Captain America: The First Avenger

Tytuł: Captain America: The First Avenger
Produkcja: USA, 2011
Gatunek: Marvel
Dyrekcja: Joe Johnston
Za udział wzięli: Van Pelt z Mentalista, Samuel L. Jackson, Stan Lee, Chris Evans, Tommy Lee Jones, Elrond, Anna Boleyn, Fletcher z Raportu Mniejszości, Adam Małysz
O co chodzi: Dobre suple i nie ma opier***ania sie!

Hero Entrance

Jakie to jest: Jeżeli po Parku Jurajskim III i Rocketeerze ktoś miał jeszcze jakieś wąty co do zdolności reżyserskich Joe Johnstona niestety teraz będzie musiał to ładnie odszczekać. W długiej paradzie marvelowskich filmów ostatnich lat Kapitan Ameryka wybija się na top, zaraz obok Iron Mana.

Nie tylko samego Johnstona to zasługa – po pierwsze mamy tu świetny scenariusz z dobrymi dialogami i masą one-linerów, w starym dobrym stylu. Oczywiście nie jest to żadna oscarowa fabuła, ale konstrukcja, postacie i przygody Kapitana naprawdę przykuwają jak w mało którym filmie. Jest to o tyle ciekawe, że pan Chris Evans jakoś sam z siebie nie tryska charyzmą, ale mając tak dobry materiał i reżysera faktycznie wymiótł na ekranie. Żeby było jeszcze zabawniej, scenariusz jest z pełną samoświadomością komiksowy aż do przesady – dialogi są mega sztampowe na fajny sposób, a każda postać ma ustawione pokrętło wyrazistości o pół obrotu w górę. Dodatkowo mamy motywy typu „super baza ukryta pod antykwariatem, gdzie każdy z setek naukowców i strażników najwyraźniej wchodzi co rano tajemnym przejściem w środku miasta posługując się najbanalniejszych hasłem w dziejach”, czy oczywiście komiksowe stunty samego Kapitana.

Park linowy w Karpaczu

Drugi, nie mniej ważny, filar filmu to design typu „tajne bronie Hitlera na sterydach”. Nurt ten ma zapewne fachową nazwę typu „jakiś odłam dieselpunka” – nie wiem, grunt że na ekranie widzimy czołgi wielkości kamienicy, cyber-nazioli, ich odrzutowe motocykle, gigantyczne bazy wykute w górach, bombowce, wewnątrz których można by jeździć samochodem no właśnie i 10-metrową nazi limuzynę. Nie jestem specjalnym znawcą WW2, ale oglądam Discovery, więc widzę, że część tych designów jest wzorowana na autentycznych wynalazkach typu „Amerikabomber” braci Horten czy pancerny Merc Adolfa. Dawno (o ile w ogóle) nie widziałem czegoś takiego w kinie (może ostatnio otarł się o to Hellboy, czy pierwsza wersja scenariusza Poszukiwaczy zaginionej Arki), więc sami rozumiecie, że jest się czym ekscytować.

Panie pilocie, nazi w samolocie!

Wracając do fabuły, wszystkie te wspaniałości to zasługa nazi organizacji Hydra, na czele której stoi, jak wiadomo, Red Skull. Na potrzeby działalności Red Skull zabezpiecza znaną nam już z Thora Cosmic Cube, którą zasila swoje kontrapcje. Jak nietrudno się domyśleć, Hugo Weaving dobrze wypada jako naziol, chociaż wypracował sobie tu jakąś dziwną metodę aktorską polegającą na połączeniu manier Agenta Smitha z akcentem Arnolda. Tym niemniej Red Skull jest niezły, rozdaje zabawne teksty i robi śmieszne miny likwidując enemy (czad scena liczenia rozmówców stojących z nim w pokoju), więc złego mamy ładnie odhaczonego.

Druga strona wystawia Stevena Rogersa, czyli Kapitana Amerykę, który z komputerowo skarlałego konusa staje pakerem rozstawiającym hydrowców po kątach, a głównie po cmentarzach. Jak zwykle w filmach superbohaterskich, mamy scenkę typu „bohater demonstruje swoje nowo nabyte moce jeszcze bez kostiumu”, a potem w ramach propagandy Kapitan trafia na cykl kabaretowych występów promujących obligacje wojenne i zaciąg. Przyznam, że obawiałem się mocno przedstawienia tej wiochy, ale świetny montaż i fajna piosenka (mocno przebijająca pamparampam z wiadomego filmu) robią z tego wątku jeden z lepszych momentów filmu. W końcu jednak powody osobiste powodują, że Kapitan rusza na prawdziwą wojenną akcję i potem jest już z górki.

Tu rządzi, tu rządzi

Jak wiadomo, Kapitan jest jedyny w swoim rodzaju, gdyż Hydra niszczy amerykański eksperyment i superbohaterskie serum – niestety ku rozpaczy fanów Alberta Pyuna nie mamy tu powtórki genialnej sceny „Heil Hitler” z poprzedniej ekranizacji KA. Tym niemniej nasz Steven nie działa sam dobierając sobie oddział spełniający wszelkie wymogi parytetów rasowych i narodowościowych. Warto dodać, że znany z fotosów gość w meloniku to znany chyba wszystkim Neal McDonough, który chyba albo utył, albo go mocno ucharakteryzowali.

Kolejną świetną postacią jest Howard Stark, którego kreacja mocno idzie w ślady filmowych występów syna. Stark pełni funkcję Q dostarczającego sprzęt Kapitanowi i tworzącego wynalazki jako przeciwwagę dla nowinek technicznych Hydry. W tym momencie warto zaznaczyć, że w Rocketeerze Joe Johnstona pojawił się już Howard Hughes, można więc powiedzieć, że historia zatoczyła koło.

Mógłby reklamować PS Move

Mamy też pannę-agentkę, która z wzajemnością leci na Kapitana – ale niestety na tle innych znakomitych postaci wypada ona co najwyżej dobrze, co nie oznacza, że nie jest ważna dla fabuły. Także Tommy Lee Jones jako pułkownik – szef Ameryki wypada super, mimo komiksowej płaskości swojej postaci. Tak więc jest to ogólna cecha dla filmu, który pozwala płaskim postaciom zabłysnąć na ekranie.

Film ma ładną strukturę „godzina spokoju – godzina napchania akcją do granic możliwości” i miło, że jest sporo spektakularnych scenek, których nie sprzedano w trailerach. Kapitan jeździ, skacze, strzela, dotkliwie pobija, rzuca tarczą i w ogóle robi to, czego oczekuje od niego widz. Spora część akcji przedstawiona jest w formie tzw. montage, co początkowo możemy odebrać jako pójście na skróty – ale nic nie szkodzi, bo rzetelnie przedstawionych fikołków też dalej nie brakuje. Dobre słowo wyjątkowo powiem o 3D – nie to, że cokolwiek daje filmowi, ale przynajmniej aż tak bardzo nie przeszkadza. Akcja nie ma może rozmachu Transformers, ale to tylko wychodzi filmowi na dobre – i bynajmniej nie oznacza, że z ekranu wali taniochą. Pieniądze zostały dobrze wydane i cieszy oko duża ilość praktycznych F/Xów. Punkty dodaję niniejszym również za akcję na/w pociągu, co jak wiadomo zawsze jest dużą atrakcją. Ponieważ film jest ewidentnie fantastyczny i przedstawia historię alternatywną, nie będę się już czepiał dość luźnego podejścia do chronologii wydarzeń historycznych zaprezentowanych na ekranie.

Jazda na Hindusa

Na koniec wrócę do designu i retro-klimatu filmu, nad którym nie mogę wyjść z zachwytu. Jest to naprawdę mega zaleta i aż serce się kraje, że w ewentualnych sequelach Kapitana już tego nie zobaczymy. Albowiem jedyne, co mogę zarzucić filmowi to cały wątek przeniesienia Kapitana w nasze czasy. W ten sposób cała akcja w WW2-erze wydaje się być złem koniecznym podjętym przez producentów tylko po to, by bohatera jak najszybciej dołączyć do Avengersów. Czyli nie zobaczymy już fajnych nazi-przygód Kapitana, a co najwyżej może on być jedną z drugoplanowych postaci w zbiorczych właśnie Avengersach, którzy – moim zdaniem – jedyne co zrobią, to krzywdę wszystkim fajnym postaciom, które do nich wepchnięto.

Nawiązanie do Star Treka

Mimo pośpiesznych okoliczności, w jakich wstawiono Johnstona na reżysera, film sprawia wrażenie mega dopracowanego pod każdym względem – postaci, fabuły i dialogów. Znalazło się nawet miejsce na dwa nawiązania do Poszukiwaczy zaginionej Arki, oprócz muzy, która też nawiązuje dość mocno do tradycji Kina Nowej Przygody (Silvestri postanowił się trochę zabawić w Williamsa). Nie ukrywam, że spodziewałem się filmu dobrego, ale nie aż tak. Pod wieloma względami Kapitan Ameryka bardziej nawiązał do kina naszego dzieciństwa niż Super 8 – i za to salutuję ja jemu.

Ocena (1-5):
Design:
5
Hailowanie oburącz: 5
Star-spangled Man: 5
Fajność: 5

Cytat: You know Fritz, one of these days I’m gonna have a stick of my own.

Ciekawostka przyrodnicza: Z mapy w centrali Hydry jasno wynika, że inne bazy tej organizacji mieściły się m.in. w Szczecinie i Poznaniu.

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

14 Komentarze(y) na Captain America: The First Avenger

  1. Dobra recka, dobrego filmu.

    A ci z redlettermedia podpadają mi ostatnio.

  2. @Atue to Ty rzucałeś te cegły? 😛 [url]http://redlettermedia.com/half-in-the-bag-cowboys-and-aliens-and-chicaco-comic-con/[/url]

  3. Nie, mój angielski jest ciut bardziej zaawansowany 😉

  4. "Captain America" jak najbardziej sięga dotychczasowego lidera Marvel'owskich produkcji – Iron Man.

    Co do Avengers to mam większe nadzieje niż JJA. 😉

  5. Co tu dużo mówić – dobre w ryj 🙂 I niech nie zraża 3D, bo wypada w kinie Kapitana zobaczyć.

  6. Czuję się namówiony:D

  7. Film mega, mój ulubiony Marvelowski film jak na razie! Podczas seansu miałem wielki zaciesz na twarzy. Takiego stężenia nazioli, ich tajnych baz, broni itp. rzeczy daaawno nie widziałem, i wszystko tak mega pulpowo-wesoło-zajebisto komiksowe! I rzeczywiście, aż, żal, że kolejne części nie będą podczas II wojny światowej…

  8. PS. Pośród wielu co za udział wzięli prędzej bym wymienił Alienę (z serialu wyprodukowanego co prawda przez Ridleya Scotta, ale nie o tym uniwersum) niż Van Pelt, która była podróbką na koniec.

  9. Miłym jest też fakt że w końcu za pisanie scenariuszy zabrali się ludzie, którzy cokolwiek o komiksie wiedzą. Stąd różne smaczki do wyłapania przez nieco bardziej zaawansowanych, znerdziałych, czy jak ich tam zwał. Przykład pierwszy z brzegu to pojawienie się niejakiego Pana James'a Montgomery'ego Falsworth'a lepiej znanego jako Union Jack (dla niepoznaki bez kostiumu). Przykładów jest więcej 🙂

  10. Przypomniała mi się ta czad książka:
    [url]http://www.amazon.co.uk/My-Tank-Fight-Zack-Parsons/dp/0806527587/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1312903392&sr=8-1[/url]

  11. Niemieckie superbronie pojawiły się w "Gunbusie" z 1986 i w "Przygodach Młodego Indiany Dżonsa". Faktem jest że są to kajzerowskie wunderwaffe, ale zawsze niemieckie.

  12. Zgadzam się w pełni, że jedną z najsilniejszych stron tego filmu jest scenariusz. Nic nadzwyczajnego, ale po prostu napisany dla ludzi szukających rozrywki, a nie idiotów.

    Co do przeniesienia Kapitana do naszych czasów, to przecież zawsze można go cofnąć. Wszystko jest możliwe 😉
    Mnie bardziej ciekawi Czerwona Czacha, który został wykluczony w taki sposób, by mógł spokojnie powrócić. Ciekawe czy w Avengersach czy drugim Kapitanie?

    Moja recenzja i rozmyślania na temat 3D na blogu ObywatelHD. Gościnnie wypowiada się też Otis z Cartoon Wars. Zapraszam.

    http://obywatelhd.pl/index.php/2011/08/10/dopalacze-sa-dobre-kapitan-ameryka-ogladac-w-2d-czy-3d/

  13. Ja tam Kapitana nigdy nie darzyłam specjalną sympatią, ale nie powiem – film oglądało się zadziwiająco dobrze i podobał mi się znacznie bardziej niż Thor 🙂

    Tylko to 'Heil Hydra'… no nie, nie kupuję tego 😛

  14. Szczególnie jak robiły to te trzy drony w kwaterze głównej czerwonego. Głupie.

Dodaj komentarz