Defender of the Crown

Zeszłotygodniowa randka z Elvirą miała być pretekstem do napisania kilku słów o jej sequelu, jednakże nieopatrzne odpalenie pierwszego odcinka Robin Hooda i próba przypomnienia sobie fenomenu tej zacnej ramoty otworzyła mi w głowie szufladkę z naklejką Defender of the Crown.

Przyznaję: wahałem się czy wciągać Defendera do Amiga Finest. Gra rządziła przede wszystkim na C64 solidnie dobijając pod koniec lat 80 posiadaczy Atarynek. Co więcej, wydanie jej również na kasecie równoznaczne musiało być z oddaniem plugawym bóstwom dusz osób odpowiedzialnych za takową konwersję. Wersja amigowa Defender of the Crown, mimo że powstała rok wcześniej (1986) niż pozostałe porty, wraz z Amigami przybyła do nas później i nigdy nie zdążyła zebrać zasłużonych laurów. Zasłużonych, gdyż w roku 1986 grafika i gameplay DotCa zgniotła konkurencję na miazgę.

Grafice autorstwa Cinemaware trzeba byłoby poświęcić osobny rozdział. Mamy rok 1986, 8-bity trzymają się mocno i nagle wychodzi tytuł, którego bajeczna, kolorowa grafika oraz animacje rozkładają wszystkich na łopatki. Polecam porównać foty z giery z jakimkolwiek innym tytułem roku 1986 czy nawet późniejszymi portami DotCa. Tu nawet nie można mówić o jakiejkolwiek konkurencji!

Jakby tego było mało, DotC poniekąd otwierał nowy rozdział w historii gier, gdyż był jednym z kilku doskonałych owoców łączenia rpg, strategii i akcji, bytem doskonałym do którego porównywało się później inne tytuły (nie bez powodu na giełdzie Joan the Arc nazwany był Defender of the Crown 2, a numerek 3 przypisaliśmy innemu tytułowi, którego nazwa właśnie gdzieś mi umknęła – może Iron Lord – Cmdr JJA).

Ironią losu trzeba za to nazwać fakt, że rozgrywką i poziomem trudności Defender ustępował własnym portom. Głupio to przyznać, jednak więcej funu dawała zabawa na C64, bogatsza o m.in. strzelanie ognistymi kulami, różnorodniejsze zamki, czy rozbudowane opcje pojedynkowe i strategiczne. A wszystko z powodu kłopotów finansowych, przez które Cinemaware wydawał grę w pośpiechu wycinając z wersji amigowej niedokończone jeszcze elementy. Podobnie musiało być z muzą, bo ta za Chiny nie wykorzystywała możliwości Amigi – po prostu była denna.

Mimo tych wad DotC umieszczony został przez Computer Gaming World Magazine na 92 miejscu w liczącym 150 tytułów rankingu gier wszechczasów. Zaskoczenia nie ma: gra była fenomenalna.

Nerdy, nie ma co przypominać fabuły czy rozgrywki – znacie ją na pamięć – pamiętacie 4 różnych bohaterów? Pamiętacie, gdzie trzeba było przyłożyć lancę, aby wywalić przeciwnika z siodła? Odbijanie porwanych przez Normanów niewiast i subtelną, pikselową, średniowieczną erotykę? Każdego z Was napadli bandyci kradnąc połowę dochodów księstwa, niejeden celnymi strzałami z katapulty obracał w pył mury przeciwnika, wzywał na pomoc Robin Hooda czy szybkim rajdem rabował złoto Normanów. Wreszcie każdy zebrał odpowiednią armię, sławę i bogactwo, by w końcu podbić średniowieczną Anglię i pograć w inne gierki.

I dla porządku:
– w roku 1993 oficjalnie wydany został Defender of the Crown 2 dla Amigi CD32 i CDTV, od fejkowego giełdowego różnił się tym, że go nigdy nie widziałem i tak naprawdę była to poprawiona wersja jedynki, wzbogacona o strzelanie greckim ogniem oraz bardziej sensowne pojedynki.
Cmdr JJA: Tak jest, a także znacznie lepszą grafiką i muzą z CD. No i WSZYSTKO BYŁO GADANE!!! Co jak na te czasy było niezłym szokiem. Nie jestem tylko pewien, czy ktokolwiek z Cinemaware miał coś wspólnego z tym tytułem.
– w roku 2002 ukazuje się zremasterowana wersja pod Windows, rychło w czas.
– w 2003 na XBoxa, PS2 i Peceta pojawia się rimejk oryginału: Robin Hood: Defender of the Crown. Współwydawcą było Capcom.
– w 2007 eGames, które wykupiło bankrutujące Cinemaware (rok 2005) wydaje Defender of the Crown: Heroes Live Forever: casualową strategię przerywaną mini gierkami.

Komenty FB

komentarzy

Komercha

5 Komentarze(y) na Defender of the Crown

  1. Gierkę sobie ceniłem ale nie mogłem przeboleć faktu iż była ona zbyt prosta (może za wyjątkiem motywu turniejowego). Zawsze podejrzewałem że była ona niedokończona bo aż się prosiła o jakiś element taktyczny w rodzaju pola bitewnego na którym dowodzi się poszczególnymi oddziałami – vide CENTURION albo nawet North & South.

  2. Obejrzałem cały filmik, niestety nie udało mi się nigdy dorwać defendera na commodorca :@

  3. Atue – turniej prostacki. Na Amidze wystarczyło ustawić kursor pod wozem z koniem i wygrywałeś za każdym razem 🙂

  4. Miło, że doceniłeś, iż gry to nie tylko grafa i wersja 8-bitowa była ciekawsza. Byłem wśród tych posiadaczy C-64 (ze stacją dyskietek), którzy dożynali watahę 😛

  5. Gra rzeczywiscie po pewnym czasie czyli jakichs 3-4 tygodnia dorzynania tracila monotonia. Grafika byla nieziemska jak na tamte czasy. Kurde ja potrafilem grac w Empire przez dluuuugi czas, a grafika tam to dopiero byl hardkor.

    Jeszcze jedno, dzieki twojemu cyklowi Garret zaczalem ostatnio lupac w Ambermoona i powiem szczerze, ze to jest gierka, ktorej obecne mialkie, nierozbudowane, ubogie fabularnie gry nie sa godne nawet rzemyka u sandala zawiazac. 3maj tak dalej G.

Dodaj komentarz