Saw IV/Piła IV

Tytuł: Saw IV/Piła IV
Produkcja: USA, 2007
Gatunek: Torture porn
Dyrekcja: Po raz ostatni Darren Lynn Bousman
Za udział wzięli: Jigsaw, nieżywa Dina Meyer, New Kid on the Block
O co chodzi: Jigsawowi udaje się jeszcze złapać parę ofiar zza grobu.

Nowa gra integracyjna

Jakie to jest: Pamiętam czasy, kiedy jeszcze nie nazwany gatunek torture porn wkroczył na Noc Trailerożerców na Pyrkonie zwiastunem pierwszego Sawa – z pięknym sloganem „How fucked up is that?”. Ten mały, niezależny film niósł paradoksalną świeżość tematu dosadnej przemocy, pokazanej bez żadnych zahamowań, jednak w kontekście fajnej fabuły. Potem Saw wkroczył do kin, byle kto zaczął się nim podniecać i temat przestał być dla snobów atrakcyjny.

Sam fakt, że temat okazał się interesujący właśnie dla szerokiej publiczności zaskoczył i oburzył wielu. Raz po raz pojawiają się zatem pogardliwe wypowiedzi na temat zezwierzęcenia widza, przekraczania granic, zapotrzebowania naszych amoralnych czasów na obrzydliwość i szokowanie. Dla krytyków i publicystów torture porn to głownie pożywka pod krytykowanie nawet nie filmu, a przede wszystkim widza, jego gustów i preferencji (bo już mało kto się pokusił o głębszą analizę zjawiska fascynacji tego typu kinem) – ale to już temat na osobny tekst (zapraszamy wkrótce na łamy ZP).

Dwie kolejne części Piły nie wywołały nawet cienia tego wrażenia co pierwsza – zwłaszcza, że odcinek nr 3 sprawiał wrażenie posklejanego ze ścinków odrzuconych pomysłów. Do dziś cały cykl sprawia wrażenie taśmowej produkcji, z której trybów co roku schodzi kolejna odsłona poczynań wrażego Jigsawa, który najwyraźniej wyreżyserował w szczegółach sobie i kilku innym osobom ostatnie miesiące swojego życia. To tempo produkcji, przeganiające nawet Freddych i Jasonów oczywiście nie mogło pozostać bez wpływu na jakość serii – Piły były coraz bardziej tępe.

SWAT team is in position!

Jednak nie oglądając się na moją opinię, do kin kraju i świata zawitała część czwarta. I jak? Na pewno znacznie lepiej niż nudna trójka. Jak już wiedzieliśmy z trailerów, nasz psychopata gryzie lód w kostnicy, co nie oznacza oczywiście końca wymyślnych mordów. Tym razem ofiarą gry zostaje dowódca SWATu, niejaki porucznik Rigg. Aktualny wróg-spadkobierca Jigsawa uznaje, że porucznik ma obsesję zmuszającą go do ratowania kogo się da, z czego musi zostać wyleczony. Funduje więc naszemu SWATersowi ścieżkę zdrowia, która startuje w jego własnym domu i wiedzie przez różne fajne lokacje, w których czekają kandydaci do uratowania, czego jednak nie zaleca Jigsaw Jr. Nasz bohater po drodze trafia do doskonale już znanej rzeźni, która najwyraźniej jest tak rozbudowaną budowlą, iż błądzić w niej będą z powodzeniem jeszcze bohaterowie Piły XXIII. Gra ma też tutaj walor indoktrynacyjny – i sprawia wrażenie, jakby nasz oprawca chciał sobie wyszkolić w osobie porucznika towarzysza/następcę… Tropem zarówno mordercy jak i Rigga wyrusza jego partner, znany nam już detektyw Hoffman oraz para agentów FBI, z których każdy ma po drodze swoje własne przygody.

W serii Saw trudno wymyślić coś szczególnie nowego – co widać było np. w kompletnie beznadziejnej części trzeciej. W aktualnym odcinku tym czymś nowym ma zatem być życiorys Jigsawa – w licznych retrospekcjach poznajemy jego rodzinę i przypadki, które z architekta zrobiły psycha-moralizatora. O ile jest to oczywiście ciekawe i nawet trzyma się kupy z poprzednimi częściami, to jednak mocno odziera z tajemniczości postać mordercy – co zresztą stopniowo czyni każdy kolejny odcinek Piły. Warto tu jednak zwrócić np. uwagę na wczesne, jeszcze nie tak dopracowane wynalazki Jigsawa do uczenia ludzi moresu.

Miły starszy pan

Inna rzecz, że przemiana Jigsawa nie jest specjalnie przekonująca i nawet średnio zorientowany w temacie laik wyczuwa, że trzeba czegoś więcej niż jednorazowe nieszczęście życiowe (zdarzające się zresztą wielu innym ludziom na całym świecie), aby z genialnego inżyniera uczynić wyrafinowanego mordercę. O ile nasz psychopata stara się ubrać swoje postępki w szaty niekonwencjonalnego moralizowania, o tyle szybko zauważamy, że w jego postępowaniu dominuje motyw zemsty (zwłaszcza biorąc pod uwagę pierwszą ofiarę). Facet mści się zatem na coraz szerszej rzeszy osób za to, co się mu przytrafiło – choć w pewnym momencie zdaje się, że wpadł raczej w obsesję perfekcjonizmu czy tęsknoty za absolutną doskonałością ludzkiej jednostki. Stosowane przez niego kary dla wybranych ofiar dotyczą typowo ludzkich błędów, które dość powszechnie występują w populacji. To, co stanowi „sól życia”, co buduje ludzkie doświadczenia, historie i po części osobowości – w oczach niewyrozumiałego Jigsawa zasługują na natychmiastową lekcję i przykładną karę. Jego profil seryjnego mordercy odpowiada więc kategorii „misjonarza” – realizującego swoją własną, moralizatorską misję wśród nieoświeconej ludności za pomocą drastycznych metod – podobnie jak czynił to np. John Doe z Se7en. Uwaga na marginesie: w rilu panowie tego typu nie bywają aż tak wyrafinowani, a ich „misja” jest niezrozumiała i zbyt pokręcona chyba nawet dla nich samych.

Zaginione nagranie Ziobry

Jednego nie można twórcom odmówić – poszczególne odcinki serii zazębiają się ze sobą w zadziwiająco spójny sposób. Choć jedynka była zapewne planowana jako „jednostrzałówka”, liczne drugoplanowe motywy z niej znajdują kontynuację jeszcze w części czwartej, pojawiają się tu też w nowym świetle postacie z poprzednich Pił. Jednak to też poniekąd wada: Aby dobrze zrozumieć film musimy mieć albo cyfrową pamięć, albo przed wyjściem do kina walnąć sobie maraton poprzednich odcinków – inaczej możemy się nie połapać, kto jest kim, zwłaszcza że bohaterzy często rozmawiają o nieobecnych postaciach z części poprzednich.

Jak w każdym odcinku Piły, tu ponownie, jak zawsze błyszczy Tobin Bell jako Jigsaw. We wstawkach życiorysowych możemy obserwować jak stopniowo opuszcza go normalność i staje się znanym nam przewrotnie charyzmatycznym mordercą. I to on, a nie Rigg jest głównym bohaterem filmu. O postaci porucznika niewiele można powiedzieć poza tym, że kolo gra po prostu słabo, miotając się bez cienia zastanowienia. Rozumiem, że taka była idea tej postaci, ale facet ani przez chwilę nie przejawia cienia inicjatywy nie stanowiąc żadnego przeciwnika dla Jigsawa – jakim był na przykład Danny Glover w jedynce.

Co gorsza, film mocno dołuje w jednym ze swoich ważniejszych atutów, czyli fantazyjnych pułapkach. Już Saw III zaliczył mocny zjazd w tym temacie, ale tu jest jeszcze gorzej. Nie są one już tak ciekawe i wymyślne jak w dwóch pierwszych częściach – są bardziej brutalne niż… perswazyjne i po prostu prostackie. Nawet z punktu widzenia psycha z misją, ich wartość „moralizatorska” jest bardzo naciągana. Rozwala też stopień rozbudowania przedśmiertnego planu Jigsawa. Rozumiem, że kolo był geniuszem zła itp., ale sposób w jaki szczegółowo i bezbłędnie przewidział działanie kilku(nastu) różnych osób zaangażowanych w jego intrygę jest po prostu lekko przesadny. Dużą zaletą filmu jest ponownie fajna zaskoczka na koniec, której tak zabrakło w trójce – nie jest to oczywiście triumfalne pognębienie widza i bohaterów na miarę jedynki, ale przynajmniej jest.

Tak więc Saw IV to więcej tego samego. Tego samego aroganckiego przekonania o własnej wielkości, które ma coraz mniejsze pokrycie w treści filmu. Tego samego – muszę przyznać, rewelacyjnego – motywu muzycznego. Tego samego miernego poziomu pomysłowości i tego samego, powoli zużywającego się zielono-mokrego visuala.

Tylko naszej znajomej łazienki brak.

Ocena (1-5):
Oryginalność: 2
Gore: 4
Fabuła: 3
Fajność: 3

Cytat: I recommend you stay alive until the fucking clock counts down.

Ciekawostka przyrodnicza: Jedną z form promocji filmu jest przy każdej części akcja zbierania krwi wraz z Amerykańskim Czerwonym Krzyżem, w której krew oddaje setki tysięcy ludzi. Taka tamtejsza wersja WOŚP.

Written by: Dro & Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

5 Komentarze(y) na Saw IV/Piła IV

  1. Najbardziej podobało mi się, że te wszystkie lokacje, po których ganiał lejtnant Rigg, musiały być przy tej samej ulicy, skoro w sześć kwadransów zdążył je wszystkie obskoczyć (niektóre dwa razy) i jeszcze zostało parę minut na przewidywalny finał.

  2. Z ciekawostek – w napisach końcowych do filmu można usłyszeć nowy utwór X-Japan nagrany specjalnie z tej okazji. Tytuł utworu to "I.V.". Teledysk można już obejrzeć np. tu:

    http://www.youtube.com/watch?v=u0-Q25w9si0

    "I.V." nie ma na oficjalnym soundtracku – ma wyjść w późniejszym terminie jako osobny singielek.

    Co do samej muzyczki to niestety zalatuje mi mocno nu metalowymi klimatami, ale refrenik przypomina stare, dobre czasy X-Japan :).

  3. No cóż, typowa sytuacja typu "najbardziej chwytliwego kawałka z filmu nie ma na OST" 🙂

  4. Alicjo. Z tego co mi jest wiadome to to nie jest nowy utworek X-Japan. Powstal on na bazie nagranych juz kilkanascie lat temu gitarowych fragmentow wymyslonych przez hide, ale cos tam sie stalo i nie zostal zamieszczony na zadnej ich plycie, ani nawet do konca nagrany. Az do teraz.

    Widocznie Yoshiki zdal sobie sprawe z tego, ze jego nowy zespol S.K.I.N. juz umarl, wiec warto odswierzyc stare kotlety by wyciagnac kaske od fanow. 😀

  5. bylbym bardzo ostrozny w kwestii "nagranych juz kilkanascie lat temu gitarowych fragmentow wymyslonych przez hide", bo bylo juz ich tak duzo, tak duzo plyt wydano z "nowymi materialami na bazie fragmentow wymyslonych przez hide", ze nie wierzylbym az tak bardzo w takie PRowskie sciemy… pomijam dyskusje, czy kilka riffow wymyslonych kiedys oznacza, ze caly utwor jest nowy, czy stary. 🙂

Dodaj komentarz