tu pseudo-przemoc, laski łażące topless nie pokazując cycków, prostacką fabułę, łopatologiczną narrację powtarzającą dla przypomnienia trudniejsze fragmenty, a także oczywiście samą gierkową genezę. Powiem szczerze, że dawno nie wynudziłem się tak w kinie (może od czasów Closer – dzięki, Horror) – akcja nawet nie stara się trzymać w napięciu, los głównego bohatera mamy w dupie jak i on sam, a zakończenie jest oczywiste mniej więcej po 10 minutach projekcji. Dialogi to szczyt sztampy – przez 1,5h nie pada z ekranu ani jeden dobry tekst… Domyślam się, że z obawy przed kiczem zrezygnowano z przesadnej narracji Maxa z offu, ale może chociaż to jakoś ratowałoby atmosferę.

Nie wiem, czy poza najbardziej oczywistymi w filmie są jakieś specjalne smaczki nawiązujące do gierki (Buffy nie zauważyłem), ale w sumie to nieistotne, bo jak już opisałem, Max Payne jako ekranizacja gry totalnie leży. Sceny z założenia dramatyczne czy gierkowo-emocjonalne nie robią żadnego wrażenia, a o zwrotach akcji nie wypada się rozpisywać. Co tu dużo gadać: gdyby ktoś mi powiedział, że to film Uwe Bolla, uwierzyłbym bez problemu. Max Payne był nie tylko kręcony na szybko, ale też chyba wymyślany na szybko.

W filmie jest kilka fajnych (Walkirie), a nawet świetnych („przebudzenie” Maxa pod koniec) scen, ale to o wiele za mało. Podobnie jak scenka FPP pod koniec Dooma chciała ratować film, tak samo tu ostatnia akcja próbuje coś uratować, najbardziej nawiązując do klimatu gry – niestety bez powodzenia. Chyba w miarę sprawny rzemieślnik byłby w stanie to dobrze nakręcić – z odpowiednim światłem, komiksowym kadrem rodem z gierki, kultowym i klimatycznym prowadzeniem akcji, podbijając klimat odpowiednią muzą i tekstami Maxa… Może nie powstałaby żadna rewelacja, ale film, który by się znośnie oglądało – no ale tego zapewne strawiłyby niziny intelektualne, jak te, które siedziały za nami w kinie. Tak więc końcowe wrażenie po seansie to dziecinada i nuda – odczucie, którego nie poprawia najbardziej banalna w dziejach scenka po napisach.

Ocena (1-5):
Klimat: 2
Matrixy: 2
Postacie: 1
Fajność: 2

Cytat: It was an easy mistake to make.

Ciekawostka przyrodnicza: Ciekawe, że końcowe ujęcia filmu są niemal identyczne z końcówką Blade III… Może w holiłudzie składa się scenariusze z jakichś gotowych modułów?

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

4 Komentarze(y) na Max Payne

  1. a ja wyszedłem w trakcie napisów, więc żadnej scenki nie widziałem :<
    film kupa, poza nazwiskami bohaterów i dosłownie kilkoma nawiązaniami (całkowicie z dupy, swoją drogą) nie ma nic wspólnego z grą.

  2. Marky Mark w jednym z wywiadów wyraził swoje nadzieje aby Max Payne stał się dla niego tym czym dla Matta Damona była Tożsamość Bourne a, a więc taką osobistą trylogią.

    Mi tam się film podobał. Idąc na seans liczyłem na fajne popcornowe kino i dokładnie to dostałem.

    Z tą fajnością tylko na 2 to chyba przesada. Są gorsze filmy (np. nowy Bond :P)

    Fajnie, że klimat był poważny, i generalnie film starał się podszywać pod "dorosłe kino". Natomiast śmieszyła mnie rola Fernando "Maricruuuuuuz" Sucre jako wrednego gacha 🙂

    Pozdrawiam

  3. O grze duzo dobre slyszalem idac na film liczylem na mroczne kino akcji i to otrzymalem. Dobry motyw z demonami, bullet time'y, final boss – czego wiecej chciec?

  4. Akcji? Napiecia?Krwi?Klimatu? Jedna z najgorszych ekranizacji gier. Uwe zrobilby to znacznie lepiej

Dodaj komentarz