Hollow Man/Człowiek widmo
Tytuł: Hollow Man/Człowiek widmo
Produkcja: USA, 2000
Gatunek: Komedia
Dyrekcja: Paul Verhoeven
Za udział wzięli: Elisabeth Shue, Kevin Bacon
O co chodzi: Geniusz wymyśla sposób na uzyskanie niewidzialności, robi się niewidzialny, nie może powrócić z powrotem do widzialności, odbija mu szajba.
Jakie to jest: Hohoho, nareszcie kolejny film Paula Verhoevena, specjalisty od krwawego SF i thrillera (Flesh and Blood, RoboCop, Total Recall, Basic Instinct, Starship Troopers), podobnie jak niektórzy poprzednicy mocno napakowany efektami. Niestety film nie dorównuje jakością innym produkcjom tegoż autora, niemniej ma sporo smaczków, tak dla fana jak i dla widza z przypadku. Po pierwsze film jest totalną autoparodią (Starship Troopers, anyone?), posuniętą do tego stopnia, że nawet nie stara się wyjaśnić swojej kulawej kocepcji niewidzialności w zastrzyku (która nie da się wyjaśnić, gdyż nie przeżyłaby żadnej obrony, jednak jest bardzo ładna wizualnie). Poza tym fabuła jest napchana różnymi humorystycznymi akcentami – od powiedzianych wprost kawałów przez humor sytuacyjny do aluzji. Co nieco czerpie się z dobrych wzorców – nieśmiertelny cytat z Nietzschego „Co cię nie zabije, uczyni cie silniejszym”, który pojawia się obecnie chyba w co drugim filmie, a także jakże oklepana koncepcja „kilka różnych osób-znanych widzowi z nazwiska-walczy w zamknietym otoczeniu-z potworem, którego nie można wykryć”, no ale jak wiadomo, amerykańskie kino SF zapożyczeniami stoi.
Efekty specjalne są w filmie faktycznie oszałamiające, zwłaszcza dla kogoś kto ma jakieś pojęcie o ich produkcji. Nie są może tak spektakularne jak w The Phantom Menace czy, pożal się Boże, Matrixie, ale stopień ich technicznego wysublimowania jest ogromny (kąpiel niewidzialnego gościa w basenie i walka w wodzie, twarz z dymu, czy sam proces uzyskiwania niewidzialności).
Dzieło to oczywiście nie jest doskonałe. Jednym słowem mozna okreslić ten film jako „głupi”, jednak widz będzie się na nim dobrze bawił, o ile tylko ma na tyle rozumu by zachowac stosowny dystans. Postacie są ze wszechmiar jednowymiarowe (ale ładny związek frazeologiczny :)), z wyjątkiem może pani Shue, której postać zdradza jakieś objawy wysiłku scenarzysty włożonego w jej zbudowanie (i która popisuje się zdecydowanie najlepszą aktorsko rolą). Reszta postaci ma tylko nazwisko i można je w pełni opisać jednym przymiotnikiem. Dopatrywanie się jakichkolwiek głebszych treści jest tu wysiłkiem z góry skazanym na porażkę – fajny filmik akcji i that’s all.
Poprzez osadzenie niemal całości akcji w jednym otoczeniu film sprawia nieco wrażenie niskobudżetowości a la serialowy Star Trek (powtarzające sie pomieszczenia i korytarze), choć scenografia jest dość fajna (znowu Starhip Troopers). Widać, że reżyser nie w pełni był w stanie zrealizować się na podstawie samego scenariusza i właściwie na siłę wepchnął w akcję elementy, w których jest nalepszy (krwawą przemoc i erotykę – ojej, to co najgorsze obecnie w mediach!). Także ostatnie dwadzieścia minut filmu jest stekiem absurdów, jednak ludzie wychowani na filmach Jamesa Camerona przyjmą to, myślę, ze stoickim spokojem (tzn. film nie może sie prosto kończyć – potrzebne są dwie lub trzy sceny finałowe).
Ogólnie polecam ten filmik fanom SF i zwykłym ludziom lubiącym mocną rozrywkę – będziecie się dobrze bawić.
Ocena (1-5):
Autoparodiowanie: 4
Senowność koncepcji niewidzialności: 0
Efekty: 5
Fajność: 3
Ciekawostka przyrodnicza: Urodziwa sąsiadka przez ulicę, na którą ma ochotę nasz walnięty bohater, jest idealnym sobowtórem komputerowej Lary Croft. Jest tak podobna do renderowanej postaci z Tomb Raidera, że gdyby była trochę bardziej znana (w tej chwili nawet nie pamiętam jej nazwiska) idealnie nadałaby się do tej roli w filmowej wersji gierki (zwłaszcza, że podobna jest nie tylko z twarzy :)).
Written by: Młody Commander John J. Adams
Uwaga: Recka zabytkowa, data pierwszej publikacji: 24.09.2000
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.