Blade Runner Final Cut

Tytuł: Blade Runner
Produkcja: USA, 1982
Gatunek: Ekranizacja Dicka
Dyrekcja: Ridley Scott
Za udział wzięli: Indiana Jones, Rutger Hauer, Admirał Adama
O co chodzi: Były policjant z problemami egzystencjalnymi ściga nielegalnych Replikantów

DVD:
Region: 1
Liczba dysków: 5
Czas (Final Cut): 117 min.
Video: 2,35:1, anamorficzny
Audio: Angielski, Francuski (DD 5.1)

Struś w muszce jest w porzo

Jakie to jest: Na szczęście jest to recenzja DVD, a nie samego filmu, co oszczędzi mi pisania obszernych elaboratów na temat, który każdy bywalec Zakazanej Planety zna pewnie na wylot. Wszyscy wiedzą, czym jest Blade Runner – kamień milowy w historii kina SF i do dziś niedościgniony wzór ekranizacji Dicka. Film totalnie pogrążony w momencie premiery, który po latach powrócił w glorii, głównie dzięki fandomowi fantastyki. Obraz, który jak mało który naprawdę zasługuje na wyświechtany przymiotnik „kultowy”.

Blade Runnera bez kozery można nazwać w znacznej mierze ojcem współczesnej popularnej fantastyki. Bez niego nie mielibyśmy cyberpunka, wielu RPGów, około 90% mangi i anime SF, Matrixa, dziesiątek gier komputerowych i seriali. Los Angeles przyszłości składające się dosłownie z kilku makiet budynków i dorysówek wygląda wielokrotnie bardziej przekonująco niż współczesne megalopolisy wyrenderowane w CGI. Przy całym swoim rewelacyjnym designie, świat ten mamy pokazany bezpretensjonalnie, w surowej poetce kina noir, przy onirycznym sountracku Vangelisa.

Dolina i glina

Mało kto zdaje sobie obecnie sprawę, jak wizjonerski był to film w 1982… jak unikalna na ówczesne czasy była idea nie tylko hipertechnicznego miasta tonącego w smogu czy rządów korporacji, nie wspominając już o biologicznych replikach ludzi posiadających emocje. Dodawszy do tego kilka społecznych smaczków rodem z oryginału Dicka (cała idea sztucznych zwierząt) przekazanych między wierszami narracji otrzymujemy film niezwykły, o którym kolejny raz można powiedzieć – teraz już takich nie kręcą. Był to przy okazji film najlepszych lat Scotta – film czasów Aliena i Pojedynku, zanim reżyser popadł w hollywoodzką manierę i stracił nawet swoją rękę do budowania tak doskonałej atmosfery filmu. Przy wszystkich walorach Blade Runnera każdy wybacza mu nawet wielkie jak stodoła dziury logiczne i fabularne, podobnie jak kuriozalną koncepcję replikanctwa Deckarda. Gdyby chodziło o jakiś zwykły film, te wady starczyłyby, aby został na tych łamach zmasakrowany 🙂

To obraz który się jeszcze długo nie zestarzeje i który mimo dogłębnej analizy na wszystkie strony nadal prowokuje do gorących ogólnych dyskusji nad istotą człowieczeństwa, społeczeństwa, a także bardziej skonkretyzowanych: Czy Deckard jest replikantem? Czy film dzieje się w świecie Aliena, tego samego reżysera? Czy Soldier Paula W.S. Andersona jest faktycznie sequelem BR i dlaczego oczywiście tak?

Tzw. czarne zdjęcia (by TVP)

Ponadczasowa wartość i wielowarstwowość Blade Runnera były zarazem jego przekleństwem – wypuszczony pierwotnie w postaci dalekiej od doskonałości, dotknięty fascynującą chorobą wielu wersji i zagubionego materiału obrósł dziesiątkami typowych legend o wielogodzinnych wersjach, zaginionych scenach, w których czekały na nas cuda-niewidy itp., podobnie jak np. Alien 3 czy Diuna Lyncha. Najpopularniejszą dotychczas edycją filmu był sklecony naprędce tzw. Director’s Cut, który – choć przywracał Runnerowi pierwotny sens – nie był tworem specjalnie dopracowanym. Wydanie to pokutowało przez lata jako jedne z pierwszych w ogóle wydanych DVD, co widać – obecnie byle jaki Divx ma jakość lepszą od pierwszej edycji DC Warnera. W 2006 miała miejsce re-edycja w bardziej już współczesnym transferze, ale nie na to fani czekali.

Fani czekali na zapowiadaną od dziesięciu lat wersję absolutnie specjalną – ostateczną. Zanim to nastąpiło, musiano wykopać skądś materiały archiwalne, rozwiązać sporo problemów prawnych, no i zachęcić do roboty samego Scotta. Po latach udało się to zrobić – co szczęśliwe zbiegło się w czasie z ćwierćwieczem samego filmu i boomem na technologię HD. Ridley Scott zaserwował nam więc osobiście wydanie na miarę Alien Quadrilogy: otrzymujemy tu nie tylko finałową wersję filmu przygotowaną przez reżysera, ale też 4 kolejne dyski zawierające następne 4 wersje filmu i wszystkie materiały dodatkowe, jakie do niego kiedykolwiek stworzono. Plus sporo nowych. Nie wspominając już o walizeczce ze spinnerem, jednorożcem, graficzkami i hologramem – mokry sen BR-nerda na jawie. Tym zestawem Warner nie tylko wynagradza nam lata czekania, ale też uprzejmie mówi: „Macie wszystko czego moglibyście kiedykolwiek chcieć, teraz dajcie nam święty spokój”.

Pierwsza edycja DVD
Final Cut

Jak się więc prezentuje Final Cut – wersja filmu dokończona po 25 latach? Czy Ridleyowi odbiło podobnie jak Lucasowi i zasiedlił ją komputerowymi stworkami? Czy mamy wszystkie wycięte sceny, jak np. rozmowę z Holdenem w szpitalu? Czy ma chociaż te cztery godzinki?

Na szczęście zostało jeszcze coś ze starego Scotta, który nie dał się ponieść technologii. Film jest po prostu… bardziej elegancki. Nie mamy tu praktycznie żadnej nowej istotnej sceny – za to dostaliśmy poprawiony montaż, usunięcie dłużyzn po voice-overze Deckarda i wreszcie załatwione błędy fabularne i techniczne z poprzednich wersji. Mamy też masę poprawek i dodatków na soundtracku, film oczywiście dostał też nowy master HD i nowy miks dźwięku. Tak więc Final Cut nie wprowadza rewolucji: po prostu robi i porządkuje coś, co powinno być już dawno zrobione.

Na przykład:

1. Wreszcie zgadza się liczba ściganych replikantów – tym razem dwóch usmażyło się na polu elektrycznym w korporacji Tyrella.

2. Mamy dodatkowy opis postaci Leona przez Bryanta, podkreślający jego mega-siłę.

3. Dodano tło budki telefonicznej w ujęciu, gdzie pierwszy raz widzimy Roya, dodatkowo usuwając z jego ramienia łapę Tyrella.

4. Poprawiono (a właściwie wprowadzono) synchronizację dialogu Deckarda z Abdulem Ben Hassanem, którego brzmienie wcześniej nie miało żadnego związku z zachowaniem postaci na ekranie. Co ciekawe, dialog nagrał syn Harrisona, Ben Ford, którego usta nałożono komputerowo na fizję ojca.

5. Mamy kilka dodanych ujęć ulicy przed wejściem do lokalu Taffeya Lewisa, jak również tancerki w maskach Jasona.

6. Otrzymujemy wydłużoną wersję snu z jednorożcem. Dodatkowo, podczas tego „snu” Deckard nie śpi, tylko po prostu siedzi przy pianinie.

7. Zmiana chyba najważniejsza: zmodyfikowano scenę zabójstwa Zhory, nakładając na twarz kaskaderski (nie grzeszącej pierwotnie zbytnim podobieństwem, zwłaszcza fryzurowym, do aktorki) nowo nagraną twarz Joanny Cassidy. Szkoda, że zapomniano to zrobić z jej pierwszą raną postrzałową, która znika po cięciu.

8. Usunięto rany na twarzy Deckarda podczas rozmowy z Bryantem po zabiciu Zhory – ponieważ otrzymuje on je później, podczas spotkania z Leonem. Pierwotny błąd wynikał ze zmiany chronologii podczas montażu pierwszej wersji filmu.

9. W „I want more life, fucker” zamieniono ostatnie słowo na „father”. To pewnie wywoła kontrowersje, ale jak dla mnie jest to zmiana na lepsze. Zmienia wypowiedź Roya od prostego wulgaryzmu do bardziej subtelnej zapowiedzi pewnej już śmierci Tyrella.

10. Roy zabija teraz Tyrella w nieco bardziej dosadny, staranny i długotrwały sposób.

11. Po tymże czynie Roy zbliża się do Sebastiana, tym razem dodając przyjacielskie „I’m sorry, Sebastian. Come. Come”.

12. Kiedy Pris siada na szyi Deckarda, oprócz dwóch klapsów, łapie go za dziurki od nosa i podnosi do góry, rzucając potem na podłogę. Dostaje za to dodatkowy strzał, a jej agonia jest nieco wydłużona.

13. Scena wbijania sobie gwoździa w łapę przez Roya jest ciut wydłużona.

14. „Lot gołębia” teraz odbywa się na tle bladerunnerskiego miasta, a nie jakiejś bamberskiej fabryczki.

Oprócz tego, w filmie znalazło się wiele poprawek czysto technicznych, np. synchronizacyjnych audio i/lub wideo, począwszy od kominów w pierwszej scenie. Usunięto także oczywiście liny, na których były zawieszone spinnery. Miło, że jest to naprawdę rzetelne usuwanie błędów z filmu a nie stawianie go po latach cyfrowo na głowie, co preferują niektórzy inni twórcy.

Extrasy DVD:

Dysk 1:

1) Wprowadzenie i komentarz Ridleya Scotta

Nie będzie wielką przesadą jak powiem, że na komentarz Ridleya wyjaśniający jak to w końcu z tymi wersjami było, lud czekał od lat. Niestety, mimo iż we wprowadzeniu reżyser informuje, że oglądamy jego ulubioną wersję (ciężko, by było inaczej), w komentarzu daje tylko ogólne informacje o Final Cut-cie, skupiając się na filmie jako takim. Co ciekawe, sporo czasu poświęca całej warstwie technicznej, gadając dużo o obiektywach, miniaturach, kostiumach, lustrach i przestawianiu dekoracji, a stosunkowo mało na samym aspekcie filozoficznym Blade Runnera. Dla Scotta cała idea fabrykowania imitacji ludzi w filmie jest tylko tłem, podobnie jak (wizjonerskie wówczas) rządy korporacji, których wielkie oko obserwuje wszystko już od pierwszych ujęć. Głównym motywem, wokół którego obracają się rozważania reżysera o człowieczeństwie, są implanty pamięci – i w paru miejscach Scott nieźle daje się ponieść swoim refleksjom w tym temacie.

Z ciekawostek realizacyjnych dowiadujemy się np., że występ Zhory w klubie był z założenia tak rozbudowany, że nawet nie próbowano go kręcić, a także że w scenie przeszukania łazienki w hotelu Hunterwasser występuje nie Harrison Ford, a jego dubler, Vic Armstrong. Zresztą jeśli kojarzycie zdjęcia Armstronga z makingofów do Indiany zrozumiecie, że spokojnie mógłby on zagrać połowę scen za Forda i nikt by się nie zorientował. Jak wie każdy uważny widz filmu, większość ujęć była kręcona w jednym plenerze z tak naprawdę jedną ulicą, której cały design był wzorowany głównie na ówczesnym (a przypuszczam, że i dziś niewiele się różniącym) Hongkongu. Dowiadujemy się też, że design piramidy Tyrella był jak najbardziej na miejscu, jako że w jednej z wersji scenariusza „żywy” Tyrell, którego zabija Roy jest Replikantem – podczas gdy prawdziwy leży od lat zamrożony w sarkofagu w sercu budowli.

W temacie różnic między wersjami – Scott stał od zawsze na stanowisku, że Deckard jest Replikantem, co miało znaleźć rozwinięcie w sequelu (powodzenia), acz mówi, że film można zrozumieć również w przeciwny sposób. Z kolei narracja Deckarda była planowana od samego początku – z tym, że reżyser na etapie montażu z niej zrezygnował. Jak się okazało – do czasu.

Warto też dodać, że dla Scotta światy Aliena i Blade Runnera są całkowicie kompatybilne – nawet jeśli nie technicznie (w końcu Ash nie był sensu stricte Replikantem), to w sensie ideologiczno-społecznym.

2) Komentarz scenarzystów – Hamptona Fanchera i Davida Webb Peoplesa oraz producentów – Michaela Deeleya i Katherine Haber

W tym komentarzu mamy sporo bardziej przyziemnych trivia, których nie ujawnił nam Ridley Scott – np. dotyczących osób z ekipy producenckiej i niuansów finansowania projektu. Jest tu też wspomnianych też kilka mniej chwalebnych momentów produkcji – jak przykładowo wprowadzenie napisów na początku kiedy zabrakło kasy na skręcenie prologu czy średnio udany początkowy pomysł obsadzenia w głównej roli Dustina Hoffmana. Trochę dostaje się też Sean Young, którą, zupełnie wówczas zieloną, Scott obsadził wbrew radom wszystkich dookoła, co zaowocowało ponadprzeciętną ilością dubli scen z jej udziałem. Pani Haber wspomina też Stacy Nelkin obsadzoną już w roli piątego Replikanta – 15-letniej Mary. Mamy też ładny wgląd w budowę scen kluczowych dla poszczególnych postaci (np. dowiadujemy się, że jedyna porażka Roya w filmie następuje, kiedy wbrew sobie zabija Tyrella). Fajna była jedna z niezrealizowanych scen między Deckardem a Leonem – kiedy spotykają się w knajpie. Obaj panowie rozmawiają ze sobą wiedząc, że ten drugi wie… Co ciekawe, wiele z tych niewykorzystanych pomysłów pamiętamy z gierki BR Westwooda.

Panowie scenarzyści nawzajem chwalą się za napisanie poszczególnych dialogów i rozpamiętują kolejne wersje scenariusza – aczkolwiek najwyraźniej wersje te mieszają im się z ostatecznym kształtem filmu. Za to zgodnie są przeciwni całej koncepcji jednorożca i Replikanta Deckarda, wspominając, jak pomysł ten Scott przemycał stopniowo na plan podczas zdjęć. Poznajemy też kilka alternatywnych tytułów filmu, takich jak Dangerous Days czy Mechanismo, jak również sporo innych pomysłów na zakończenie – od tragicznych, przez zaskakujące po happy endy.

Sporo jest technikaliów produkcyjnych dotyczących lokalizacji i makiet, łącznie z opowieścią, jak przez ostatni tydzień ekipa pracowała 24h non-stop w obawie przed nadciągającym strajkiem reżyserów.

3) Komentarz desginerów, scenarzystów i efekciarzy – Syda Meada, Lawrence G. Paulla, Davida L. Snydera, Douglasa Trumbulla, Richarda Yuricicha i Davida Dryera

Jak nietrudno się domyśleć, jest to koment dość techniczny. Każdy z panów opisuje swoje początki i trudne koleje pracy na Blader Runnerem, a z ich wypowiedzi przebija lekkie narzekanie na Scotta, który jest dość wymagającym reżyserem. Podobne uwagi można znaleźć też na komentarzach do Aliena, więc coś w tym musi być – ta cecha Ridleya powodowała też bardzo dużą i nie zawsze uzasadnioną rotację ludzi w ekipie technicznej. Scenografowie wspominają na przykład, że część setów (takich jak pulpit Sebastiana czy sypialnia Tyrella) była wymyślana przez Ridleya na planie i najczęściej musiała być zbudowana w ciągu jednego dnia (albo np. jednej godziny). To wszystko oczywiście przy topniejącym budżecie – stąd fakt, że wiele pomieszczeń w filmie wygląda jak graciarnia wynika nie tylko z zamysłu artystycznego…

Wysłuchujemy tu więc bardzo szczegółowych opowieści o miniaturach i niuansach optycznego składania poszczególnych ujęć. Co ciekawe, wiemy że np. dekoracje były budowane z linijką pod wykorzystanie obiektywów anamorficznych – ciekaw jestem, czy komuś w polskim przemyśle filmowym kiedykolwiek przyszłoby to do głowy. Możemy się też dowiedzieć kilku ciekawostek, jak np. tego, że początkowe ognie z kominów pochodzą z niewykorzystanych zdjęć do Zabriskie Point Antonioniego, czy tego (wreszcie oficjalnie), że dach centrali policji to fragment wnętrza statku z Bliskich Spotkań. Poznajemy też dokładne szczegóły konstrukcji maszyny V-K, a także nawiązania do pomieszczenia Matki z Aliena w postaci windy w wieżowcu Deckarda.

Jeśli Was kiedyś zastanawiało jak zrobili trójwymiarowe zdjęcia, odpowiedź jest zadziwiająco prosta – sesja zdjęciowa z udziałem Rutgera i Cassidy, z dokładnie wymierzonymi pozycjami aparatu. Inne futurystyczne wynalazki nie zawsze spotykały się ze zrozumieniem ekipy – np. suszarkę do włosów Zhory musiała przetestować kaskaderka, zanim skorzystała z niej jaśnie pani aktorka.

Trochę też słyszymy o backgroundzie filmu – o alternatywnych wersjach scenariusza i poszczególnych scen czy o nazewnictwie (sztuczne zwierzęta to animoidy, a Zhora miała mieć w garderobie maszynę o zachęcającej nazwie orgasmotron).

Dysk 2:

1) Dangerous Days: Making Blade Runner

Kolejny przedstawiciel miłego makingofowego gatunku „opowiemy Wam jak to było, od początku do końca”. Trwa to więc 214 minut i zajmuje praktycznie całą drugą płytę. Film składa się wyłącznie z wywiadów z ekipą, obsadą i „ekspertami”, bogato ilustrowanych rzadkimi zdjęciami i deleted scenami/ujęciami z Blade Runnera w ilości przemysłowej.

Dangerous Days przechodzi zatem wszelkie etapy produkcji filmu – od inspiracji i powstania pierwszego scenariusza, przez zdobywanie funduszy, kolejne ewolucje scenariusza, obsadę, zdjęcia i dramatyczne zamknięcie produkcji, aż po post i rozczarowującą premierę. Dowiadujemy się tu jak BR zaczynał jako kameralny scenariusz Hamptona Fanchera dziejący się w kilku pokojach na krzyż, który dopiero pod wpływem Scotta nabrał futurystycznego rozmachu (warto nadmienić, że do Blade Runnera Ridley został ściągnięty z planu swojej mocno starwarsowej Diuny). Scott zaproponował ze swojej strony np. ciekawe rozpoczęcie filmu, gdzie Deckard zabija z pozoru niewinnego rolnika (rzecz jasna, Replikanta) na jego własnej farmie. Niestety Fancher nie wytrzymał narzucanego przez Scotta tempa zmian w scenariuszu i został podmieniony na bardziej kooperatywnego Davida Webb Peoplesa. Ten z kolei zaproponował rozpoczęcie filmu, w którym na planecie-wysypisku Roy Batty wygrzebuje się spod hałdy wyrzucony ciał Replikantów – nieco przywodzące na myśl inny scenariusz tego pana, czyli oczywiście Soldier.

Mamy tu też dość dokładne omówienie bladerunnerowej sceny erotycznej i jak została ona przycięta do finalnej postaci. Ale wszyscy konserzy Różowej Serii mogą ją sobie tu obejrzeć w pełnej, hardkorowej krasie.

W kwestii obsady ponownie wałkowany jest temat potencjalnych kandydatów do roli głównej – oprócz znanego już Dustina Hoffmana mamy tu Roberta Mitchuma, a na widocznej liście (wśród masy nazwisk z górnej półki) pojawia się też np. Raul Julia czy niejaki „Arnold Schwartzenegger”. Z ciekawostek – Rutger został obsadzony w roli Roya zanim jeszcze Scott miał okazję spotkać się z nim osobiście, a Stacy Nelkin, która miała grać Mary, pierwotnie aspirowała do roli Pris.

Dostajemy też powtórkę kilku znanych anegdotek, jak to np. po premierze Poszukiwaczy Zaginionej Arki Scott musiał zrezygnować z fedory Deckarda, a Edward James Olmos ułożył swoje miejskie lingo z węgierskich wyrazów, co potem wzbudzało wesołość w tamtejszych kinach.

Następny, dość długi i ciekawy kawałek opowiada o designie filmu i ekipie, która go tworzyła – wraz z licznymi obrazkami i filmikami z planu. Obserwujemy tu morderczą pracę teamu terroryzowanych i pomiatanych przez Ridleya grafików, a następnie realizację ich wizji w postaci gotowych setów, pojazdów i rekwizytów. Jak zwykle przy tego typu makingofach człowiek łapie się za głowę, jak ktokolwiek był w stanie zarządzać takim ogromem ludzi i zadań do zrealizowania w ekspresowym tempie…

Kolejne rozdziały dokumentu poświęcone są samym zdjęciom, które – jak każdy wie – do prostych nie należały. Ponownie możemy się tu nasłuchać o surowym stylu reżyserii Ridleya, obejrzeć np. kilka dubli stawiania na stole talerza z rybą, czy zjebkach i wyjebkach gości, którzy np. przynieśli reżyserowi zbyt mało długopisów do przyozdobienia biurka Holdena. Zadziwiająca jest szczerość, z jaką ekipa i obsada jedzie po Scotcie, nie przebierając w słowach – rzecz rzadko widywana w makingofach. Żeby był ciekawiej, sam Ridley zdaje sobie sprawę, że jego styl nie budzi sympatii i wykazuje zrozumienie dla frustracji ludzi… Ciekawym incydentem jest tu zwłaszcza koszulkowa wojna na hasła na odzieży pomiędzy reżyserem a ekipą, która rozgorzała po tym, jak Ridley powiedział w jednym z wywiadów, że woli ekipy brytyjskie od amerykańskich…

Dają tu też nieco o konflikcie Scotta z Harrisonem Fordem, dla którego produkcja była osobistą i artystyczną męką… A także o urokach zdjęć w deszczu, dymie i nocy – ale jak mówi sam reżyser, był to jedyny sposób, by ukryć niedostatki budżetowe scenografii… Pośpiech i problema budżetowe generowały różne bloopery – niektóre popełniane z pełną świadomością, jak np. niezbyt fortunna charakteryzacja dublerki Zhory podczas lotu przez szyby. Przy okazji omawiają też tu kilka scen, które mimo planów nie zostały ostatecznie nakręcone – np. taniec Zhory, wraz z demonstracją testów charakteryzacji do niego. Sam taniec miał być skręcony metodą… animacji poklatkowej, w której Zhora morfuje z węża w kobietę.

Osobną historią jest ostatni dzień zdjęć, w którym kręcono finalne spotkanie Deckarda z Royem „na dachu”. Przez pół nocy nad ekipą stali pod krawatem inwestorzy (m.in. Bud Yorkin i Jerry Perenchio) i tylko patrzyli na zegarek czekając na wschód słońca, oznaczający koniec nocnych zdjęć. Ostatnia noc była tak nerwowa, że Ridley, bez słowa sprzeciwu przyjął pomysły Rutgera na temat własnej wersji ostatniej przemowy Roya (której różne wersje możemy tu zobaczyć) i całego motywu z gołębiem. Nie wspomnę już, że cały nieudany skok Deckarda między budynkami był tak naprawdę kaskaderską wpadką, która tak bardzo spodobała się Ridleyowi, że kazał powtórzyć ją kilka razy do dubli. Ku rozczarowaniu producentów, wraz z nastaniem dnia Ridley bynajmniej nie zamierzał kończyć zdjęć – kazał pociąć piłami dekoracje dachu i przewieźć je do studia, gdzie dokończono robotę – zamykając produkcję rozkosznym, niemal 30-godzinnym dniem pracy. A po ostatnim klapsie wszyscy po prostu poszli w cholerę delektując się końcem koszmaru. Na drugi dzień ekipa zastała w poczcie informację od finansistów, która głosiła, że od dziś już żaden z nich nie pracuje przy filmie, łącznie – na szczęście na krótko – z Ridleyem. Teraz wszystko zostało przewiezione na postprodukcję do Londynu.

Zanim jednak do tego przejdziemy, mamy jeszcze rozdział poświęcony efektom. Jak nietrudno się domyśleć, wypowiadają się w nim modelarze, malarze, a także specjaliści od zdjęć FX z Douglasem Trumbullem na czele. Mamy tu sporo rewelacyjnych filmików przedstawiających zdjęcia miniatur, tworzenie dorysówek i innych efektów – i szok nas ogarnia, gdy widzimy jak żmudna, delikatna i precyzyjna była to robota (wraz z takimi smaczkami jak np. poklatkowe filmowanie dymu). No i na koniec rada Starego Słowika: flara zawsze pomaga w efekcie końcowym – prawda do dziś przez wielu fanatycznie uznawana.

Wisienką na torcie rozkosznej produkcji był montaż i udźwiękowienie filmu w Londynie. Od początkowej, 4-godzinnej wersji Blade Runner przeszedł sporo wcieleń montażowych, co poniekąd widać w gotowym filmie – zwłaszcza, że inwestorzy wywalali co popadnie, nie patrząc na znaczenie poszczególnych scen dla filmu. Przy tej okazji Ridleyowi udało zrobić się jeszcze parę dokrętek (jak np. poszukiwania łuski w wannie Leona czy jednorożec nakręcony niby w ramach testów do Legend). Jak nietrudno się domyśleć, finansiści, którzy przejęli produkcję po przekroczeniu budżetu, nie za bardzo byli w stanie pojąć o co w filmie chodzi (i sądząc za aktualnych wywiadów – nie są w stanie do dziś). Stąd ich pomysł na narrację, której wersji też powstało sporo – niektóre tak łopatologiczne, że można się porzygać. Ponieważ Ridley wykazywał mocną kontestację artystyczną wobec voice-overa, nagrania ostatecznych wersji odbyły się już bez niego, za to w wyłącznym towarzystwie anonimowego scenarzysty, który na poczekaniu pisał i donosił Fordowi nowe teksty. Jako bonus dokręcono kilka wersji znakomitego happy endu – z dialogami, z voice-overem, full set. W tej części dokumentu mamy też parę słów na temat muzy Vangelisa – trzeba przyznać, że jak na gościa, który nie komponuje na co dzień do filmów, koleś jest super technicznym specjalistą w tej dziedzinie, nie wspominając o jakości samej muzy.

Po w miarę ostatecznym montażu odbyły się pokazy testowe – czytając raporty z nich Ridley był w stanie powiedzieć tylko „Jesus”. Niewiele lepiej było podczas premiery właściwej – po piątkowych tłumach, w pierwszą sobotę i niedzielę kina już świeciły pustkami. Blade Runner nie zabawił zatem za długo na ekranach – czemu pomogły niezbyt entuzjastyczne recenzje „pustego artystycznie” filmu i natychmiastowa polaryzacja widzów na fanów i wrogów. Pomijam tu już fakt, że w lecie 1982 premierę miało chyba ze 20 blockbusterów, z czego zresztą prawie wszystkie poległy w starciu z E.T. W tym momencie mamy też wywiady z współczesnymi twórcami pod hasłem „jak Blade Runner wpłynął na moje życie i twórczość i którą wersję wolę”. Wśród nich są m.in. Frank Darabont, Mark „prawie zrobiłem Wolf Mana” Romanek, czy Guillermo del Toro. Harrison Ford również przyznaje z niemałym wymuszeniem, że film mu się podoba.

Potem następuje szybki przegląd pierwotnej kampanii reklamowej filmu, która opierała się na nazwisku Forda i bardzo starała się upodobnić Blade Runnera do Star Wars czy Indiany – jakże mi żal ludzi, którzy się na to nabrali i poszli do kina…

Ostatnią częścią dokumentu jest krótka refleksja nad tym, jaki wpływ BR i jego design wywarł na popkulturę – film, muzę itp., a także jak przedstawiona w nim wizja realizuje się w rzeczywistości. W tym ostatnim przypadku mamy parę słów na temat sztucznej inteligencji czy rozwoju miast, zwłaszcza na dalekim wschodzie.

Na zakończenie dodam ciekawą nieobecność zarówno w tym, jak i pozostałych dodatkach Williama Sandersona (J.F. Sebastian). Czyżby naraził się czymś Warnerow, a może nie wspomina najlepiej produkcji BR?

2) Trailery
Bardzo na temat zestaw trailerów: I Am Legend, Invasion, Fracture, jak również rysunkowy Superman Doomsday. Warte uwagi.

Dysk 3:

1) U.S. Theatrical Cut
Wszystkie wersje filmu na dysku 3 są zremasterowane na normalnym poziomie – z wyczyszczonym anamorficznym obrazem i audio 5.1.

Tej wersji nie widziałem od lat i nawet z zainteresowaniem chciałem posłuchać owego legendarnego voice-overa Forda. Duży błąd. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy jak totalnym dnem jest ta narracja – Harrison czyta ze śmiesznym przekąsem na odwal się, a cały autoparodystyczny ton kojarzy mi się tylko z jednym – Naga Broń. Co gorsza, to blubranie kompletnie burzy atmosferę budowaną przez muzykę Vangelisa i rytm filmu… Nie będę się pastwił już nad samą treścią tekstów, które skierowane są do naprawdę mocno opornych umysłów i przy okazji robią z Deckarda kompletnego buca.

Wisienką na torcie jest radosne zakończenie, gdzie bohater wesoło informuje nas, iż Rachael nie ma „daty ważności”, więc będą żyć długo i szczęśliwe w utopijnej krainie poza zadymionym miastem (dziwne, że tutaj się nie przeniósł J.F. Sebastian, który z uwagi na stan zdrowia musiał zostać i gnić na Ziemi).

Pominę już mocne złagodzenie tej wersji, bo to za bardzo na sens filmu nie wpływa. Naprawdę cud, że w czasach kiedy istniała tylko ta wersja Blade Runner zdobył jakąkolwiek popularność – film ma tu tak totalnie przetrącony kark, że ciężko go w ogóle porównywać z którąś z wersji reżyserskich.

2) International Theatrical Cut
Wersja niemal identyczna z poprzednią – tu też z głośników straszy Frank Drebin, to samo genialne zakończenie. Jedyne różnice to lekko podniesiony poziom brutalności w czterech scenach – tyrellobójstwa, bójki z Pris, palcołamania i autostygmatyzacji Roya – te sceny pojawiają się tu właściwie w swojej docelowej postaci z Final Cut. Generalnie wersja o pół punktu lepsza od poprzedniej – jeśli już strasznie tęsknicie za voice-overem, to lepiej obejrzyjcie tę.

3) Director’s Cut
To wersja najbardziej znana z ostatnich wydań VHS i DVD. Jej cechą podstawową są lekkie dłużyzny w miejscach, gdzie wcześniej była narracja Forda. Co ciekawe, ten cut jest jednak znowu mało brutalny w momentach śmierci Tyrella i Pris.

Dysk 4:

1) The Electric Dreamer: Remembering Philip K. Dick

Krótki filmik o życiu i twórczości Dicka, w którym wypowiadają się różni znani pisarze, dzieci autora, jak również sam Philip, w jakimś wywiadzie nagranym u zarania dziejów. Mamy tu parę słów ogólnie o dotychczasowych ekranizacjach jego tytułów, a także o różnych nękających go fobiach i innych problemach ze sobą…

2) Sacrifical Sheep: The Novel vs. The Film

Kolejny stek wywiadów prezentujących różnice pomiędzy powieścią o elektrycznych owcach a filmem. Zaczynają tu od przedstawienia procesu adaptacji filmowej w ogóle, a potem przechodzą do Blade Runnera porównując świat, postacie, motyw sztucznych zwierzaków i różnice pomiędzy dickowskimi robotami, a scottowskimi Replikantami.

3) Signs of the Times: Graphic Design

Całkiem ciekawa pogadanka ilustratora Toma Southwella na temat designu wszelkiego rodzaju logotypów, dokumentów, szyldów, naklejek i oznakowań w świecie Blade Runnera. Dogłębnej analizie poddany jest np. chiński bar, neony, czasopisma czy faszystkowskie emblematy policji. To ostatnie akurat IMHO słabo się sprawdziło, bo mundurowi policjanci w BR zawsze sprawiali dla mnie raczej wrażenie dup wołowych, a nie jakichś mega opresorów…

4) Fashion Forward: Wardrobe and Styling

Średnio zajmujące omówienie kostiumów i make-upu głównych postaci, ale na obrazki popatrzeć można. Zwracam uwagę na motyw rombu, pojawiający się we wzornictwie w całym filmie.

5) Screen Test: Rachael and Pris

W cyklu Archiwum XX wieku możemy zobaczyć próbne zdjęcia dwóch innych kandydatek do roli Rachael (Nina Axelrod, na marginesie wypadająca w teście znacznie lepiej niż Sean Young w filmie) i Pris (Stacey Nelkin, która potem miała dostać rolę Mary). Przy okazji możemy obejrzeć dość mokre całowanko i ocenić, jak czas obszedł się z obydwiema paniami.

6) The Light that Burns: Remembering Jordan Cronenweth

Wspomnienie o legendarnym zdjęciowcu, który oprócz Blade Runnera pracował np. przy Alienie 3 (niestety dalsze prace nad tym filmem uniemożliwiła mu choroba Parkinsona). Poznajemy tu sporo technicznych aspektów warsztatu Jordana – w tym jego czaderskiego podejścia do oświetlenia, które najwyraźniej miało spory wpływ na dalszy styl Ridleya.

7) Promoting Dystopia: Rendering the Poster Art

Tym razem na ekranie wymądrzają się plakaciarze John Alvin i Drew Struzan, którzy wprowadzają nas w tajniki sztuki plakatu kiedyś i dziś. Dodatkowo opowiadają o historii swoich projektów do BR i dzielą się refleksjami nt. światowego marketingu filmowego. Przy okazji kilka rzadkich rysunków do obejrzenia.

8) Deck-A-Rep: The True Nature of Rick Deckard

Wielce ciekawy montaż wypowiedzi różnych ekspertów i filmowców na temat „Czy Deckard jest Replikantem?”. Głos zabierają m.in. ponownie Frank Darabont, Mark Romanek, Guillermo del Toro, a także Joe Carnahan, czy Edward James Olmos, któremu (ze zrozumiałych względów) Replikanci mylą się z Cylonami. Co ciekawe, nie wszyscy oni zgadzają się z wizją reżysera. Przytaczają wszelakie argumenty za i przeciw – a najwięcej oczywiście sam Scott, który stwierdza „w filmie jest to tak łopatologicznie przedstawione, że jeśli tego nie rozumiesz – jesteś debilem”.

9) Nexus Generation: Fans & Filmmakers

W tym filmiku również znani filmowcy i dziennikarze nazywający się fanami Blade Runnera opowiadają, co takiego w tym filmie ich zafascynowało i co najbardziej podoba im się. Opisują też wpływ BR na popkulturę, a w szczególności kino SF. Przy okazji kilku z nich okazuje się niezłymi nerdami prezentując swoje kolekcje stafiku.

10) Sceny wycięte i alternatywne
Jak to zwykle bywa, gwóźdź każdego dobrego wydania DVD. Wiele z zaprezentowanych scen to alternatywne wersje istniejących – czasem jest to fajny kolaż starego materiału z nowym, z voice-overem zamiast dialogów, co dobrze przekazuje sens innych wersji. Wszystko oczywiście oczyszczone i odpicowane na igiełkę.

Czołówka: Alternatywne napisy otwierające film, które mogę opisać jako filmowa wersja okładki książki Dicka z lat ’80.
Alternatywne wprowadzenie Deckarda: Z nową panoramą miasta i skandalicznym voice-overem.
Wejście na komisariat: Podczas którego słyszymy parę słów o Gaffie.
Briefing u Bryanta: Gdzie dowiadujemy się paru mało miłych rzeczy o tej postaci.
Wizyta u Holdena: Jedna z najbardziej znanych wyciętych scen z BR. Deckard składa wizytę Holdenowi w szpitalu, podczas której omawiają niuanse modelu Nexus 6. Holden przyznaje, że maszyna Voight-Kampffa nie była w stanie jednoznacznie wykryć Leona – i obawia się, że nowa generacja Replikantów jest już nie do odróżnienia od ludzi. Warto zwrócić tu uwagę na scenografię, która jednoznacznie nawiązuje do wnętrz Nostromo.
Lot z Gaffem: Alternatywne przedstawienie głównych Replikantów. Deckard czyta ich dossier (i ogląda fajne artystyczne foty) podczas lotu Spinnerem do korporacji Tyrella. Mamy tu kilka kolejnych refleksji na temat Nexusów i rozmyślania Deckarda, czy VK zadziała na Replikancie, którego ma przebadać w korporacji – jest to przydatne wyjaśnienie, po co w filmie w ogóle jest test na Rachael. Tu też pojawia się nazwa dzielnicy przemysłowej „Hades” – na wyświetlaczu Spinnera.
Test na Rachael: Alternatywna wersja sceny testu VK, z wyjaśniającą narracją Deckarda. Zauważa tu, że test z ledwością ją wykrył.
Hotel Hunterwasser: Boleśnie szczegółowe i długotrwałe przeszukanie pokoju Leona. Na koniec sceny okazuje się, że Leon cały czas… chował się w kiblu. Ciekawe.
Spotkanie z Royem: Wydłużona wersja spotkania Leona z Royem przy budce telefonicznej.
Droga do domu: Jazda Deckarda Spinnerem do chaty, podczas której oddaje się on rozmyślaniom nad śmiercią Chewa.
Nadchodzi Pris: Dłuższa wersja przybycia Pris do chaty JF Sebastiana, wytłumaczona głośno i wyraźnie w voice-overze. Przy okazujemy dowiadujemy się, że JF Sebastian jest specjalistą od produkcji rąk (ciekawe, skąd ta idea) i mamy alternatywną scenę ucieczki Pris, w której nie zbija ona okna w samochodzie Sebastiana.
Fotki: Inna wersja sceny przeglądania zdjęć na Esperze. W narracji mamy tu wspominki po żonie Deckarda (i widzimy ich wspólne zdjęcie). W wersji tej Deckard w nieco inny sposób wpada na trop Zhory (na zupełnie innym zdjęciu znajduje suknię z cekinami), natomiast znaleziona przez niego na zdjęciu Zhora znacznie bardziej przypomina tę z wydruku, niż ta z wersji finalnej.
Do baru: Ponowny posiłek w chińskim barku i oględziny rybiej głowy, które dają olśnienie w temacie łuski. Potworna narracja towarzyszy spacerowi do Animoid Row.
Wycieczka do lokalu: Uprzejmy policjant pomaga Deckardowi trafić do lokalu Taffey Lewisa.
Barman daje radę: W tej dość żenującej aktorsko i scenariuszowo scence barman w lokalu radzi Deckardowi zakręcić się przy garderobach tancerek.
Po zabójstwie Zhory: Deckard i Rachael, oboje w szoku, wracają do domu Deckarda po zabiciu Zhory.
Mycie ryja: Długa wersja sceny toalety, której oddaje się Deckard w domu plując krwią do umywalki. Hipnotycznie obserwuje go Rachael, a on zastanawia się, czy powinien już ją wysłać na tamten świat.
Bzykanko: Dość ostra i hardkorowa wersja sceny erotycznej Deckarda i Rachael. Acz paradoksalnie, wypada ona mniej brutalnie niż w oficjalnej wersji.
Znowu u Holdena: Ponowna wizyta w szpitalu, w której Deckard opowiada Holdenowi o zabójstwie Zhory. Obserwują ich Bryant z Gaffem na superkomputerze policyjnym. Mimo tragicznych dialogów, jest to chyba najlepsza scena Gaffa w filmie.
Kontrola u Tyrella: Mamy tu dodatkowe zabezpieczenie przy wjeździe do biura Tyrella (równie skuteczne, jak w ostatecznej wersji). Sebastian musi skorzystać ze swojej karty, aby winda pojechała dalej. Wracając w dół Batty zabiera ze sobą jego kurtkę i używa karty. Jest tu też nieco dłuższa scena zwidów i załamki Roya po tym, co zrobił.
Iluminacja: Dopiero w radiowozie po zabójstwie Tyrella Deckard domyśla się, o co chodzi Replikantom. Dodatkowo podczas kontroli przez Spinner policyjny widzimy na ekranie gadającego policjanta.
I’ve seen things: Alternatywna wersja ostatniego monologu Roya, z innym ujęciem gołębia. Towarzyszy mu jedyny sensowny voice-over w całym filmie („I watched him die all night”) i inny tekst Gaffa („But are you sure you are a man? It’s hard to be sure who’s who around here”).
Happy End 1: Tzw. Kijowe górki z voice-overem.
Happy End 2: Inne kijowy górki, zamiast voice-overa towarzyszy im mega sucharski dialog Deckarda z Rachael.

11) Wywiady z Philipem K. Dickiem
Bardzo ciekawy zestaw 14 wywiadów z Dickiem – w formie audio. Dokonane one zostały w latach 1980-1982, z czego ostatni trzy tygodnie przed śmiercią pisarza. Poruszają one sporo tematów związanych z powieścią i filmem, takich jak inspiracja do napisania „Elektrycznych owiec” stosunek autora do Hollywood i ekranizacji literatury itp. Ciekawe jest, w jaki sposób ewoluuje nastawienie Dicka do ekranizacji Blade Runnera – od totalnie negatywnej i zmieszania z błotem scenariusza Fanchera po stopniową akceptację po spotkaniu ze Scottem (pomimo radykalnie odmiennych wizji Replikantów u obu twórców) i ostrożny zachwyt nad pierwszymi zaprezentowanymi scenami filmu oraz aktorstwem Forda.

12) Filmy promocyjne z 1982

Mamy tu trzy antyczne filmy z promocji Blade Runnera z 1982 roku, każdy po 10-15 minut.

Na dzień dobry dostajemy On the set – typowo makingofową relację z planu, a w niej archiwalne wywiady z Fordem i Hauerem.

Drugi film to materiał przygotowany na któryś z konwentów (a może ogólnokonwentowy), w którym Ridley wita uczestników i zaprasza do prezentacji filmu. Mamy tu para-trailerowy montaż scen plus sporo makingofizmów – głównie designersko/scenograficzno/rekwizytorskich. Zwracają uwagę różne fajne retro-wywiady, jak np. z Sydem Meadem w trendy swetrze.

Ostatni klip to Behind the Scenes Outtakes, czyli montaż różnych scenek makingofowych wykorzystywanych w materiałach promocyjnych. Z jakiegoś powodu nie są one zilustrowane nawet muzą i ich oglądanie odbywa się w grobowej ciszy.

13) Trailery

Otrzymujemy tu typowy zestaw trailerów, obejmujący różne edycje filmu od zaraznia dziejów.

Teaser Trailer, Theatrical Trailer i TV Spot z 1982 oczywiście promują premierę kinową. Warto dodać, że głos Deckarda podkładał w nich Morgan Paull (Holden). Fajny jest pierwszy teaser mocno udający film noir – trailer właściwy i spot robią już z BR film mocno przygodowy.

Potem mamy trailer wydania video Director’s Cuta z 1992 – taki se i nie zawierający żadnej sceny z wersji reżyserskiej, acz dobór muzy jest ciekawy.

Dwa ostatnie to trailer Dangerous Days i Final Cuta – obu oczywiście z tego wydania DVD. Oznajmiam, że po trailerze FC możnaby się spodziewać więcej.

Dysk 5:

Nowy napis

1) Workprint
Na ostatnim dysku znajdziemy wisienkę na torcie w postaci wersji Workprint, znanej dotychczas z pokątnej dystrybucji fandomowej. Jest to wstępny montaż filmu, który był zaprezentowany publiczności podczas pokazów testowych – stąd jego jakość techniczna mocno odbiega od pozostałych wersji w secie. Obraz jest mocno niedoskonały, jeszcze częściowo przed korektą kolorów – aczkolwiek dźwięk jest zrobiony w 5.1.

Ze wszystkich wersji filmu ta najbardziej przypomina Final Cut – zwłaszcza w temacie dialogów i dodanych scen (acz nie jest tak brutalna). Sam montaż nie jest tak elegancki i dopracowany jak w wersji ostatecznej – ale możemy tu zobaczyć alternatywne ujęcia znanych scen i usłyszeć ciekawą ścieżkę audio.

Holden opanował pisanie czołem

Z istotnych różnic – mamy tu jeszcze tymczasową czołówkę, mocno przywodzącą na myśl Running Mana; podczas pierwszych ujęć miasta nie mamy też przebitki na wszystkowidzące bigbrotherowe oko. W tle przygrywają nam miłe odgłosy rodem z Pi i Sigmy, a w wielu miejscach mamy tymczasową muzykę. Np. podczas ostatniej konfrontacji w Bradbury Building towarzyszy nam muza m.in. z Psychozy czy Planety Małp, dając całkiem nowy odbiór tej sceny… Ciekawe jest bardzo skrócone zakończenie w chacie Deckarda, bez całego skradania się i kontrolowania windy.

Jest też sporo zmian w dialogach – np. ciekawych komentarzy Deckarda podczas zdjęciowej sesji na Esperze, czy też powiedziana wreszcie na głos nazwa klubu Snake Pit. Nie uświadczymy tu też jednorożca (hmm, czyżby wtedy jeszcze nie zakwitła idea replikanctwa Ricka?), ani narracji Deckarda – z jednym wyjątkiem, kiedy po śmierci Roya mówi on właśnie „I watched him die all night…”. Kurczę, to tak jakby całą narrację zawrzeć w jednym, świetnie napisanym akapicie… Żeby było fajniej, towarzyszy mu znane nam też z wyciętych scen alternatywne ujęcie ze spinnerem wylatującym zza pleców martwego Roya; czemu ten doskonały kadr nie znalazł się w żadnej innej wersji – Bóg raczy wiedzieć.

Ta wersja to rodzynek dla każdego fana BR i jej znajomość powinna być obowiązkowa, jest zdecydowanie bardziej warta uwagi niż większość pozostałych cutów.

2) Komentarz do Workprinta
No to komentarz jedyny w swoim rodzaju – autor książki „Future Noir”, Paul M. Sammon jest totalnym nerdem, który nawija przez cały film jak nakręcony, praktycznie bez sekundy przerwy. W mega szczegółach opisuje nam wszystkie 70 różnic pomiędzy workprintem a wersjami klasycznymi – nieliczne wolne przestrzenie między nimi wypełniając kuriozami.

Dowiadujemy się tu właśnie, że w trailerach Morgan Paull (Holden) „udawał” głos Harrisona Forda, a także jakimi obelgami Gaff częstuje Deckarda w spinnerze na początku filmu. Ciekawa jest też geneza Espera, który początkowo nie miał być tylko osobistym analizatorem zdjęć Deckarda, ale policyjnym superkomputerem obejmującym swoim zasięgiem całe miasto. A jeśli już o policjantach mowa: jeśli kiedyś uda Wam się kupić na eBayu autentyczną odznakę policjanta z Blade Runnera, zobaczycie, że na jej odwrocie jest wypisane całe CV danego funkcjonariusza, co miało służyć jako dodatkowy element kontroli społecznej nad policją (trochę dziwny pomysł w korpo-kracji…).

Fanów sympatycznych smaczków z pewnością też zainteresuje, że oczy, którymi bawi się Leon w laboratorium Chewa to prawdziwe organy wzroku, tyle że owcze. Sammon analizuje zresztą drobiazgowo ogólny motyw oka przewijający się przez cały film (przy okazji: wyszło na jaw, że „świecące oczy” Deckarda podczas rozmowy z Rachel po zabiciu Leona to przypadek – Ford wszedł niechcący w strumień światła przeznaczony dla niej… Kolejny dowód na to, że pomysł jego jako Replikanta przyszedł po niewczasie).

Inym motywem, na jaki zwraca uwagę Sammon jest fakt, że praktycznie każdy z bohaterów filmu ma przypisane sobie zwierzę, które go w jakiś sposób symbolizuje:
– Deckard: jednorożec
– Rachel: pająk
– Roy: wilk
– Zhora: wąż
– Pris: szop
– Leon: żółw
– Tyrell: sowa
– JF Sebastian: szczur

Dowiadujemy się tu też o reakcji Philipa K. Dicka na scenę pościgu Zhory ulicami L.A. – była to jedyna scena BR, jaką pisarz zdążył obejrzeć przed swoją śmiercią i radykalnie zmieniła ona jego nastawienie do filmu – z bardzo negatywnego na bardzo pozytywne. Dick stwierdził, że Scott idealnie oddał wyobrażone przez niego „miejskie piekło” stłoczonej aglomeracji przyszłości. Echo tego mamy we wspomnianych wywiadach audio z autorem.

Ciekawa jest też kwestia billboardu z gejszą, który miał się znajdować w tle walki Deckarda z Leonem: w docelowej scenie gejsza miała z animowanego billboardu obserwować walkę i reagować na jej przebieg… Cześć zdjęć do tego została nawet zrealizowana, jednak niestety przepadła podczas nieumiejętnego obchodzenia się z taśmą w laboratorium.

Z komentarza też dowiadujemy się kilku trivia na temat Tyrella: poza tym, że jego wyro wzorowane było na autentycznym łóżku Jana Pawła II, poznajemy też pierwszą wersję sceny wizyty Roya u swego twórcy: początkowo Sebastian miał przemycić Replikanta na przyjęcie urodzinowe córki Tyrella, gdzie miał jej sprezentować miniaturowego jednorożca! Cały ten komentarz to istna nerdo-uczta, jednak ciężko go łyknąć na raz.

3) All our variant futures

Na zakończenie naszego maratonu mamy półgodzinny dokument na temat poszczególnych wersji filmu, gdzie w dość zdawkowy sposób opisana jest ich historia i powstawanie. Natomiast większość czasu zajmuje opis prac nad Final Cutem, co oczywiście jest też najciekawsze.

Obserwujemy tu odzysk z magazynów przeznaczonych do zmielenia negatywów i nagrań audio, który toczył się z przerwami już od 2001. Jest tu też lekko wspomniane o problemach prawnych, które były głównym powodem, dla którego musieliśmy czekać na to wydanie tyle lat. A potem już technikalia – nagranie nowych elementów Zhory i gęby Bena Forda, która zastąpiła buźke tatusia w rozmowie z ben Hassanem. Mamy porównanie wersji starych i nowych, jak również kilka groteskowych work-in-progressów (np. Zhora biegnąca bez głowy). Całość okraszają dywagacje producentów, które bloopery należało poprawić, a które zostawić w spokoju – problemu, który nęka chyba wszystkich twórców Special Editionów.

Inny stuff:

Jako bonus w amerykańskim wydaniu kolekcjonerskim otrzymujemy chyba najlepsze „fizyczne” extrasy, jakie do tej pory widziano:

– całość w lanserskiej walizeczce,
– epokowy hologramik z animacją z filmu,
– plastikowy jednorożec origami,
– model spinnera,
– karty z fotosami i projektami,
– list od Ridleya Scotta.

Ocena (1-5):
Fajność: 5
Video: 5 – Generalnie chyba nikogo nie dziwi, że w 2007 roku dostaliśmy najlepszy transfer jaki jest do osiągnięcia na DVD
Audio: 5 – Ścieżka audio jest zmiksowana od nowa, ma więc wszelkie zalety współczesnych miksów 5.1. Szczególne wrażenie robią audio zatłoczonych ulic, deszczu i neonów, ale i w akcyjce nic nie brakuje.
Extrasy: 5 – Chyba ciężko było coś tu dodać – najlepszym dowodem jest tu fakt, że niektóre informacje dublują się w poszczególnych materiałach. Ulitmate edition czystej wody.

Ciekawostka przyrodnicza: Zwróćcie uwagę na powtarzający się u Scotta schemat sceny „ktoś miażdży komuś głowę, co obserwuje bezrozumny widz”:
Alien: Obcy zabija Bretta, co obserwuje kot
Blade Runner: Roy morduje Tyrella ku uciesze sowy
Gladiator: Commodus pomaga zejść z tego padołu Markowi Aureliuszowi, co obdarza refleksją popiersie Sokratesa.

Do nabycia:

Komenty FB

komentarzy

Komercha

16 Komentarze(y) na Blade Runner Final Cut

  1. Nareszcie profesjonalna i wnikliwa analiza wydania BR Final Cut, ktora mogle przeczytac. Wielkie dzieki i szapo ba.

    Jedyne info jakiego mi do szczescia brakuje, to to gdzie tanio mozna to cudo dostac?

  2. Hej ale to był JEDYNY wulgaryzm w filmie i miał swoją WAGĘ.

    Scotta powinno się za to rozliczyć podobnie jak Lucasa z tym strzałem.

  3. chylę czoła przed ogromem pracy i analizą

    parę dni temu uprawialem obrazki z walizeczki BR w antyramy 🙂

    Sasquatch –> u nas w USA

  4. No niestety u nas w USA wersja z teczką wychodzi taniej niż w Polszy kartonik… Amazon zaprasza.

  5. Mega Szacun za ten tekscik. komus sie chcialo. bravo

  6. You've done a man's job

  7. No dzięki temu tekstowi wreszcie wiem, co od pół roku stoi u mnie na półce, bo obejrzałem tylko Final Cut, a do reszty płyt mi się nie chciało zaglądać xD

  8. Ta recenzja powinna się zapisać złotymi zgłoskami z historii recenzenctwa ! I w podręcznikach !
    I w przewodnikach "Recenzje for dummies".
    I pielrzymować po Polsce w złotych obramowaniach.
    Można nią zastąpić inwokację w Panu Tadeuszu.
    Mega-respekt.

  9. no nie, to teraz już muszę koniecznie sobie kupić. ale najpierw sprawdzę ile to to kosztuje, żebym wiedział, czy muszę się zhańbić pracą, czy wystarczy na miesiąc-dwa zrezygnować z jedzenia.

  10. Recka godna filmu. Swietna robota!

  11. Przy moim szczęściu znów mi na cle zatrzymają 😉

  12. Kolejna swietna recenzja, szacun

  13. JJA napisal:

    "W I want more life, fucker zamieniono ostatnie słowo na "father". To pewnie wywoła kontrowersje, ale jak dla mnie jest to zmiana na lepsze. Zmienia wypowiedź Roya od prostego wulgaryzmu do bardziej subtelnej zapowiedzi pewnej już śmierci Tyrella."

    z tym sie gleboko nie zgadzam. z dwu powodow. po pierwsze, wypowiedz z Final Cut jest ironiczna, a "fucker" byl spontaniczny. czlowiek, ktory chce za wszelka cene przezyc, nie bawi sie w ironie czy jakies gry slowne. po prostu wali prosto z mostu "ty skurwielu" i koniec pogaduchy. to po pierWSZE. po drugie, "father" to lopatologia – kazdy choc troche myslacy czlowiek doskonale wylapie w trakcie seansu BR, ze Tyrella nalezy uznawac za "ojca" Roya, wiec doprawdy nie kumam tej zmiany – to troche na zasadzie: "glupia publika nie pokapowala, ze Tyrell to Roy's father, to ja wloze fathera w usta Roya i wszywscy beda happy i zrozumieja przekaz".

    podsumowujac: "fucker" wyrazal wszystko: determinacje bohatera, gniew, chec przetrwania, naglaca potrzebe przedluzenia zywota, no i wreszcie bylo to wyrazenie spontaniczne, zwykle, najnormalniejsze w swiecie. "father" zas wyraza ironiczny stosunek postaci do sytuacji, a na ironie nie powinno byc miejsca. "father" ewidentnie oslabia emocjonalne oddzialywanie tej sceny na takiego widza jak ja.

  14. Chylę czoła Komandorze 🙂
    Na te wydanie czekałem latami i umarłbym natychmiast z wrażenia, gdyby nie wcześniejsza lektura książki Paula M. Sammona "Future Noir. The making of Blade Runner". Gorąco polecam.
    Dodam jeszcze (uwaga tu się trochę pochwalę), że zestaw DVD kupiłem u nas – z kolekcjonerskiej próżności – dla pudełka, natomiast walizkę nabyłem w wersji HD-DVD. I tu szczęka opada. Siedziałem przed ekranem i chłonąłem nocą Blade Runnera w HD, z rozdziawioną buzią, jak dzieciak. Poza odświeżeniem, oryginalny materiał został zeskanowany do rozdzielczości 4k na coś tam, coś tam i da się to wyraźnie odczuć podczas seansu w High Definition.
    Fantastyczne doznanie dla fana.

  15. Praca znakomita, obszerna, doktorancka. Że też się chce… Ale Komandora obowiązują inne zasady, których przestrzega jak na dowódcę planety przystało.
    A ja w innej sprawie: nie lubię, nie uznaję alternatywnych wersji. Jedyną prawdziwą wersją jest ta, która była pierwsza, premierowa czy to w kinie czy na DVD. A odrzucają mnie już zupełnie przeróbki zmieniające zupełnie sens filmu. "Łowca androidów" ma się kończyć się szczęśliwie, Rachael nie ma terminu ważności, Deckard nie jest androidem bo to Batty wznosi się do jego poziomu człowieczeństwa, a nawet go przekracza. Deckard jest słaby jak słabym jest człowiek. No i komentuje sobie zza ekranu, luzacko, a może i drętwo bo takim jest olewusem. Potem już komentarza jest mniej bo zaczyna coś tam rozumieć.
    Z innej beczki pełnej alternatywnych zakończeń: czy Will Smith ginie w końcu w "Jestem legendą" czy odjeżdża nadając swój komunikat?
    Filmy to nie gry z alternatywnymi zakończeniami, to zamknięte całości czy to się podoba urażonym twórcom. Chce się robić filmy w Holyłudzie to albo się ma na tyle silną pozycję żeby walczyć z producentami, albo się kręci w garażu co się chce.

  16. Sorry za odświeżanie dość starego tematu; ale może komuś się przyda. [url]http://blastr.com/2011/12/out-of-print-blade-runner.php[/url]
    Sam tego półtora roku szukałem.

Dodaj komentarz