AVP Story: Recka pewnego arcydzieła
W kolejnym odcinku naszego wiecznego cyklu AVP Story przytaczam reckę filmu nr 1 mojego autorstwa! Ukazała się ona wkrótce po premierze w periodyku zinowym „Inne Planety” wydawanym przez KF Druga Era. Ponieważ była adresowana do mniej snobistycznej publiczności niż tu zgromadzeni, proszę wybaczyć pewne dosłowności. Jest jednak tak wspaniała, że aż nie jest godna miejsce w dziale Recek!
Jak Mr. Anderson sobie Hollywood wyobrażał, czyli my przegraliśmy.
Agent Smith: Why, Mr. Anderson? Why do you do it? Do you believe you’re fighting for something? Can you tell me what it is? Do you even know? You must be able to see it, Mr. Anderson. You must know it by now. You can’t win. Why, Mr. Anderson? Why? Why do you persist?
Komputerowa mapa muss sein |
Na film Alien vs. Predator oczekiwałem w perwersyjnym celibacie, przysięgając zobaczyć go dopiero na premierze kinowej – pomimo, iż od dłuższego czasu dostępny był w drugim obiegu. Na kino uparłem się raczej z przekory niż nadziei na wyjątkowe doznania zmysłowe związane z projekcją na dużym ekranie.
Osobom niezorientowanym przytaczam pokrótce założenia filmu: W roku 2004 satelita należący do firmy Weyland (która w przyszłości stanie się znaną z Obcego korporacją Weyland-Yutani) wykrywa pod lodem Antarktydy starożytną piramidę. Szef korporacji szybko montuje ekspedycję badawczą składającą się z ekspertów różnych dziedzin, mającą za zadanie zbadać budowlę. Szybko okazuje się, że piramida została stworzona przez cywilizację Predatorów i jest od stuleci wykorzystywana przez nich do polowań na Obcych – którzy są hodowani w jej wnętrzu – tak, tak, drogie dziatki, Obcy na naszej matce Ziemi. Tak więc zostaje uruchomiony cykl produkcji Obcych, ekspedycja wchodzi do piramidy, a zaraz za nimi wpada tam ekipa Predatorów. Ten skrót fabularny pozostawiam bez komentarza.
Power-laczek |
A zatem w końcu, po trzech miesiącach oczekiwania na polską premierę, poszedłem do kina na to mistyczne arcydzieło pana Paula W.S. Andersona. Po ogólnie dostępnych recenzjach i przy mojej osobistej opinii na temat reżysera (Mortal Kombat, Resident Evil, Soldier) nie spodziewałem się olśnienia, ale to, co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie pomogło nawet to, że dwie godziny wcześniej poszedłem na inne filmowe dziecko Paula A. – Resident Evil 2 (którego był scenarzystą i producentem), ani nawet to, że od filmu oczekiwałem tylko tępej bum-bum akcji. AVP to niestety zgon na całej linii, więc dorzucam i swoją reckę do długiej litanii narzekań.
Przede wszystkim warsztat – film (jak niejednokrotnie wytykałem poprzednim dziełom Paula W.S. Andersona) jest nakręcony i zmontowany tragicznie. Sceny zupełnie chaotycznej siekaniny przeplatają się z nudnym snuciem się korytarzami. Niezła nawet muzyka jest powtykana zupełnie przypadkowo i właściwie nie wpływa na budowanie jakiejkolwiek atmosfery filmu. Jedynym elementem wspomagającym orientację widza w topografii wydarzeń jest co chwila wyświetlana 3D mapa piramidy, która po zaliczeniu Residenta 2 wywoływała u mnie tylko ataki śmiechu.
W tym momencie zasłabłem w kinie |
Po drugie dramatyzm i aktorstwo. Film absolutnie nie tworzy żadnego nastroju, dialogi są odczytywane z kartki, a nie odgrywane (najlepszy przykład – dialog o chorobie Weylanda toczony w drzwiach ciągnika). O ile wiem, w Aliens też grali raczej nie-wybitni aktorzy, jednak udało się im się oddać wrażenie realizmu i naturalności sytuacji. W AVP wszyscy aktorzy i reżyser co chwila przypominają widzowi, że to wszystko to tylko taka umowna zabawa. Wszechpanuje plastikowe aktorstwo rodem z najbardziej tępych seriali, dość typowe dla filmów kręconych w USA przez cudzoziemców (Emmerich, Jeunet). Dialogi nie tylko są dennie wygłaszane, są też dennie napisane – bez pomysłu, dostosowane ściśle do percepcji nastolatków, które są zapewne docelową widownią filmu. Nie muszę oczywiście dodawać, że po jakiejkolwiek atmosferze zagrożenia i suspensu znanej z obu cykli filmowych nie został tu nawet ślad.
Wprowadzenie postaci i generalnie zawiązanie akcji odbywa się zdawkowo, bez jakiejkolwiek struktury, spójności, czy zaplanowania kolejnych scen. Widać, że scenariusz pędzi na złamanie karku ku starciu w piramidzie. Pomijam, że widzowi oszczędza się jakiegokolwiek wprowadzenia w temat Obcych i Predatorów, zakładając, że doskonale wie co i jak. Umieszczenie filmu na Antarktydzie przydaje jeszcze bardziej wrażenia sztuczności – patrząc na jakikolwiek „plener” czy „jaskinie” jedyne co mogłem pomyśleć to „magazyn w Pradze, magazyn w Pradze”. Oba gatunki wprowadzone są od niechcenia, bez żadnego wrażenia. Szczególnie widoczne jest tu pierwsze pokazanie Królowej – przy dobrej reżyserii ta scena mogła by być mega mocna, w obecnej formie jest mega banalna.
Jeden z nielicznych dobrych obrazków w AVP |
Kolejny zatem temat to Alieny i Predatorzy i zachowanie ich dorobku filmowego. Film mocno stoi obiema nogami w obszarze najmniej wymagającego kina popcornowego, oszczędzając widzowi jakiejkolwiek (choćby najprymitywniejszej) refleksji nad naturą obu gatunków. Schrzanić Obcego nie jest problem, ale żeby Predatora? Film z tego cyklu ma tak prostą i łatwą do odwzorowania formułę, która powinna wyjść za każdym razem – udało się to dwóm zielonym (wówczas) reżyserom. Niestety formułę tę trzeba najpierw zauważyć i zrozumieć, a nie pisać swoja, lepszą. Predatorzy w AVP kompletnie nie przystają do tych znanych z poprzednich filmów. Ich zachowanie, wygląd, sprzęt, przedstawienie – wszystko jest totalnie obok – dla mnie, jako wybitnego znawcy cyklu, są to zupełnie nowe postacie. Jak na fetyszystyczne uwielbienie okazywane przez reżysera i kamerzystę AVP, Anderson wykazuje się dziwnie szczątkowym zrozumieniem Predatorów i tego, co czyniło je atrakcyjnymi na ekranie. O dziwo Alieny wypadają tu nieco lepiej – ale chyba głównie dlatego, że powielają po prostu znane już zachowania, bez zbytniego kombinowania – może poza zbyt komiksowym (kinetycznym?) przedstawieniem ich w kilku momentach.. Królowa Obcych jest jednym z nielicznych prawidłowo wykonanych elementów filmu, jednak jej wątek, podobnie zresztą jak wszystkie inne, potraktowany jest zdawkowo i na „odwal się”.
Przekrój Aliena |
AVP nasycony jest żenującymi nawiązaniami do wcześniejszych filmów – nie logicznymi, nie fabularnymi, ale utwierdzającymi widza w sztuczności tego marginesowego dopisku do sagi Obcego. Prawie widzę Andersona podskakującego i pokazującego rozpaczliwie palcem – „Widzicie? Widzicie? Tak jak w orygniale! Tak samo!”
Nie zaczynam nawet komentować samych założeń filmu i bzdur logicznych, których w stek w tym obrazie przerasta nawet piramidę trzech cywilizacji – od tego są specjalne strony intenetowe.
Anderson niestety nie podołał jako reżyser komercyjny pierwszej klasy. Nie podołał organizacyjnie (opóźnienia i problemy przy montażu ostatecznej wersji filmu), asertywnie (pozwalając na znaczące ingerencje producentów), nie był też w stanie zebrać wartościowej obsady – choćby nieznanej. Oczywiście nie podołał też rzemieślniczo i artystycznie – zamiast jechać nawet na utartych schematach kina akcji postanowił wymyślić swoje. PWSA to niestety prosty Brytol, któremu marzy się chyba bycie drugim (a właściwie trzecim) Scottem. Jeżeli nad tym dziełem życia faktycznie pracował 9 lat (jak zeznaje w wywiadach), to pogratulować mu trafionego zawodu – może raczej powinien się zająć turlaniem pyz.
Pojechałem po tym filmiku zdrowo – i to nie dlatego, że napalałem się niego, a dostałem szajs, albowiem gdy dowiedziałem się, kto jest reżyserem AVP, zacząłem się spodziewać dokładnie tego, co teraz zobaczyłem. Nie wkurzam się też dlatego, że koleś zmieszał z nawozem dwie dobre serie filmowe (w takim wypadku mógłbym traktować film jako folklor, a nie pełnoprawną część sagi – jak robię np. z Alienem 3 i 4 albo RoboCopem 3). Dostaję jednak szału, ponieważ koleś miał czelność próbować postawić się na tej samej półce, co prawdziwi Filmowcy – reżyserzy-rzemieślnicy najwyższej klasy. Z totalną arogancją postanowił zrobić film po swojemu.
I niestety nie jestem w stanie powiedzieć, który z filmów widzianych tego wieczoru jest gorszy. RE2 pozbawiony akcji i fabuły, czy nudny i męczący AVP.
Poprzednie AVP Story:
AVP od kuchni
Streszczenie pewnej książeczki…
Podoba i sie fragment: "…wybitnego znawcy cyklu"
😀
"w takim wypadku mógłbym traktować film jako folklor, a nie pełnoprawną część sagi – jak robię np. z Alienem 3"
z recka sie oczywiscie zgadzam, ale nie rozumiem powyższego. Alien 3 to najlepsza, najdojrzalsza, najbrutalniejsza, najmroczniejsza i najinteligentniejsza czesc trylogii. rozumiem, ze grafacja w przypadku wielkiej trojki wygląda roznie w zależności od osoby, ale zeby zaraz wyklucza tudzież traktować jak folklor?
u mnie hierarchia ważności wygląda następująco:
– Alien 3
– Alien
– Aliens (ostatnie 20 minut to taki prawie Michael Bay)
Alien 3 mimo naprawdę przepięknego stylu, dobrych aktorów i kilku ciekawych motywów nie przewyższa pod żadnym względem ani Aliena ani Aliens. Wszystko przez kiepski i niedopracowany scenariusz. Assembly Cut pozwala docenić wizję Finchera i pracę jaką włożył w uratowanie tego projektu, ale nadal mam problem z masą wpadek.
Ktoś kiedyś określił Alien 3 jako "najpiękniejszy zły film jaki widział" i mogę się pod tym podpisać.
Dokładnie. Niezła koncepcja, genialne zdjęcia, atmosfera i muza. Ale: fatalny scenariusz, ignorowanie poprzednich części, tragiczne tempo akcji, tłum nierozpoznawalnych bohaterów.
moge wiedzieć, w którym miejscu scenariusz jest fatalny i nielogiczny tudziez po prostu zly? analizowałem go milion razy i nie doszukałem sie żadnych logicznych dziur.
tragiczne tempo akcji? jak mam to rozumieć? ze film jest… nudny?
jesli zas chodzi o bohaterów – ja nie mam problemu z ich identyfikacja. to prawda, ze jest tzw. tlo, ale to chyba normalne. nikt jeszcze nie nakrecil filmu, w ktorym wszyscy paraduja po pierwszym planie. A3 ma 6-7 kluczowych postaci i to one odpowiadaja za rozwoj akcji.
poza tym A3 to film najbardziej niewygodny w odbiorze (jak Hardware albo Dust Devil) – totalna asceza na każdym poziomie, bezkompromisowość i bezceremonialność w eliminowaniu i zabijaniu postaci lubianych przez publike (A3 to jeden z niewielu filmow, w ktorym nie sposob wytypować, kto przeżyje), z innych rzeczy: w odróżnieniu od np. Aliens film jest konsekwentny do samego końca i nie przepoczwarza sie nagle w durna akcyjke ala Michael Bay.
no i najważniejsze (to w ogole dotyczy Trylogii): zero nastolatków, młodzieżowych tekstów i humoru, zeby publika mogla sie pośmiać i dokończyć naczos. mega hardkor od samego poczatku – obok robocopa i Terminatora i wspomnianego Hardware alien 3 to zdecydowanie najlepszy sci-fi, jaki w życiu widziałem.
sorry, ze sie tak rozpisuje:)
no z tym zero humoru to troche przesada, a chocby teksty o 85 to co?
Podpisuje się obiema rękami pod opinią mentala, dotyczącą A3.
O il ezawsze miałem wrażenie, ze Cameron, w jakiś sposób powtórzył schemat z A1, z obowiązkowym wywaleniem obcego za burte na końcu tyle, że w większej skali o tyle Fincher zerwał z tym wpędzając fanów Aliens w konsternacje tekstami typu:
Ripley. -"Macie tu jakaś broń?"
Jeden z więźniów – " "Tylko toporek i kilka noży"
Jak dla mojej skromnej osoby to kult
Scenariusz:
– dobre dialogi wymieszane z żałosnymi
– kompletną niespójność postaci Ripley z tym, co widzieliśmy wcześniej,
– statyczne nasiadówy wymieszane z bezcelową ganianiną po korytarzach
– zero napięcia znanego z dwóch pierwszych części (sorry, ale to prawda – tak, film jest nudny)
– w A1 i A2 nie ma jakoś problemu z rozpoznawaniem boahterów i wymienieniem z czapy jak się nazywali, czego dokonali i jak zginęli. A3 to jeden zbiór łysych kolesi.
– zamiast "Baya" na końcu mamy totalny chaos i pułapkę na Obcego, której przebieg jest zrozumiały chyba tylko dla tych, którzy jeden ze scenariuszy przeczytali
– pomijam niesklejanie się samego świata (wymieszanie koncepcji państwa/wojska/korporacji w jeden byt)
– …i bezsensowne, niefabualrne, niedramatyczne zabicie postaci z dwójki. Chcieli zrobić coś innego? Inną konwencję Obcego? Proszę bardzo – ale zróbcie osobną fabułę, a nie na siłę wciskajcie Ripley, resztę wysyłając do gazu.
Tzn. nie zrozumcie mnie źle – film mi się podoba 🙂 Tylko nie jako kontynuacja sagi Aliena.
Zgadzam się – Scott i Cameron odwalili dobrą robotę, ale ilez można było przedstawić pojedynek z obcym/obcymi wycinajacymi w pień załoge statku/mieszkańców kolonii/ marines czy jak w pierwszych zeszytach komiksowejj serii mieszkańców ziemi tylko po to, zeby ostatni z ocalałych mogli wziąśc odwet i wykończyć alienów a herszta obowiązkowo wyrzucić ze statku? A3 proponował nieco inna formułe, bo główna bohaterka od samego początku była skazana, ludzie, z niewielkimi wyjątkami nie zasługiwali na przetrwanie a pojedyńczy obcy, który w poprzednim filmie cyklu żyłby może z ułamek sekundy zmieciony ogniem z maszynówy, znów stanowił śmiertelne zagrożenie.
Lubię A3 za przekorę zwłaszcza względem filmu Camerona, co nie znaczy, że jest dziełem bezbłędnym, ale któryż film takim jest.
Pełna zgoda – ale jak wspomniałem – nie powinno być to kontynuacją Aliens.
– Zmiana na pozycji lidera. Tuż po tym jak Clemens zostaje zabity przez obcego, zostaje też zabity naczelnik. Widać tu wyraźnie brak pomysłu na sensowne umotywowanie przejęcia dowodzenia przez Ripley. W tej samej scenie obcy ciach, ciach oficerów i w kolejnej Ripley przejmuje sprawy w swoje łapki.
– ogólnie, fakt iż postaci są nierozpoznawalne sprawia że nie zależy nam za bardzo na ich losie. Gdyby dali ich na Fiorinie kilku/ kilkunastu i zadbali o jakieś zaskarbiające naszą uwagę cechy charakteru co przełożyło by się na podbudowywanie aury grozy jaka otacza obcego… A oni w większości rzucają mięsem i dają się zarzynać jak wieprze. Pozerstwo i tyle. Dillon faktycznie wypada tu najlepiej ale on jeden z pośród 25 to za mało.
– 85 jest zupełnie nie przemyślany. Raz gra przydupasa, lizusa i człowieka o zaniżonej inteligencji, następnie potrafi obsługiwać komputery, łączyć się z centralą i podejmować niezależne decyzje.
A co do humoru… Może nie tyle w samym filmie, ale… Na początku lat 90 wyszła wersja na VHS z tłumaczeniem zupełnie nie adekwatnym do treści dialogu. Ale za to miałem kupę śmiechu. Podam przykład sceny w której giną Boggs i Rains.
Boggs (do Golica): Nie możesz żuć trochę ciszej? Próbuję obliczyć wymiary tego pomieszczenia, ale w tym cholernym chałasie…
Rains: Nie wolno przeklinać.
Boggs: Przepraszam. Otoczyliśmy cały przedział…
Rains: Hej. (Wskazuje na gasnące świeczki)
Boggs: Co się, kurwa, dzieje?
Gollic: Przeklinasz.
Boggs: Zamknij się! Mówiąc "kurwa" nie obrażam Boga.
"dobre dialogi wymieszane z żałosnymi"
takie hasełko fajnie brzmi, ale może jakieś konkrety? chociaż linijka, żebym mogl ocenic poziom żenady dialogu.
"kompletną niespójność postaci Ripley z tym, co widzieliśmy wcześniej"
chodzi o to, że jest łysa?
"statyczne nasiadówy wymieszane z bezcelową ganianiną po korytarzach"
znowu ogólnik – co takiego bezcelowego w tej bieganinie?
"zero napięcia znanego z dwóch pierwszych części (sorry, ale to prawda – tak, film jest nudny)"
to zostawmy tak jak jest, bo to mocno subiektywny oglad sytuacji. ja ogladam A3 siedząc na krawędzi fotela.
"na końcu mamy totalny chaos i pułapkę na Obcego, której przebieg jest zrozumiały chyba tylko dla tych, którzy jeden ze scenariuszy przeczytali"
nie pojmuje – jaki chaos? ja potrafię umotywować wszystkie buraki Aliens (jest ich około 2.000 z hakiem) bez stosowania ogólników w rodzaju: chaos, żenada, nuda.
"pomijam niesklejanie się samego świata (wymieszanie koncepcji państwa/wojska/korporacji w jeden byt)"
w ktorym dokladnie miejscu ow hybrydowy swiat sie rozkleja? nie pytam zlosliwe – po prostu moze zauwazyles cos, co mi umknęło.
"…i bezsensowne, niefabualrne, niedramatyczne zabicie postaci z dwójki."
no w tym miejscu najczęściej da sie słyszeć placz fanow i fanbojow. ze zabili Hicksa i Newt. brzydki Fincher – machnięciem reki przekreślił żywot ulubionych postaci Camerona. ja tylko dodam, że rzadko kiedy człowiek ma okazje oglądać tak odważne reżyserskie posuniecie (zabicie dziecka i super kultowego żołnierza, którego pokochała publika). śmierć Hicksa, Newt i Bishopa to mega niehollywoodzkie i nieamerykańskie zagranie. to tak, jakby w Piratach z Karaibów zabić postaci Blooma i Keiry, a Jacka zmienić w nieruchawego mruka.
Zgadzam sie z opinia JJA i Atue na temat Alien3 i dorzuce cos od siebie.
Moze tak: w kwestji emocji i osobistych uczuc, pamietam wielkie nadzieje i ogromne rozczarowanie w czasie i po projekcji filmu w kinie..
Nie przekona mnie do zmiany opini ani wersja rezyserska, ani snobistyczne opinie ultra zwolennikow A3.
Dla mnie to generalnie wpadka, A4 to rzyg, AvP to szambo AvP2 to g…
Tylko Alien i Aliens nic wiecej, zaluje bo chcialo by sie…
"Widać tu wyraźnie brak pomysłu na sensowne umotywowanie przejęcia dowodzenia przez Ripley."
ja tu widzę co innego – ja tu widzę: "Moja droga publiczności, nie płaczcie – zamierzam zabić wszystkich waszych ulubionych bohaterów. nie przyzwyczajacie się za bardzo do żadnego z nich, bo i tak go załatwię." tak sie akurat składa, ze Clemens i Andrews to były moje ulubione postacie. a tu nagle pach, pach i do widzenia. poczułem sie wtedy naprawdę niewygodnie – żadnego punktu oparcia. postaci eliminowane z taką zuchwałą bezceremonialnością, że po prostu człowieka ogarnia zwatpienie.
"85 jest zupełnie nie przemyślany. Raz gra przydupasa, lizusa i człowieka o zaniżonej inteligencji, następnie potrafi obsługiwać komputery, łączyć się z centralą i podejmować niezależne decyzje."
zara, zara, a od kiedy to bycie przydupasem wyklucza umiejętność obsługi komputera? a łączyć się z centralą potrafi nawet siedmiolatek, jeśli ma do napisania proste komendy.
a dialog, który przytoczyłeś BRZMI zupełnie inaczej, gdy sie film ogląda, więcej w nim sarkazmu ze strony Boxa, czego nie odaje tekst.
Atue:
– Mnie się wydaje, ze Ripley wogóle nie przejeła dowodzenia. Po prostu najwięcej wiedziała o Alienie i to budziło respekt więziennej hołoty, w związku z czym musieli się z nią liczyć, mimo chetki żeby zgwałcic i ukatrupić. Po śmierci wspomnianych był jeszcze przywódca duchowy Dillon, z którym duzo bardziej się liczyli i przydupas komendanta w czapeczce Aaron, który udawał, ze też ma dużo do powiedzenia
– Zgadzam się, ze może byli zbyt podobni ale ja jeszcze zapamiętałem postac graną przez Pete Postlewaite ( to był wogóle pierwszy film jaki z nim wiziałem), oczywiście Morse, Dillon, wspomniany Aaron no i oczywiście Chares Dance jako Clemens oraz sposiony i głupi naczelnik. Nie wiem czy było konieczne uwypuklanie kazdej postaci tak jak później próbowali to zrobić twórcy A4. tak jak pisałem wczesniej większośc nie zasługiwała, żeby zyć i byli zupełnie bezwartościowymi ludźmi, wręcz idealnym mięchem dla Aliena a mimo wszystko kibicowało im się w tek nierównej walce.
– Przy 85 bym się moze zgodził, choc pamiętajmy, ze rzec zdziej esię w porzyszłości, gdzie dla kazdego dziecka obsług akomputera jest czyms naturalnym, tak więc mzoe nie potrzeb ado tego jakichs specjalnych kwalifikacji.
Mnie najbardziej rozwaliło, ze w jednej z wersji scenariusza, Florina miała być planetą z drewna, taką drewnianą death star. To byłby dopiero cios, najzabawniejsze, ze do tego stopnia rozwazano tą koncepcję na poważne że podobno zbudowano nawet częsiowo dekoracje
Mental: – wydaje mi się, ze Atue wie, ze ten dialog brzmiał inaczej a jedynie zacytował jedno z polskich burackich tłumaczeń:)
jakby co to zmieniłem nieco ksywe:)
no w porzo, ale co ma burackie tłumaczenie polskiego troglodyty z udarem mózgu do samego filmu?
Dla mnie to był cios po którym zrozumiałem że ze scenariuszem jest coś nie tak. Pomijam fakt, że w Andrewsa i Clemensa za mało zainwestowano. Ich śmierć powinna budować napięcie filmu tak jak w Alienie po śmierci Dallasa, ale z racji tego iż Ripley od samego początku grała pierwsze skrzypce to fakt, iż przejmie dowodzenie nad więźniami nie powinien być dla nikogo niespoodzianką. Tylko że zarówno w Alienie jak i Aliens zrobiono to ze stylem a w trójce… bez stylu.
To już nie chodzi o pisanie komend. W pierwszym akcie filmu tej postaci poświęca się za mało uwagi. Na pewno nie tyle aby usprawiedliwić jego pozycję w drugim akcie. To samo jest z Golliciem wszyscy powtarzają że jest świrem tylko, że tego nie widzimy. Właśnie dla tego jego przemiana w psychopatę i wypuszczenie obcego jest takie.. na siłę.
"no w porzo, ale co ma burackie tłumaczenie polskiego troglodyty z udarem mózgu do samego filmu?"
Przeczytaj jeszcze raz co napisałem: "Co do humoru"
Do Mentala:
Dobry dialog: mowa motywacyjna Ripley
– Żałosny dialog: I'm a murderer and raper of women – fajny one-liner, prosto jak z Baya dla dorosłych, od którego ponoć się tu odcinamy. Wyobraź sobie to w Alienie 1.
– Ripley nie tylko jest łysa, ale nabiera dziwnych mesjanistycznych tendencji, pomijając zgorzknienie i fatalizm. Wiem że Newt zginęła itp., ale nie ma to nic wspólnego z wygadaną pilotką z A1 i A2.
– W A1 i A2 dokładnie wiemy co się gdzie i kiedy dzieje, kto, gdzie i dlaczego idzie. W A3 mamy "tłumek ludzi starających się wpędzić Aliena chyba w jakiś tłok, ale nie do końca wiadomo, kto biegnie przed, kto za Alienem, a komu się pomyliło. I nie wiemy, kim oni wszyscy są." I nie mylmy bełkotu na ekranie z 2.000 blooperów, bo to zupełnie inny temat.
– Niesklejanie świata: W żadnym miejscu A2 nie było powiedziane, że rząd, WY i USCMC to ta sama organizacja. A z A3 najwyraźniej tak wynika. W Aliens np. Burke jedzie z wojskowymi na przyczepkę i nie ma nic do powiedzenia. A tutaj Korporacja słucha o czym się mówi na stacji, wie co się wydarzyło na Sulaco i przysyła własny statek wojskowy (Patna? o ile pamiętam).
Co do zabicia postaci z A2 to nie będę wnikał w analizy ani prowadził dysput, bo wyniknęło to z przyczyn zupełnie innych niż artystyczne 🙂
w Clemensa zainwestowano dostatecznie dużo – jego rozmowa z Ripley pełna dyskretnych motywikow i gestow. podobnie apodyktyczny naczelnik. w dobrym filmie introdukcja nie musi trwać 20 minut, żeby widownia poczuła wiez z postacią.
problem chyba lezy w tym, ze spory odsetek nas tutaj sie udzielających miał okazje oglądać Aliens w kinie i stad ten niesłabnący sentyment do filmu Camerona, ktory ja osobiscie uwazam za zdecydowanie najsłabszy z trylogii, choć i tak ciągle genialny..
Będę się spieral, ze Ripley żadnego dowodzenia nie przejmowała, wyszło to bardzo naturalnie bo podczas gdy reszta srała w gacie ze strachu ona nie miała już nic do stracenia, co widac najlepiej w scenie, gdy sama idzie szukać obcego, żeby ją uśmiercił. Była jedyną osobą nie dbająca w obliczu pojedynku z Alienem o to czy przezyje, w pewnym momencie z wiadomo jakim skutkiem w jej ślady poszedł Dillon.
Stawką w A3 już nie jest przetrwanie ale nie dopuszczenie, żeby Alien nie wpadł w łapy korporacji, nie ma już Newt, którą trzeba uratowac, więźniowie nie zasługują na ocalenie bo są bandą brudnych degeneratów a obcy stał sie(dosłownie) czescią Ripley.
Pod tym względem jest to najbardziej przygnebiajaca cześć cyklu.
"Żałosny dialog: I'm a murderer and raper of women – fajny one-liner, prosto jak z Baya dla dorosłych, od którego ponoć się tu odcinamy."
kontekst. liczy się kontekst. poza tym na boga co w tym takiego żałosnego?
"Wyobraź sobie to w Alienie 1."
w A1 nie było żadnego gwałciciela.
"Ripley nie tylko jest łysa, ale nabiera dziwnych mesjanistycznych tendencji, pomijając zgorzknienie i fatalizm. Wiem że Newt zginęła itp., ale nie ma to nic wspólnego z wygadaną pilotką z A1 i A2."
ludzie się zmieniają – zwłaszcza w tak skrajnych warunkach, kiedy na domiar złego bohaterka dowiaduje sie o rozwijającej się w jej trzewiach królowej. trudnio zachowywać się "wygadana pilotka".
"tłumek ludzi starających się wpędzić Aliena chyba w jakiś tłok, ale nie do końca wiadomo, kto biegnie przed, kto za Alienem, a komu się pomyliło. I nie wiemy, kim oni wszyscy są."
moim zdaniem Fincher osiągnął w tej scenie dostateczny poziom kontrolowanego chaosu. jest odpowiednio chaotycznie, odpowiednio nerwowo i ludzie traca zmysły w odpowiednim tempie.
"W żadnym miejscu A2 nie było powiedziane, że rząd, WY i USCMC to ta sama organizacja."
i to ma wpływ na jakość filmu? bo w części pierwszej statek był kwadratowy, a w części drugiej ma parametry trójkątne? nie wiem… ja traktuje trylogie jako osobne filmy. nie oglądam ich ze świadomością, że skoro Bishop w Aliens miał zielone oczy, to w A3 tez musi miec niebieskie, bo jak nie to spac nie bede mógł.
Komandorze – gdyby Pan dwa razy widział jak maszkara dziesiątkuje pana towarzyszy, za kazdym razem większa i silniejsza i za kazdym razem nakładem resztek sił ją wykańczał a potem się okazało, że wszystko zaczyna sie od nowa tyle, ze tym razem skoczyła trudnośc levelu bo zaczyna pan z Alienem w dodatku szefową w brzuchu to myślę, że zgorzknienie i fatalizm byłyby czyms naturalnym , ze nie wspomne o lekkiej nutce mesjanistycznej (akurat mam wrazenie, ze to ratowanie świata było jedyną motywacją bohaterki, która od połowy filmu wiedziała, że tym razem się nie wywinie).
Widownia w tym filmie czuła więź tylko z jedną postacią. Clemens i reszta od samego początku miała przeznaczone być pokarmem dla obcego. To jest największa wada.
JJ zwrócił moją uwagę na jeszcze jeden problem. Newt i jej śmierć. Pomijam fakt zabicia tej postaci. Nie podobało mi się to ale niech będzie. Problem polega na tym że tuż po pogrzebie, Ripley zachwouje się tak jakby ona nigdy nie istniała. Trochę to dziwne bo w dwójce ona jej zastępowała matkę a Newt jej zastępowała córkę. No i… nic, po pogrzebie nie wspomina jej, żadnych flashbacków itp. A to tak absolutnie nie powinno być ponieważ obietnicą macierzyństwa kusi ją później Bishop II. Należało pokazać jej tęsknotę za rodziną, córką, Newt a tu… nic.
>>>derek
Tak, kurde 🙂 To ma wpływ na jakość filmu. Bo można było ten sam efekt osiągnąć w ustalonym już świecie, anie burzyć go stawiając pod znakiem zapytania cały realizm. Fincher jest mistrzem stylu wizualnego i klimaty, ale – przepraszam – fabularnie i narracyjnie jego film jest najprymitywniejszy i najmniej pionierski z całej trylogii. No ale to właściwie wina scenarzystów, a nie jego samego.
A czemu nikt nie broni A4? 🙂
nie zgadzam się 🙂 i zapraszam na forum – lada moment założę temat poświęcony burakom w Aliens i tam będzie można się poznęcać nad całą trylogią.
pozdrawiam
Ripley straciła wszystko, łącznie z szansa po raz kolejny wywinięcia sie Alienowi. Ktoś inny pewnie by usiadł i zaczał płakac. Ripley chciała popełnić samobójstwo ale ani Dillon ani Alien nie mieli zamiaru jej w tym pomóc. Pozostało jej – ostatni raz – uratowanie świata, żyć już na pewno nie miała ochoty, ze nie wspomnę o potencjalnym maciezyństwie. mnie się to wydaje logiczne
A czemu nikt nie pisze na temat Avp, choc to z tego powodu tu jesteśmy:)
No niestety A4 był niepotrzebnym rzygiem, konsekwencją tego co działo się w komiksach z serii Aliens – a działo się wiele – mutacje, alienopodobne roboty, marines, zwariowani profesorzy czy wspomniana inwazja alienów na ziemię…
Tyle, ze to co uszło w komiksach , skondensowanej, Jeunetowsko koslawej formie nie wyszło na ekranie. Szkoda, bo jak zwykle był potencjał
To było ostatnie kuszenie Ripley. Zabiła Aliena i chciała się zabić ale zaoferowano jej alternatywę. Operacja, a później normalne życie. Kij z tym czy by się wywiązali z tej obietnicy. Kuszenie to kuszenie. To było możliwe.
Ale to było super że po raz kolejny ich olała. Dobro ludzkości przedłożyła ponad swoje własne. Pod tym względem jest konsekwentna – rozwaliła Nostromo, tez nie dbając oto że nawet jak przeżyje to korporacja jej nie odpuści. A może to nie chodziło o dobro ludzkości ale o dokopanie po raz kolejny Alienowi, którego W-Y za wszelką cenę chciała ocalic i dowieżć na Ziemię?
No tak ale to dobro ludzkości powinno być okupione poświęceniem jej matczynych uczuć, które przetrwały nawet w tym więzieniu. Niestety nie zadbano oto aby pokazać jak bardzo chce być znowu matką i jak bardzo kochała Newt. Wtedy zakończenie wywarłoby zadowalające wrażenie. A tak zabrakło odniesień do przeszłości i do drogi, którą przeszła. Kosztem naprawdę ogromnej pracy Camerona powrócono do koncepcji laski walczącej z obcym/o przeżycie. A niechby tak i było, tylko nie zmieniać koncepcji pod koniec filmu. Ten film to IMO jeden wielki brak konsekwencji.
>> J J Adams
"A czemu nikt nie broni A4?"
No tak, chciałem napisać dlaczego, ale to jest przecież pytanie retoryczne.
AvP jest przynajmniej lepszy od AvP2, bo w 2 Bracia nawet nie próbowali udawać, że nie interesuje ich pokazanie bohaterów jako odrębnych postaci, a pokazali tylko Alienfuter. 😉
W sumie gdyby film kręcili z perspektywy aliena, to mogłoby się nawet obronić…
Dyskusja fpytkę. Muszę chyba odświerzyć sobie Alieny 😉
Dla jasności bohaterowie AvP również nie umywają się do tych z A, czy A2, ale przynajmniej pamiętam panią główną postać i jeszcze kilka innych osób niestety nie z nazwisk jak Hudsona, Hicksa, Apone'a etc. Z AvP2 nawet nie chcę nikogo pamiętać. 🙁
–>Drogi Atue
Ona już nie miała macierzyńskich uczuć. Ripley jest osobą , która straciła wszystko. Po incydencie z Nostromo, kiedy krąży w kosmosie przez 76 lat traci rodzinę, nie pamiętam czy to było tylko na wyciętych scenach z Aliens czy w normalnej wersji tez – ale Ripley miała swoją – biologiczna córkę, która w okresię jej przebywania w kapsule zdązyła sie zestarzeć i umrzeć. Przywiązanie do Newt wynikało z "niewykorzystanych" uczuć macierzyńskich Ripley al ei to jak się okazuje jest skazane na przegraną. Ripley znowu traci wszystkich a koszmar znów wraca, tym razem mocniej i przewrotniej bo ona sama jest jego czescią. W A3 Ripley ma znowu szansę stac sie matka, ale tym razem urodzi potwora i przez większośc filmu o tym wie. Myslę, że spokojnie od tego można zacząc inaczej postrzegać różne rzeczy. W A3 zasygnalizowano coś co próbował niezbyt udolnie rozwinąc w A4 jenuet – że losy Ripley są trwale związane z Alienem i że już się od niego nie uwolni. Stąd prosty wniosek, ze zabijając siebie połozy przynajmniej czesciowo kres potencjalnej inwazji obcych. Ripley niestety nei znała wszystkich komiksów i książek bo wtedy wiedziałaby, ze jej przypadek nie był niczym wyjatkowym…
oczywiście książek i komiksów o Alienach:)
No tak, ale transformacja Ripley jest lekko gwałtowna. Od uczuć macierzyńskich i sekcji Newt do nagłego wskakiwania do wyrka Clemensa droga wcale nie była daleka. Wszystko by to miało sens, gdyby od Aliens minęły tygodnie/miesiące a nie parę dni.
Mam wrażenie, ze trochę czasu się na LV-426 leciało. Ale nie o długośc snu hibernacyjnego tu chodzi ale o fakt, ze w obliczu dramatycznych wydarzeń może się co nieco przestawic w głowie ( nie mylić z szaleństwem, mam na mysli priorytety). A z Clemensem nie wyglądało mi żeby lądowała w łóżku dla przyjmeności, ale zeby miec w kimkolwiek w miarę pewne oparcie – w tym jakby nie było niezbyt przyjaznym otoczeniu
I jeszcze drobiazg – Ripley dryfowała pomiędzy A1 a A2 57 lat a nie jak napisałem wczesniej 76.
zalezy czy traktowac to jako transformacje Ripley – powolna przemiane charakteru, czy to ze poprostu jej odwalilo i tyle (od nadmiaru wrazen, sytuacji itd). Wiekszym problemem jest chyba gwaltowny przeskok miedzy konwencjami. Z kosmicznej przygody w aliens gdize w kilka minut mozna sie stac galaktycznym wymiataczem, do jakiegos takiego pseudo-realstycznego, lekko mistycznego klimatu A3 gdzie nie ma miejsca dla superbohaterow, czy nawet zwyklych bohaterow, a sa tylko ludzie z problemami.
>>>>W A3 Ripley ma znowu szansę stac sie matka, ale tym razem urodzi potwora i przez większośc filmu o tym wie.
Tak, tak a Dillon jako chrześcijański fundamentalista odmawia jej prawa do aborcji. Analiza feministyczna się kłania.
Nadal jednak będę się upierał, że postać Newt i relacje jakie wystąpiły między nią a Ripley zostały w karygodny sposób wyrzucone na śmietnik bo nie wiedzieli jak to pogodzić z i tak już chaotyczną wizją rozwoju postaci w Alien 3.
ja tylko dodam, ze "to nagle wskakiwanie do łożka Clemensa" to był wybieg ze strony Ripley. Clemens wypytywał ja o sprawy, ktore chciala jak najdłużej utrzymać w tajemnicy.
– "Podobam ci się?"
Clemens (zaskoczony śmiałością Ripley): "W jakim sensie?"
Ripley lekko przekrzywia głowę: "W tym sensie"
Po prostu zrezygnowali ze wszystkiego co po A2 dawało możliwość kontynuacji. Polecam książki, które powstawąły po A2 a jeszcze przed premierą kolejnego filmu cyklu ( wyszło to kiedys u nas w twardej oprawie), , tam była i dorosła Newt i płonąca macierzyńką miłościa jeszcze waleczniejsza Ripley, ale to wszystko było…cholernie wtórne. Moim skromnym zdaniem, żeby opowiedziec w Alienie coś nowego trzeba było zrezygnować z wszystkiego co pozostawił poprzednik i Fincher ściskajac pod pachą patchworkowy scenariusz , napisany chyba przez połowe scenarzystów z Hollywood, własnie tą drogą poszedł. Na pewno było to rozwiązanie kontrowersyjne, ale – nawiązując do powyższej recenzji- przynajmniej nie odcinajace kuponów od tego co stworzyli poprzednicy.
Postac Ripley w A3 przezywa raczej psychiczny regres, przynajmniej ten termin bardziej mi pasuje.
>>>derek
Albo to Ripley chciała się dowiedzieć ile wie Clemens?
Ale ten psychiczny regres jast… jakiś taki nie umotywowany. Nie, nie zgadzam się. Ripley upozowano na doświadczoną kobietę, która zmierza ku zbawiennej śmierci. Ale nie usprawiedliwia to faktu, iż temu doświadczeniu odebrano charakter, treść. Tak naprawdę Ripley jest zmęczona, zrezygnowana ale z jakiego powodu? Te wszystkie błędy można było spokojnie poprawić gdyby posiedzieć nad scenariuszem w spokoju przez kilka tygodni a nie pisać go w pośpiechu i strony dosyłać reżyserowi faksem. Szkoda, bo jak już pisałem od strony wizualnej ten film to prawdziwe arcydzieło.
jakkolwiek by nie było, psychologicznie wszystko jest solidnie umotywowane. to, ze z Golicem było coś nie halo, dowiadujemy sie na dugo przed atakiem, kiedy w rozmowie z Dillonem Box narzeka, ze kolo cuchnie czosnkiem (Golic – garlic). pojawienie sie aliena tylko obudziło drzemiące w nim demony, ze sie tak z deczka pretensjonalnie wyraze.
ja uwazam, ze niektorzy po prostu nie moga przebolec, ze Fincher odważył się odejść od kultowej koncepcji technologicznej fetyszu Camerona w stronę potykającej się o trupa, średniowiecznej rzezi niewiniątek. ja łykam wszystkie koncepcje: klaustrofobiczne sci-fi Scotta, wysokooktanową akcyjke Camerona i mroczny horror Finchera. trylogia miala wielkie szczęście do reżyserów – każdy dodał coś od siebie i dzięki temu powstały trzy naprawdę epokowe filmy.
>>>>ja uwazam, ze niektorzy po prostu nie moga przebolec, ze Fincher odważył się odejść od kultowej koncepcji technologicznej fetyszu Camerona w stronę potykającej się o trupa, średniowiecznej rzezi niewiniątek.
To by było fajnie gdyby Fincher na to wpadł ale on został postawiony przed faktem dokonanym. Nie miał wpływu na opracowanie hstorii ani pisanie scenariusza chociaż miał do niego kilka zasadniczych uwag. Do tego dochodzi fakt, iż wizja Finchera nie znalazła pełnego odzwierciedlenia w filmie. Pewnie z tego powodu po dziś dzień nie chce się do niego przyznać.
Podobno scenariusze w hollywood drukowane są na białym papierze a wszystkie dodatkowe poprawki dopinane w formie kartek kolorowych. Jesli wierzyc anegdocie to scenariusz do A3 podobno wyglądał jak tęcza. O mistrzostwie Finchera swiadczy fakt, ze stworzył z tego spójną i dla wielu widzów całkiem strawną opowieść przesyconą niesamowitą atmosferą. nie podwazałbym jego udziału w ostatecznym wyglądzie dzieła, choc on zapewne nie jest z niego do końca zadowolony skoro niechętnie umieszcza je w swojej filmografii. Dekada, w jakiej powstał A3 znacząco rózniła się od swojej poprzedniczki i film ten jak dla mnie odzwierciedla pewien niepokój obecny wtedy w kinematografii. Ale żeby się nie rozpisywac – Nie uwazam A3 za dzieło skończone, ani broń boże film lepszy niż A2. Jest po prostu inny , a przez to świeży i to stanowi jego największy atut. Na pewno nie jest wolny od wad czy błędów, ale ma też niesamowity klimat na swój sposób nie-hollywodzki typ bohatera oraz mnóstwo rozwiązań, dzięki czemu pamięta się go do dziś, czego nie zawsze można powiedziec o jego następcy czy popłuczynach Andersona i kolegów. Jak pisałem jest zrobiony na przekór wizji Camerona, co mogło zrazić do niego częśc fanów, ale nie wydaje mi się głupi czy nielogiczny, czy zrobiony na łapu capu. Jest w miarę logiczną konstrukcją pokazującą nieco inny swiat niż dwie poprzednie częsci ale dopuszczalny w obrębie tego samego universum. Podobnie ma się rzecz z przemianami samej bohaterki, są dosyć zaskakujące ale do zaakceptowania. Nie ma w tym żadnego niechlujstwa realizacyjnego, choć jak wszyscy wiemy losy tego scenariusza, jak również filmu były dosyć ciężkie…
A jeszcze a propos uczuć macierzyńskich to zwróć uwagę Atue jak Ripley przytrzymuje wychodżacą z brzucha królową, ile w tym czułości i ciepła. Chyba też rozpacz, To że bohaterka nie snuje ię po więzieniu opłakujac co chwila Newt nie znaczy, że zapomniała i że nie przezywa wewnetrznego dramatu niespełnionego macierzyństwa na który nakłada się drugi, związany z macierzyństwem pod żadnym pozorem nie chcianym …
Niewykluczone, że to co na końcu powstało z A3, to najlepsze co można było uzyskać ze ślepej uliczki w jaką zapędził serię scenarzysta "Odysei średniowiecznej" 🙂 Cieszę się, że nie zobaczyłem drewnianej planety (pomysł fajny, ale nie w tym uniwersum) ani tym bardziej scenariusza Gibsona (mimo fajnego motywu kosmicznej wojny między kosmiczną Ameryką a kosmicznym Związkiem Radzieckim), który kolejny raz udowodnił, że powinien trzymać się z daleka od scenopisarstwa.
A Fincher niestety po prostu zaczynał wtedy karierę filmową i, jak zauważył Atue, wszystko zostało mu dane, a nad głową siedziały mu cały czas pojeby z Foxa, więc i tak stworzył arcydzieło na miarę tych warunków.