Die Hard 4.0/Szklana pułapka 4.0

Tytuł: Die Hard 4.0/Live Free or Die Hard/Szklana pułapka 4.0
Produkcja: USA, 2007
Gatunek: Film akcji
Dyrekcja: Len Wiseman
Za udział wzięli: Stary Bruce Willis, Kevin Simth, chińska laska-cyborg, Hitman, Tuvok, psychiatra z Sunshine
O co chodzi: Samotny policjant tępi kolejną grupę terrorystów, wysadzając w powietrze pół Ameryki.

A podkoszulek gdzie?

Jakie to jest: Oj, nie takie jak zapowiadano w czasie długiej przerwy po Die Hard 3. Może pamiętacie ploty o scenariuszu, jakie wtedy chodziły: akcja na egzotycznej wyspie (albo w amazońskiej dżungli), bez technologii, a bohaterski Willis ratuje swoją córkę (Natalie Portman) z łap wrażych oprychów. Na szczęście ktoś się jednak pokapował, że seria Die Hard musi być silnie osadzona w realiach wielkomiejskich i powrót do natury raczej nie wyda. Tak więc po kilku latach rodzenia się w bólach ten eksperymentalny pomysł upadł.

No i wiele lat później, praktycznie z marszu, nakręcono bez problemu Die Hard 4.0. W tym odcinku, wciągnięty do akcji tradycyjnie przez przypadek John McClane spotyka się z terrorystami, których celem jest elektroniczno-elektryczne sparaliżowanie USA. Za pomocą wirusów, laptopów, hackerów i innych komputerowych sztuczek blokują oni sieci komputerowe, telefoniczne, transport miejski, elektryczność i wszystko inne co potrzebne do życia każdemu normalnemu człowiekowi, wywołując szok i przerażenie. Film żeruje na jednym z największych strachów Amerykanów – upadku Państwa. I to nawet nie chodzi tu o jakąś totalną apokalipsę, a o całkowity paraliż aparatu państwowego, kiedy staje się on sam bezbronny i nie jest w stanie wesprzeć obywatela – nie funkcjonując już jako ostateczne spoiwo wielko-amerykanizmu. Jest to dość ciekawa koncepcja, która jednak w filmie jest zaledwie liźnięta.

Przejrzyjmy tymczasem dotychczasowe wyznaczniki cyklu Die Hard i ich realizację w DH4:
– samotny Bruce Willis zwalcza międzynarodowych terrorystów – check
– akcja filmu w czasie święta – check
– terroryści robią jedno, a chodzi im o drugie – check
– fajna ekipa terrorystyczna – check
– Yippie Ki Yay, motherfucker – eeee… powiedzmy, że check
– brutalna walka z przedostatnim super-terrorystą – check
– problemy małżeńskie Johna McClane’a – check
– stara piosenka w tle – check
– murzyński pomocnik – BRAK

Za film zabrał się stosunkowo młody reżyser, Len Wiseman (Underworld), który jak widać dość sumiennie odrobił pracę domową, żeby wskoczyć w papcie McTiernana (Harlina i jego abominacji, Die Hard 2 nie uznaję i wypieram). Film kontynuuje też trend eskalacji w serii DH: od pojedynczego biurowca, poprzez międzynarodowe lotnisko, przez całe miasto aż do teraz, gdzie akcja obejmuje całe wschodnie wybrzeże USA. Nasz bohater wraz ze swoim śmiesznym pomocnikiem gonią bowiem za akcją różnymi środkami lokomocji pomiędzy kilkoma miastami.

Knockin’ on TIR’s door

Wydaje się jednak, że Wiseman zabrał się za film o parę lat za późno. Po pierwsze sama tematyka cyber-terroryzmu jest już mocno passe i od czasów Supermana III widzowie w kinach już nie mdleją na widok hackerskich wyczynów. Po drugie, wbrew pozorom, pan Willis ostatnio grający starych gliniarzy (16 Blocks) faktycznie jest nieco stary i akrobacje w jego wykonaniu ogląda się już trochę nieswojo. Zawsze wydawało mi się, że Willis najlepiej ze wszystkich herosów kina akcji lat ’80 znosi podeszły wiek (głównie dzięki łysinie) – jednak tu okazuje się, że nie do końca…

Jak wiadomo, w obecnych czasach każdy stary bohater musi mieć młodego kolegę, z którym będzie się identyfikować docelowy widz (przypominam, że DH4 jako pierwszy film z cyklu zaliczył upadek dostając nastoletni certyfikat wiekowy PG-13 zamiast R dla dorosłych). Głównym zatem zadaniem śmiesznego pomocnika McClane’a – hackera, jest dostarczanie kontrastów pomiędzy topornymi metodami starego ramola, a finezją współczesnych czasów i nowych niebezpieczeństw, z jakim mają się zmierzyć. Jedną z tez filmu jest zresztą ładna konfrontacja starego, tradycjonalistycznego gliniarza walącego po ryju z fircykowatymi cyber-terrorystami – z której wynika, że możesz shackować cały świat, ale plomby w swój ryj komputerem nie zatrzymasz.

A propos certyfikatu PG-13: trzeba przyznać, że film jest zrobiony pod tym względem zaskakująco odważnie. Inaczej niż w wyklętym przez fandom AVP, tu mamy całkiem przyzwoite strzelaniny z licznymi trupami, całkiem brutalne okaleczenia itp., tylko niestety brzydkich wyrazów brak. Co ciekawe, film został przerobiony na PG-13 dopiero na etapie montażowym, co było chyba nie lada sztuką i sugeruje, że może na DVD ukaże się ta lepsza wersja – z krwią, cyckami i bluzgami.

Ja pierdylę, ale nerd!

No a teraz ciekawostka: Bez wątpienia największą zaletą filmu, przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest apoteoza nerdyzmu. Ponieważ grupą zawodową wokół której kręci się większość akcji są hackerzy, mamy okazję dobrze poznać ich stereotypowe przedstawienie. Od zastawionego pamprami Spawna, Wolverine’a i Terminatora mieszkania głównego pomocnika, aż do piwnicy w domu rodziców, w której mieszka król nerdów Kevin Smith (tak, ten od Clerksów). Oprócz stosu komputerów, konsol i plazmy z Gears of War, znajdziemy tam graffiti szturmowca na ścianie, standa Boby Fetta, ryj z Planety Małp i 100 innych, mniej widocznych nerdoprzejawów. Smith jest w ogóle gwiazdą filmu i tylko dla zobaczenia jego i jego nerd piwnicy warto pójść do kina. Dodam tylko, że kultowość nerd-motywu pasuje do reszty filmu jak pięść do nosa.

A jak wypada DH4 na tle pozostałych filmów serii? DH1 jako protoplasta cyklu i całego gatunku filmów „ja sam, ich pełno” oczywiście powinien być traktowany jako absolut, ale – powiedzmy sobie szczerze – dziś trudno jest go zmęczyć w całości. Pamiętajmy, że na koniec kolejki przesuwamy automatycznie DH2, który był takim stekiem kretynizmów i nielogiczności scenariusza, że nie dało się go oglądać nawet jako odmóżdżonego filmu akcji na wideo. Paradoksalnie na pierwszym miejscu serii postawiłbym zatem łamiącą wcześniejsze konwencje DH3, w przypadku której termin „odświeżenie serii” był adekwatny jak mało gdzie. No i niestety wciągalność akcyjki w DH4 jest znacznie mniejsze niż w trójce – tam mieliśmy fajny quest głównych bohaterów, skomplikowany plan terrorystów i dobre zwroty akcji. W DH4 zamiast tego mamy po prostu wieloetapowy plan terrorystów i kompletny overkill jeśli chodzi o akcję – coraz spektakularniejsze stunty i walki na coraz większych pojazdach, ale niestety ilość nie przechodzi w jakość. Dobrze przynajmniej, że dziury logiczne nie walą tak mocno po gałach jak w DH2, tym niemniej są – wybiórcze działanie telefonów pomimo wyłączenia sieci przez złych, niewyjaśniony paraliż samochodowy w miastach, obsesja McClane’a żeby wszystkie porachunki załatwiać w pojedynkę. Nie chcę spoilerować, ale finał filmu też mocno odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas Szklane Pułapki (na marginesie, młodsi widzowie pewnie dziś w kinie zachodzą w głowę, jaką pułapkę autor miał na myśli)… Fajne za to jest nawiązanie do jedynki w postaci agenta Johnsona – aczkolwiek filmowiec nigdy nie odpowiada jednoznacznie na pytanie, czy jest to syn jednego z poprzednich Johnsonów…

Ciężkie życie po Star Treku

A jeśli już o postaciach mowa: Jak w każdym Die Hardzie, tu również mamy barwną ekipę złych, którzy równie dobrze się laczkują jak i piszą na komputerze: elegancik Mistrz Hackerów, przystojna Azjatka, francuski parkourowiec i brodaty hacker paker. Nieco bardziej przygnębiające wrażenie, jak już wspomniałem, robi sam główny bohater. Generalnie wydaje się, że McClane z DH4 to raczej staruszek z wzmiankowanego 16 Blocks czy żenada-men z Kodu Merkury… Niestety wiek wycisnął już tę fajną iskierkę naturalnego dowcipu z Willisa i jego widok na ekranie raczej usypia niż ożywia scenę. Nie wspomnę o całym motywie rodziny McClane, który jest tu tak prostacki, że już w Detektywach są lepsze – układ Willisa z córką przepisany jest chyba ze wstępu do podręcznika banału, a o jego synu w ogóle nic nie powiem (podobnie jak film).

Wizualnie DH4 jest zrobiony hmmm… nowocześnie. Reżyser bardzo osobliwie operuje paletą kolorów, która zmienia się w trakcie filmu od underworldowskiego stalowego błękitu, przez ciepłą czerwień aż do bruckheimerowskiego pomarańczu. Niestety autor tego tekstu nie do końca jest w stanie określić, co tak naprawdę oznaczają poszczególne kolory – może przemieszczanie się akcji z miejsca na miejsce? Co ciekawe, w filmie zastosowano kilka szalenie prymitywnych momentów day-for-night, które wyszły co najmniej mega słabo i może lepiej było je zostawić w wersji dziennej. Super udały się natomiast zdjęcia lotnicze (i lotniczo-komputerowe, np. sekwencja „wypadek na każdym rogu”), a także skręcenie strzelanin i walenia się po ryjach. Zdjęcia i montaż są bardzo klarowne i nawet w momentach najostrzejszej akcyjki widz nie traci orientacji. Zwłaszcza zwraca uwagę filmowanie modnego ostatnio w kinie free-runningu, gdzie podobnie jak w Casino Royale czy Bourne Ultimatum kamera zasuwa w ślad za parkourowcem.

Jedną z najbardziej zauważalnych słabości Pułapki 4 jest muza. O ile w DH1 czy DH3 właśnie muza była jednym z głównych zapamiętanych elementów filmu, tutaj musielibyście się mocno wysilić by przypomnieć sobie jakikolwiek motyw muzyczny. Marco Beltrami n-ty raz udowadnia, że nie jest w stanie godnie kontynuować muzy swoich poprzedników.

Tak więc ostatecznie Die Hard 4.0 to po prostu dobry film akcji, ale nie do końca godzien swojego tytułu. Oczywiście bez wątpienia jest to znacznie lepsza jakość niż ostatnie podrygi aktorskie Willisa, ale też jest dobrym dowodem na to, że nie zawsze transplantacja założeń sprzed 20 lat na warunki współczesne przynosi dobre efekty. DVD – tak, kino – niekoniecznie.

Ocena (1-5):
Klimat Die Hard: 3
Sponiewieranie McClane’a: 5
Nerding: 5
Fajność: 4

Cytat:
– So you’re a fan of the Fett?
– No, I was always a fan of Star Wars

Ciekawostka przyrodnicza: U nas w USA film nosi tytuł Live Free Or Die Hard (Żyj wolno albo szklana pułapka). Na kraje europejskie z jakiegoś powodu zmieniono tytuł na Die Hard 4.0 (zapewne dlatego, że nie każdy Europejczyk poznaje w szkole motta poszczególnych stanów USA).

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

5 Komentarze(y) na Die Hard 4.0/Szklana pułapka 4.0

  1. dodałbym jeszcze:

    – najgłupsza ze wszystkich Szklanych Pułapek (w sumie mozna polemizować czy Die 2 jest durniejszy, ja bym dał mocny remis bez wskazania na zwycięzce)
    – mit hackera nie zmienił się w Hollywood od lat, stukanie w klawisze, kolejne okienka, cyferki i fajna awatarki, litości
    – jednak PG 13… w filmie krwawi tylko John McClane
    – główny zły śmiechu wart
    – żadnych fajnych postaci drugoplanowych (prócz Warlocka)

    ale trudno żle pisać o filmie gdzie akcyjka startuje w 25 sekundzie, jest podziemna kwatera nerdów a publika o dziwo klaszcze jak McClane rozpizdrza kolejny sprzęt

  2. DVD – tak, kino – niekoniecznie.

    I wlasnie z tym zdaniem nie moge sie tu kompletnie zgodzic. ten film dla samej jego widowiskowosci nalezy zobaczyc w kinie.

  3. fajna recka
    Reck manie- jakieś momenty w tym filmie są?czy np jakiś nerd całuje ekran z Chewbacą?

  4. w ramach kina letniego obejrzałem. Baja na maxa, zwłaszcza sceny w windzie, ale fajna jako oldskulowa śmiechawka. Polskie tłumaczenie fajowe, zwłaszcza wszystkie obelgi wobec hackerów, sprowadzone do "koniobijców". Drogie dziatki- taka jest kwintesencja obcowania z siecią!

  5. kurde, a ja dostałem to co chciałem, czyli kolejne Die Hard. A jedynkę nadal da się oglądać w całości 🙂

Dodaj komentarz