Silent Service
Silent Service to prawdopodobnie pierwszy symulator łodzi podwodnej, w jaki kiedykolwiek graliście. Niektórzy, ewentualnie pamiętać jeszcze mogą gierkę GATO, która pojawiła się parę lat wcześniej na Spectrumnie. Przy okazji: jak pewnie zauważyliście, twardo kontynuujemy opisywanie gierek Sida Meiera, które miały to szczęście ukazać się na Atari.
Silent Service pojawił się na rynku w 1985 roku. Z marszu zdobył uznanie krytyków, nagrodę Charlesa Robertsa za najbardziej oryginalny produkt roku, a dwa lata później powstała nawet wersja na Amigę. Jak na symulator łodzi podwodnej przystało kierowaliśmy takową pod banderą Stanów Zjednoczonych. Miejsce akcji: Pacyfik, a czas to Druga Wojna Światowa. Gra powalała w tamtych czasach realizmem, a w porównaniu do istniejących na rynku symulatorów wyglądała jak nie z tego świata.
Karierę rozpoczynaliśmy od treningu. Mogliśmy niszczyć, zakotwiczone w porcie cele ćwiczebne lub przeprowadzić symulowany atak na konwój. Kto ćwiczył ten ćwiczył, prawdziwi twardziele od razu płynęli na Pacyfik. Przed patrolem należało jeszcze wybrać przedział czasowy, w którym mieliśmy zamiar polować. Różnice były znaczne, od chociażby rodzaju torped po siłę i różnorodność japońskich konwojów. Do wyboru mieliśmy:
1. USS Tang, Czerwiec 1944. Okres ten charakteryzował się wprowadzeniem torped o napędzie elektrycznym. Nie zostawiały one śladu na wodzie, co utrudniało wykrycie naszego statku przez wrogie niszczyciele.
2. USS Bowfin. Listopad 1943. Niszczyciele, dużo niszczycieli. I mocno przeciętny amerykański sprzęt.
3. USS Crowler. Sierpień 1942. Wczesna faza wojny, konwoje bywały słabiej chronione i większa była szansa napotkać prawie bezbronne jednostki. Z drugiej strony posiadane torpedy zdarzały się często być wadliwe.
4. USS Seawolf. Październik 1942. W sumie jak wyżej. Idealne misja dla początkujących.
5. USS Spadefish. Październik 1944. Najtrudniejszy okres wojny gdzie większość japońskich niszczycieli posiadała już radar.
Po wybraniu misji pozostało jeszcze wybrać poziom trudności i stopień realizmu. Pozwolę sobie za starodawnymi recenzjami przytoczyć przykłady: Limited visibility, Convoy zig-zags, Port repairs only, Expert destroyers, Convoy search oraz Angle-on-bow input. Myślę, że wszystkie opcje, poza ostatnią, powinny być jasne. Zaznaczenie Angle-on-bow input zmuszało nas do ręcznego ustawiania wyprzedzenia uderzenia torpedy, w tym przypadku biorąc pod uwagę kurs oraz prędkość jednostki przeciwnika (o ile pamiętam, w instrukcji były do tego dość złożone tabelki – Cmdr JJA). Po zaakceptowaniu wszystkich opcji lądowaliśmy na Pacyfiku i rozpoczynała się zabawa. Odpowiednimi klawiszami przełączaliśmy się pomiędzy różnymi widokami: mostkiem, widokiem z peryskopu, maszynownią i mapą. Pamiętam, że po wyjściu na mostek często brało się za książkę, a czas płynął leniwie. Naturalnie upływ czasu można było przyspieszyć. Co się działo w przypadku odnalezienia konwoju to chyba jasne.
Osobnym tematem są jeszcze japońskie niszczyciele, które potrafiły się nam nieźle naprzykrzać – zwłaszcza w późniejszym okresie wojny. W przypadku wypatrzenia pozostawało szybko dać nura i wywalić pojemnik z odpadkami – taka ściema sugerująca iż trafili nas bombami głębinowymi. W przypadku trafienia i powolnego upadku w dół można było jeszcze opróżnić zbiorniki balastowe co wyrzucało nas błyskawicznie na powierzchnię. Czekał tam już niszczyciel, ale szansa w postaci celnego strzału z działa czy przypadkowego trafienia torpedą dawała nadzieję. Warto tylko sobie przypomnieć ile było frajdy przy używaniu działka pokładowego. Poezja. Zabawa działem kończyła się niekiedy tragicznie, gdyż ostrzeliwana jednostka w akcie desperacji często brała kurs na nasz statek i próbowała go staranować. Przy okazji przypominają się lokalne urban legends, w których wielu graczy upierało się, że działkiem zestrzelili atakujące nas japońskie Zero. Albo, że strzelali do szalup ratowniczych (szkoda tylko, że nie można było z maszynówy dobijać rozbitków w wodzie – Cmdr JJA). Bywali i tacy, którzy dopłynęli na Bałtyk gdzie siali zniszczenie pośród hitlerowskiej floty.
W 1990 roku pojawił się sequel Silent Service II, równie kultowy jak jedynka. Inne przednie podwodne symulatory to doskonała serial Silent Hunter, a ze staroci – Wolfpack, Aces of the Deep oraz Seawolf i aktorskie (trudno nazwać to symulatorem) Silent Steel.
Gra była genialna i tyle. Reszta pochlebstw byłaby tylko laniem wody. Do zobaczenia za tydzień.
Gameplay z NESa:
Gameplay z SS2:
Ale francuski wieśniak
Ha, gra mej młodości… Prowadziłem nawet zeszyt zatopień, w którym notowałem skrupulatnie tonaż Japońców umówionych przeze mnie z Neptunem. Choć szczerze mówiąc dopiero przy dwójce popadłem w uzależnienie;)
Dzieki Garret! Moje prośby zostały chyba wysłuchane skoro SS się pojawił. To zdecydowanie moja ulubiona gra schyłkowej ery używania przeze mnie Ataryny. Była jeszcze jedna gra w świecie okrętów podwodnych, akcja na M. Śródziemnym, tytułu nie pamiętam.
Gra była spoko chociaż sporo czasu zajmowało jej władowanie.
PS
Fajna syrenka, tylko kolor jej "sierści" mi nie odpowiada.
Wstyd się przyznać ale wtedy tego typu tytuły były dla mnie za skomplikowane… wolałem The last ninja ,ale pamiętam klawiszologie z Top Secret ehh
ech, zeby last ninja ywszło na atari 🙂 Nie pamietam juz czy na C64 w to gralem czy amidze (C64 mialem dosc krótko bo zjawila sie szybko przyjaciółka)