Fanboys (Rough Cut)

Tytuł: Fanboys – Rough Cut
Produkcja: USA, 2008
Gatunek: Film o fandomie
Dyrekcja: Kyle Newman
Za udział wzięli: William Shatner, Danny Trejo, fan Krypty Ray Park, Kevin Smith, Billy Dee Williams, Carrie Fisher i jakieś nerdy
O co chodzi: Nerdy Star Wars jadą włamać się na Skywalker Ranch i obejrzeć Episode I przed premierą.

Pan Reżyser mówi, jak jest

Jakie to jest: Wszyscy wierni userzy Zakazanej Planety oczywiście doskonale się orientują, że w wyniku odpływu mocy umysłowych redakcja sajtu udała się na Star Wars Celebration Europe w Londynie. Na tejże imprezie miała miejsce premiera wstępnej (acz w miarę pełnej) wersji montażowej Fanboysów. I ja tam byłem, chipsy jadłem, pepsi piłem, więc teraz Wam powiem co i jak.

Jak już trąbiły wszystkie serwisy SW, ten pół-amatorski film opowiada o czwórce fanów i jednej nerdówie, którzy zamierzają włamać się w listopadzie 1998 Lucasowi do chaty i obejrzeć wstępną wersję TPM. W swoich działaniach są oni dodatkowo zmotywowani faktem, że jeden z nich jest chory na raka i generalnie nie dożyje premiery 19 maja kolejnego roku. Nasza wesoła kamanda ucieka więc od swoich nużących codziennych zajęć, takich jak praca w sklepie z komiksami czy w prowincjonalnym centrum handlowym i nerdowozem wyrusza na roadtripa do Skywalker Ranch, po drodze zaliczając wszelkiego rodzaju atrakcje – od baru dla gejów-rockersów przez sprawę w sądzie do indiańskiej hmm… odnowy duchowej.

Z punktu widzenia fana, film generalnie rozwala. Można go wręcz nazwać samoświadomym pomnikiem popkulturowego postmodernizmu, albo – prościej – obrazem dla geeków o geekach. W toku swej akcji Fanboys komasuje wszelkie stereotypy typowego fana, takie jak gadanie nerdomową na starwarsowe tematy, nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie, a zwłaszcza z osobami płci przeciwnej, a także wojny fandomów, w tym wypadku prezentowane przez potyczki z Trekkies. Motyw Trekkiesów przewija się zresztą przez cały film, już od znanej z trailera sceny z odsłonięciem pomnika kpt. Kirka, które kończy się bijatyką i odgryzaniem vulcańskich uszu.

Szokuje obsada, jaką udało się zebrać do filmu – mamy tu i Dannego Trejo i Billy Dee Williamsa i Raya Parka i Carrie Fisher. Nie dziwi raczej udział Kevina Smitha, fana tego typu produkcji, jako Silent Boba – a w wersji pełnej dodatkowo jest też obiecany Jay. Miło też wiedzieć, że William Shatner ma taki dystans do swojej kariery i do Trekkich, skoro zgodził się wystąpić w filmie, który jedzie po Treku jak po łysej kobyle (chyba, że go wkręcili). Jak zapowiedział po projekcji Kyle Newman, do czasu premiery mają też nadzieję zrobić dokrętki z Markiem Hamillem, co mega podniosłoby epę filmu.

W tym miejscu tylko pozwolę sobie jednak na taką refleksję, że chyba motyw z rakiem jednego z gości został wprowadzony tylko po to, żeby zwabić jak największą ilość znanych nazwisk, które chętnie pojawią się w „ambitnym” filmie o fanach – no ale może to tylko moje wrażenie.

Billy wyjątkowo dziś przytomny

Fanboys ma bardzo niezłą oprawę muzyczną, bazującą głównie na kawałkach z epoki TPM – Savage Garden, mocno wyeksponowany Rush czy Beastie Boys (którzy ze względów licencyjno-finansowych raczej znikną z soundtracku ostatecznej wersji – a szkoda, bo podpasowani byli idealnie pod akcyjkę). Naturalnie, biorąc pod uwagę niemal domowy charakter produkcji, twórców nigdy w życiu nie byłoby stać na tak mainstreamową oprawę muzyczną – na szczęście kapele, podobnie jak aktorzy, pozwoliły skorzystać ze swoich talentów za friko (zapewne znowu zadziałał tu efekt raka…). Jak już wszyscy wiedzą z newsów, sam Dżordż pozwolił ekipie na wykorzystanie w filmie oficjalnych efektów dźwiękowych z SW.

Na pewno wielu z Was zadaje sobie pytanie, czy udało im się w końcu zobaczyć TPM, a jeśli tak – czy uznali go za wart całego zachodu? Czy chłopczyk chory na raka nie wolałby przypadkiem umrzeć wcześniej? No więc nie powiem Wam, czy obejrzeli, ale na pewno w końcu poszli do kina na właściwą premierę. Tak czy inaczej, film w bardzo sprytny sposób objeżdża ewentualne rozczarowanie bohaterów TPMem – nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że pokazano go samemu Lucasowi…

Obraz jest mocno emocjonalny w warstwie werbalnej. Nie wiem, jaki certyfikat wiekowy będzie miała ostateczna wersja, ta jednak zdecydowanie nie nadaje się na PG-13. Z głośników atakują nas co chwila takie wyrazy jak „bitch” czy „screw” (w trailerze zastąpione odpowiednio przez nieco mniej dosadne „dirtbag” i „score”), mocno eksploatowany jest też motyw pokazywania wrogom dupy – obojga płci. Obawiam się jednak, że wszystkie te wspaniałości obejrzycie dopiero na wersji Unrated DVD.

A jeśli już o wersjach mowa – Rough Cut nie sprawiał wrażenia wcale takiej roboczej kopii. Technicznie jakość była już właściwie docelowa, z korekcją kolorów, w pełnym HD, bez żadnych timecodów, ze wszystkimi czołówkami, pełnym audio itp. Jedyne, do czego się można przyczepić montażowo, to braki stosownych przerw między kolejnymi przygodami w drodze. Kolejne sekwencje odbywały się praktycznie jedna po drugiej, bez koniecznych dłużyzn typu „teraz jedziemy” czy „dialog egzystencjalny w samochodzie”, bez których widz nie ma wrażenia pokonywanej odległości.

No dobra, ale czy film podobał mi się? Kurde, strasznie trudno jest obiektywnie ocenić Fanboys, jako że jego głównym atutem jest tak głębokie osadzenie w realiach nerdomu SW. Nic dziwnego że publiczność na Celebie co chwila wybuchała śmiechem (OK, momentami wymuszonym) i biła brawo – to film o nas dla nas. Film jest super-hermetyczny i niszowy i każdy fan będzie się na nim bawił znakomicie. Do tego konwencja filmu drogi, jak wiadomo, sprawdza się – więc mimo tego, że mamy tu serię sklejonych gagów, akcja układa się w przyjemną i nienużącą fabułkę. Jednak, tak całkiem obiektywnie – daleko mu do klasy choćby właśnie Kevina Smitha. Dialogi są fajne, ale nie wybitne. To samo można powiedzieć właśnie o gagach i przygodach, które koncepcyjnie tkwią mocno jeszcze w kinie amatorskim. Niestety twórcom dały się też we znaki braki budżetowe, co zwłaszcza widać w scenach w samym Skywalker Ranch, gdzie praktycznie mamy do czynienia z teatrem telewizji. Natomiast złego słowa nie powiem o postaciach – zwłaszcza o Hutchu, który jest tak idealnym „power-nerdem” jakby się urodził z pierwszym pamperkiem SW w ręce. Na tym gościu generalnie jedzie epa całego filmu i chwała mu za to.

Nerdowalk

Pod względem technicznym i warsztatowym Fanboys nadaje się bez wątpienia do kina (a wręcz powiedziałbym, że przewyższa tu większość filmów polskich), lecz hitem kasowo-krytycznym raczej nigdy nie będzie – głownie ze względu na wspomnianą niszowość. Choć Fanboysi już w styczniu 2008 będą mieli premierę w kinach USA, nie spodziewałbym się zobaczyć ich na polskich ekranach. Nie sądzę, by wielu polskich widzów było w stanie wyłapać wszystkie nawiązania do aktorów, do Harry’ego Knowlesa, a nawet do nawalającego napędu Sokoła czy cytatów z SW – nie mówiąc już o genialnej powtórce z THX 1138. Myślę, że będziemy mogli mówić o dużym szczęściu, jeśli w naszym pięknym kraju film ukaże się choćby na DVD… Jednak nie traćmy ducha – jak zapowiedział na CE Kyle Newman, „Jeśli w Waszym kraju film nie wyjdzię na DVD, osobiście przyjadę do Was do domu i Wam go pokażę”. Chyba więc będzie miał u nas sporo jeżdżenia…

Miłego czekania do stycznia 2008 🙂

Ocena (1-5):
Nerdologia: 5
Kult obsada: 5
Piątka za starania: 5
Fajność (dla nerda): 5

Cytat: This phaser here is for shoving Trekkie bitches like you out!

Ciekawostka przyrodnicza: W filmie niestety nie pojawia się Harry Knowles as himself – gra go niejaki Jordan Gelber. Pierwotnie w rolę tę miał się wcielić Jorge Garcia (Hurley z Losta), a następnie Kevin Smith – w obu tych przypadkach jednak niestety inne projekty przeszkodziły im w zagraniu tej epokowej roli.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

2 Komentarze(y) na Fanboys (Rough Cut)

  1. Nie moge się doczkeac! Błagam, żeby ten film był w Polsce chociaż na VCD!!!

  2. świetna recka !

Dodaj komentarz