Jak doskonale orientuje się każdy snob filmowy, polska prasa filmowa to chłam. „Film” stał się aczytalnym komiksowym egzaltyzmem po zmianie wydawcy ok. roku 1997. Poziom trzyma „Kino”, ale to zbyt wysublimowany periodyk jak na rześkie umysły popkulturowych snobów.
Niewątpliwą gwiazdą na polskim firmamencie prasy filmowej był jednak bez wątpienia miesięcznik „Cinema”. Ciężko w ogóle było zaliczyć to coś do prasy – był to raczej album z fotosami z filmów, okraszonych w większości „celnymi” tekstami przetłumaczonymi prosto z niemieckiego oryginału. Recki filmów miały mniej więcej po 5 zdań, a sporą część objętości magazynu zajmowały różne zestawienia, zapowiedzi i niezwykle interesujące ploteczki z życia holiłudu.
Pół biedy, póki „Cinema” obracała się w swoim codziennym sosie trzepania banalnych recek. Gorzej działo się, gdy próbowała zrobić coś ekstra. Z uwagi na to, że akurat hucznie obchodziliśmy 30. rocznicę Gwiezdnych wojen, uznałem za stosowne dać dziś buractwo około-starwarsowe.
Rok 1997 był przełomowy dla każdego fana Star Wars – klasyczna (bo nie było jeszcze żadnej innej) trylogia ponownie w kinach, debata na temat Special Edition – jednym słowem renesans. „Cinema” postanowiła uczcić to na swój sposób poświęcając 20 stron czerwcowego numeru wyłącznie na Gwiezdne wojny:
Przypomnę tylko, że w onych czasach necik nie był tak rozpowszechniony jak dziś i znajdowało się w nim zgoła mniej wszystkiego. Ludność nabywała zatem to pisemko, w nadziei że będzie to jakieś dodatkowe źródło zdjęć i informacji o sadze
SW. Otwierając numer na tychże specjalnych stronach, mieliśmy się jednak wkrótce przekonać, że słowo „specjalny” dla redakcji „Cinemy” znaczy coś naprawdę szczególnego…
|
| Już na pierwszej stronie gwiezdnowojennej uderza nas nowatorskie podejście do systemu władzy w Imperium. |
Łudząc się, że być może Książę Ciemności i najbardziej uczciwy wojownik byli wyłącznie wpadkami edytorskimi, przechodzimy do streszczenia filmów:
I oczom naszym ukazują się następujące wspaniałości…
|
| Tutaj redaktor popisuje się znastwem Sagi, uznając że Stacja Kosmiczna to najwyraźniej nazwa własna Gwiazdy Śmierci. |
|
| Szybka wycieczka do miasta Bespin, zapewne na planecie Cloud City… |
Nie bacząc na te drobiazgi, przechodzimy do skrótowego leksykonu Star Wars. Oczywiście, redakcja „Cinemy” nie uznała za stosowne ułożyć go alfabetycznie wg polskich wersji haseł. Zresztą już pierwsze jest nieco mało standardowe:
|
| Faktycznie, Ackbara można nazwać sympatykiem Rebeliantów, czemu nie. Podobno robił to już Lenin, sympatyk Bolszewików. |
A potem już z górki:
|
| Odległe, fakt. Jak również do Gwiezdnych wojen i gramatyki. |
|
| Tu mamy doskonały przykład niemieckiego humoru, który towarzyszy nam przez większość tekstu… |
|
| Nowe, ciekawe fakty z życia Boby Fetta. |
|
| I nie mniej interesujące fakty administracyjno-astronomiczne. |
|
|
Niestety w tym Universum dla czytelnika nie ma nadziei przed ciemną redakcją. |
|
|
„Hej, napiszcie jakiś startrekowy bełkot, kto się skapnie”. |
|
|
A teraz coś z całkiem innej beczki. |
|
|
Statek tak stary, że aż nie ma o nim nic w filmie. |
|
|
Z „Cinemą” odkryj nowe (polityczne) ludy w Universum Star Wars. |
|
|
Po tylu latach życia wreszcie poznałem definicję potwora. |
|
|
Drugi pilot w X-Wingu siedzi na głowie R2, co pozwala mu obserwować budowę myśliwców w innych galaktykach Star Wars. |
A teraz, droga wycieczki, przechodzimy do słownika obrazkowego, pokazującego różnych państwa i pojazdy z filmów.
|
|
Ruchoma stacja kosmiczna – nic dodać, nic ująć. |
|
|
Szybkolot. Konstruktor: Prof. T. Alent. |
|
|
Kosmiczna fregata, w wolnych chwilach – krążownik. |
|
|
Słyszałem, że szczególnie dobrze walczy w przedpokoju. |
|
|
A teraz coś w sprawie planet: A jednak City w chmurach! |
I słowa uznania dla notujących wywiady reporterów Cinemy:
|
|
Misie Evoli i taki robot to kwintesencja SW! |
|
|
RPG Star Wars na komputerze 6 lat przed KOTORem – to są goście! Bo przecież niemożliwe, żeby dziennikarz „Cinemy” nie słyszał o innych RPG niż komputerowe… |
|
|
I na koniec „Cinema” dowodzi, że najlepszym źródłem rzetelnej informacji są fora internetowe. |
|
|
„Cinema” żegna fanów SW dobrym słowem. Jasne, chłopaki! Nawet ktoś, kto był absolutnym guru SW, dowiedział się dzięki Wam czegoś nowego o Sadze. Z niecierpliwością czekamy na kolejne rewelacje. |
Oszczędziłem Wam paru lżejszych przypadków z tego tekstu, ale praktycznie każde jego zdanie woła o pomstę do Vadera.
Cóż można powiedzieć. Po pierwsze, chyba redakcja tego rozkosznego, mieniącego się specjalistycznym, periodyku nie zauważyła, że nawet w 1997 dawno minęły już czasy, gdy ludzie mdleli na widok bezczelnych kalek z wydań zagranicznych. Po drugie, że dosłowne tłumaczenie z języka niemieckiego, wraz z zachowaniem tamtejszego „humoru” jeszcze żadnemu tekstowi nie wyszło na dobre.
Genialne jest to, jakim cudem metodą głuchego telefonu oficjalne informacje Lucasfilmu zamieniły się w taki bełkot. Świadczy to też doskonale o tym, że dla redakcji „Cinemy” Gwiezdne wojny to bzdurka, przy której nie trzeba się specjalnie wysilać – walniemy parę stron napisanego na kolanie tekstu, duże obrazki i dzieci się będą cieszyć. Cudowny przykład szacunku dla czytelnika.
Cieszę się, że „Cinema” padła i z radością tańczę na jej grobie.
Komenty FB
komentarzy
Szkoda, że już nie wychodzi. Z chęcią bym kupił w celach rozrywkowych. I dzięki za przypomnienie tego tekstu, po latach jest nadal równie zabawny.
Co do przekładu, to przypomnę Woltera: " Przekład jest jak kobieta, kiedy jest piękna to niewierna, kiedy jest wierna to na pewno nie jest piękna". Dziękuje. A u nas w Parku Kasprowicza z okazji dnia dziecka , fioletowy gej z czerwona torebka łaził pod rękę z Kubusiem Puchatkiem i Tygryskiem i zabawiał dzieci. Wiem, to nie ma nic wspólnego z SW. Jestem po prostu zbulwersowany. Dobry artykuł.
Jeszcze tego nie czytałem, robi wrażenie. Jakby tak nagrali na tej podstawie komedię… ale dość już genialnych superprodukcji.
O w mordę…
jeach