Mulberry Street

Tytuł: Mulberry Street
Produkcja: USA, 2006
Gatunek: Survival horror
Dyrekcja: Jim Mickle
Za udział wzięli: Legion amatorów, kultowa pani Debbie Rochon i gdzieś tam mignął Larry Fessenden, odpowiedzialny za bardzo zacne Last Winter
O co chodzi: Szczurołaki opanowują Manhattan

W Iraku było gorzej

Jakie to jest: Mulberry Street to jeden z ośmiu horrorów pokazanych na ubiegłorocznym festiwalu „After Dark Horrorfest”, w cyklu „8 filmów dla których warto umrzeć”. Pozostałe produkcje, które w prawie 350 kinach, mogli obejrzeć Amerykańce to:
The Deaths of Ian Stone (recenzja wkrótce na Zakazanej Planecie);
Nightmare Man;
Crazy Eights;
Unearthed;
Borderland;
Tooth and Nail;
Lake Dead.

Z powyższych to właśnie Mulberry Street zebrał najlepsze recenzje, co patrząc na budżet filmu (60 tys. zielonych), jest dosyć zaskakujące. Przynajmniej przed obejrzeniem, gdyż po napisach końcowych nie miałem złudzeń, że ta niezależna półamatorka to kawał dobrego kina i mocny, nie pozostawiający obojętnym widza, horror.

O czym to jest ? W czasie, gdy do wybrzeży Nowego Jorku nadciąga nieubłagalnie tajemniczy potwór JJ Abramsa, na Manhattanie, a dokładniej pod nim, zarażone tajemniczym wirusem szczury coraz śmielej atakują mieszkańców miasta. Choroba szybciutko przenosi się na ludzi a ugryzieni zaczynają mutować w przypominające humanoidalne szczury hybdrydki. Szczuro-zombi? Szczurołaki? Manhattan, ogarnięty pandemonium, zostaje zamknięty przez wojsko, a na uwięzionych w nim mieszkańców polują zmutowani szczuro-ludzie. Jest krwawo i strasznie.

Wyje do sera

Akcyjka skupia się na ocalałych mieszkańcach Mulberry Street: eks-bokserze, atrakcyjnej kelnerce z synem fotonerdem, ochroniarzu z patelnią, weteranie WWII, starym dziadu, geju w podomce i wracającej z Iraku córce wspomnianego już boksera.

Twórcy Mulberry Street (Jim Mickle i Nick Damici – w filmie gra boksera) dysponując naprawdę niewielkimi środkami oszczędzali na czym można. Część scen kręcili na spontana na Manhattanie, wśród nieświadomych przechodniów. Braki w scenografii czy charakteryzacji szczuro-zombi ukryli pod kiepskim oświetleniem i ciemnymi zdjęciami. Nieliczne efekty specjalne, jak wybuchy czy przelatujące Apache są słabiutkie. Podobnie aktorstwo to przede wszystkim naturszczyki, twórcy filmu lub liczni przyjaciele i krewni królika.

I w tym momencie stop, gdyż zamiast kojarzącego się low-budgetem tekstu „aktorstwo to nieudolna amatorka na niskim poziomie” trzeba podkreślić, że prawie każda z postaci sprawiła się doskonale. Zamiast gwiazd lub seksownych, próbujących się przebić do pierwszej ligii panienek, postacie z Mulberry Street są autentyczne i cudownie przeciętne – mijamy takich spiesząc się na ulicy. I co ważne, gdy na Manhattanie rozpęta się chaos, każda z tych postaci będzie zachowywać się normalnie. Zabarykadują się w mieszkaniach. Będą starać się pomóc sąsiadom. Żadnego, charakterystycznego dla slasherów czy ogólnie horrorów snucia się po zakamarkach z rozwartą gębą.

Na recon

Jakie jest więc Mulberry Street? Jakim cudem za 60 tys. dolców udało się nakręcić porządny horror ? Po pierwsze:
– przede wszystkim postacie: prawdziwe z krwi i kości, każda ma swoje 5 minut;
– emocje: Mickle i Damici stworzyli bohaterów, którymi się przejmowałem, nie durne mięso, które czeka aż je zarżnie scenariusz;
– szczuro-zombi: mimo niskiego budżetu, wyglądały i tak o niebo lepiej niż np. stworki z najnowszej Legendy;
– brak patosu: zagłada Manhattanu to tylko newsy w TV czy radiu, my ani na krok nie opuszczamy głównych bohaterów;
– dość ciekawy wątek homoseksualności głównego bohatera, nie… nie jest gejem jak jego współlokator ale jest parę scen dość intrygujących i sugerujących;
– wśród wyrywanych flaków i kończyn twórcom udało się przemycić kilka naprawdę zabawnych scen;
– i kilka innych ocierających się prawie o „kultowość”.

Poważnym mankamentem jest za to początek, dokładniej jakieś pierwsze 20 minut. Strasznie nudne i niezgrabne wprowadzanie do akcji głównych bohaterów (nie zgadzam się, jak dla mnie absolutnie spójne z resztą filmu, ale to nie rzutuje na całokształt oceny – Cmdr JJA).

Warto obejrzeć Mulberry Street. Warto również pamiętać, że to prawie amatorka, a nie drugie 28 Days Later.

Ocena (1-5):
Atmosfera: 4
Straszność: 4
Bohaterzy: 4
Gore: 3
Fajność: 4

Cytat: Anzioooooooo !

Ciekawostka przyrodnicza: Szacuje się, że na każdego z ośmiu milionów mieszkańców Nowego Jorku przypada po jednym szczurze. Gryzonie sa wszędzie, od restauracji po półki sklepowe. Pod koniec lutego 2007 roku zdjęcia szczurów w nowojorskiej restauracji KFC obiegły świat. Zwierzęta w poszukiwaniu pożywienia dotarły też zarówno do supermarketów, jak i do małych sklepików. Coraz częstym widokiem stają się całe stada tych gryzoni lub ich zwłoki w magazynach – ostatnio odkryto nawet gniazdo szczurów na regale chłodniczym z mlekiem.

Jeffrey Eisenberg, szef firmy zajmującej się deratyzacją na Manhattanie mówi o bitwie z gryzoniami. Rocznie tylko jego przedsiębiorstwo zabija 50 000 szczurów i 250 000 myszy. Jednak sam Eisenberg przyznaje, że jest to wojna nie do wygrania.

Written by: garret

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

3 Komentarze(y) na Mulberry Street

  1. Kolega ma jakieś uprzedzenia do początków…. 😉

  2. Ale nudna ciekawostka 🙂

  3. Muszę dorzucić, no muszę – mi się bardzo podobało. Bardzo to było… świeże.

Dodaj komentarz