Karateka

Karateka. Kopanina, która rządziła obok International Karate na 8-bitowym Atari. Jedna z pierwszych gier Jordana Mechnera, twórcy późniejszego hitu Prince of Persia. Wypasiony tytuł, który doskonale pasował do dawnych czasów, gdzie cios z karata rozwiązywał wiele sporów, Bruce był wielki, a Franek Kimono rządził na dyskach.

Karateka powstał w 1984 roku. Na Atari ukazał się dzięki firmie Broderbund, zajmował prawie całą kasetę, a kolejne levele trzeba było cierpliwie dogrywać. No chyba, że ktoś posiadał stację dysków wtedy loading był tylko formalnością (ja miałem w Turbo 2000, więc nie narzekałem – Cmdr JJA).

Gra posiadała fabułę, i to ładnie streszczoną na początkowym screenie i w intrze. Otóż, łajdacki owoc nasienia azjatyckich demonów, wojownik Akuma najeżdża zbrojnie nasze landy, morduje chłopów, porywa baby, gwałci zwierzęta i o zgrozo uprowadza ukochaną księżniczkę Mariko. Gość jest tak zepsuty i obleśny, że aż strach wyobrażać sobie, jak będzie z nią poczynał w lochach swojej fortecy. Nie ma bata, trzeba się zbierać. Nasz bohater wrzuca białą pidżamę, zawiązuje pas i rusza księżniczce na ratunek.

Gra polegała na walce z kolejnymi przeciwnikami, dotarciu do fortecy i pokonaniu strażników, potem orła – wartownika, a na końcu samego Akumy. Do wyboru mieliśmy kilka ciosów nogą i pięścią, najskuteczniejszą jednak metodą był kopniak w goleń, cofnięcie się o 2-3 kroki, ruch do przodu, ponowne kopnięcie i tak aż do zgonu przeciwnika. Posiadaliśmy tylko 1 życie, ale powiedzmy, że rozłożone na punkty zdrowia, które spadały wraz z kolejnymi celnymi ciosami przeciwnika. Fajnym patentem była ich powolna regeneracja. Wkurzał za to brak Save, co mocno utrudniało grę i trzeba przyznać, szybko zniechęcało – zwłaszcza w obliczu mega długiego wgrywania gry. Tu wypada się przyznać, że Karateki nigdy nie skończyłem, jednak nie z powodu poziomu trudności, tylko skopanej kasety. Przy ładowaniu, któregoś z kolejnych poziomów stilonka padła i tyle (trzeba było używać Sony EF-60 z Pewexu, tak jak ja. Dzięki temu grę skończyłem i to wiele razy, dzięki prostym patentom na laczkowanie typów – Cmdr JJA).

Pokonanie Akumy uwalniało księżniczkę z celi, grała wesoła muzyczka, młodzi się tulili, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Z ciekawostek wyczytałem, że jeśli nasz bohater podchodząc do Mariko wykonywał jeszcze jakiekolwiek ciosy karate, ta w samoobronie powalała go jednym kopem w twarz na ziemię, zabijając na miejscu.

Karateka ukazał się pierwotnie na Apple’u II a później przeniesiony został na prawie każdy ówczesny komputer. Z Applem wiąże się historyjka, jak to Mechner zrobił żart i umieścił na drugiej stronie dysku wersję Karateki, w której obraz obrócony był do góry nogami. Jak wspomina, wiele wkurzonych osób dzwoniło do serwisów, że ich komp zwariował, a te (znając problem) kazały włożyć dyskietkę drugą stroną. Sam tytuł na Atari, przede wszystkim w wersji dyskowej był kapitalną pozycją. Grywalny, wciągający, z fajną muzyczką i świetną animacją postaci. Miło pomyśleć, ze na jej podstawie powstał później Prince. Brakowało takich gierek na Atari, brakowało.

Finał Karateki:

Przeróbka animacji głównego bohatera

A tutaj reklama m.in. Karateki na konsoli Atari 7800.

I bonus od Cmdr JJA: Znajdź nawiązanie do Karateki na tej kultowej okładce:

Komenty FB

komentarzy

Komercha

4 Komentarze(y) na Karateka

  1. Proszę bardzo, księżniczka waląca z półobrotu
    http://youtube.com/watch?v=Vo1PYkKU6ck&feature=related

    Tez nigdy nie skonczylem a staralem sie, wychodzi tu moje tłumoctwo i brak znania patentów ;(, Poza tym tez miałem jakąś skopaną wersje dlatego też gra ta u mnie wywoływała WQRW!! I ja skasowalem!!
    WURG

  2. Remake ponoć w drodze.

  3. Grywałem na C64 ale nie wspominam jakoś szczególnie.

  4. O ja nie wiedziałem że to Jordan Mechner stał za tym tytułem ,jednak wolałem kiedyś International karate na Commodorku ,Karateka był dla mnie za trudny ech..

Dodaj komentarz