X-Men

Tytuł: X-Men
Produkcja: USA, 2000
Gatunek: SF
Dyrekcja: Bryan Singer
Za udział wzięli: Patrick Stewart, Hugh Jackman, Ian McKellen
O co chodzi: Dobrzy mutanci walczą ze złymi mutantami.

Jakie to jest: Film na podstawie komiksu. To sfromułowanie z reguły wystarcza by odstraszyć od kina zarówno fanów danego komiksu jak i zwykłych ludzi. Do dziś powiewają grozą takie tytuły jak The Punisher czy Spawn, nie wspominając już o ostatnich odcinkach Batmana czy telewizyjnym Spider-Manie. Naprawdę mało jest twórców, którzy w sensowny sposób potrafią przenieść na ekran treść komiksu. Jako tako wypada tu jeszcze Superman czy burtonowskie Batmany (na które fani komiksu kręcili początkowo mocno nosem, jednak po premierze dwóch kolejnych zostały one uznane za arcydzieła).

No i w końcu ktoś zabrał się za zrobienie X-Menów. Koncepcja ta krążyła w Hollywood co najmniej od lat siedemdziesiątych, ale (co pewnie i lepiej) dopiero teraz zabrano się za nią na serio. Komiks uważany powszechnie za niefilmowalny, odstraszał też producentów – kilkakrotnie po rozpoczęciu zdjęć zawieszano realizację, zmieniano aktorów i scenariusz. Niemal cudem powstał z tego gotowy film – i to bardzo, bardzo dobry.

Od razu pragnę zaznaczyć, że nie jestem znawcą komiksu – ledwie widziałem kilka odcinków i raczej nie moge wypowiadać się o zgodności filmu z komiksowym kanonem. Powiem tylko, że jako film X-Men sprawdza się idealnie – łącząc akcję z atmosferą rodem z pierwszych Batmanów. Dodatkowo film zachowuje się jak dojrzałe SF (oczywiście w granicach filmu dla szerokiej publiczności) – podejmując na poważnie dyskusję na nieistniejące tematy. To właśnie decyduje o jego jakości, a nie (świetne zresztą) sceny akcji, które w większości zostały przedstawione szczegółowo w trailerach. Świetny (i rzadko spotykany) jest brak autoparodystycznego podejścia (jak w Batmanie Schumachera czy Spawnie) w stylu „wiemy że to film na podstawie komiksu i jest do bani, więc sami się z niego naśmiewamy”. Należy tu tez dodać, że film jest (co ostatnio modne) zrozumiały dla kompletnych laików – choć w nie tak dennie łopatologiczny sposób jak X-Files: Fight the Future (ale zapewne nie-fanom i tak ucieka cała masa smaczków i aluzji).

Przy produkcji obawiano sie (i słusznie) reakcji hardcore’owych fanów komiksu. Na konwentach konsultowano z nimi założenia scenariusza i obsadę (np. Patrick Stewart jako Professor X został wybrany przez fanów), prowadzono też poważną kampanię usprawiedliwiającą zmianę kostiumów i wyglądu mutantów (ucz się, Lucas!). Przytomnie na głównego bohatera wybrano Wolverine’a, który jest chyba najbardziej znaną postacią z komiksu, a przy tym najbardziej popularną,. Z tego co zdążyłem się zorientować, jest on przedstawiony nawet zgodnie ze swoim komiksowym pierwowzorem (może oprócz postury – tnhx to Horror for the remark!). Ogólnie obsada jest dobrana bardzo dobrze, z w miarę znanymi aktorami i weteranami fantastyki (obecnymi i przyszłymi) w roli głównych przeciwników (Professor X = kpt. Piccard, Magneto = Gandalf).

Może już zauważyliście, że film mi się podobał, nie pozostałem jednak ślepy na jego słabości. Po pierwsze – budżet. Dzięki cwanemu montażowi udało się uniknąć pokazywania za wiele z siedziby Magneto, a także samej bazy X-Menów. Wiadomą jest rzeczą, że wskutek cięć budżetu ze scenariusza wyleciało parę postaci (m.in. Nightcrawler). Sporo wątków jest też potraktowane dość skrótowo. Wygląda na to, że film został zaplanowany głównie jako odskocznia dla sequeli. Inny zarzut, to fakt, że postaci są raczej jednowymiarowe. Faktycznie sporo wysiłku włożono w ich rozwój, ale o ile znam Marvela, daleko im do komiksowych odpowiedników. Może to i lepiej dla filmu, że tak jest, ale zawsze to jakiś niedosyt. Po trzecie film sprawia wrażenie mocno pociętego – sporo rzeczy jest kompletnie zawieszonych w próżni (np. powód animozji Cyclopsa i Wolverine’a, cała postać Jean Grey). Może to kwestia przycinania filmu do wymaganej długości, a może budżetu. Czasem akcja przebiega dość niepłynnie, występują mocne cięcia i przeskoki – widać, że brakuje pewnych scenek.

Odrębna sprawa to tłumaczenie filmu na j. polski. Biada ludziom nie znającym angielskiego – starcicie ok. 1/3 fabuły. Tłumaczone są tylko rzeczy absolutnie istotne dla akcji, żarty językowe są kompletnie olane.

Na koniec powiem krótko – idźcie na ten film! Czekajcie na sequele! (miejmy nadzieję, że tego samego reżysera)! Czekajcie na kolejne dobre filmy komiksowe (obecnie chyba największe szanse mają Sandman i Green Lantern). Won do kina!

Ocena (1-5):
Zdjęcia i montaż: 5
Walki: 4
Wysokobudżetowość: 1
Efekty: 3
Fajność: 5

Ciekawostka przyrodnicza: Film był początkowo planowany jako superwysokobudżetowa produkcja, ze spektakularnymi pokazami mocy superbohaterów i superobsadą (np. Arnold Schwarzenneger – niespecjalnie mu zaszkodziła rola Mr. Freeze). W końcu wyszedł z tego film bardziej kameralny, co mu chyba tylko wyszło na dobre, gdyż zamiast fabuły o kopaniu po ryju i paleniu laserem mamy coś o ludziach, co może nie jest przesadnie ambitne samo w sobie (bardziej niż komiks!), ale stanowi zdrową i niespodziewaną odmianę.

Written by: Młody Commander John J. Adams

Uwaga: Recka zabytkowa, data pierwszej publikacji: 22.10.2000

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

1 Komentarz na X-Men

  1. Przykład na to, ze czasem brak mega budżetu może wyjść filmowi na dobre. Temat groził katastrofą, ale udało się jej uniknąć. W filmie, co nie zdaża się często w kinie od lat 90-tych począwszy, reżyser poświęcił czas wielu postaciom, przez co nie stanowią jedynie żywej dekoracji, której jedynym celem umieszczenia w filmie jest fakt, że bohater z kimś musi rozmawiać, a z "X" już rozmawiał. 😉
    Tak więc film rozrywkowy i o czymś. warto obejżeć 🙂

Dodaj komentarz