Dokładnie, jak dla mnie CGI najlepiej wypadało, gdy chodzi o jakieś konkretne sceny które mają być tymi pamiętanymi z seansu (w zamyśle reżysera).
Teraz komputerowe efekty są zwyczajnie przefajnowane, częściej chodzi o widowiskowość niż o realizm (nie mam tu na mysli [i]300[/i] czy [i]Scotta Pilgrima[/i], tylko np. plastikowe F/X w [i]2012[/i] Emmericha).
Wg mnie z tradycyjnymi efektami można przefajnować w taki sam sposób, jak z komputerowymi, grunt to znać umiar i mieć scenariusz ;).