Horrorfestiwal.pl – po festiwalu…

W zeszłym tygodniu (tak mniej więcej 21-25 października) we wszech Multikinach odbył się kolejny Horrorfestiwal.pl. Z ubiegłego roku pamiętałam, że wydarzenie takowe miało pewnie nieśmiałe ambicje pretendować do imprezy zbliżonej do Horror- czy Freight-Festów, popularnych wśród fanów gatunku na zachodzie. Dzięki takowym imprezom można zapoznać się z twórczością niszową, świeżymi trendami i nowym spojrzeniem na horror. I z tymi założeniami nabyłam zatem karnety na 13 filmów – pomyślałam sobie, że w związku ze zbliżającym się Halloween nadarza się świetna okazja, aby przygotować jakąś relację z festiwalu wraz z rekomendacjami, do zamieszczenia na ZP.

Tymczasem już po drugim dniu festiwalowych projekcji zastanawiałam się, jak właściwie opisać Szanownym Czytelnikom to, co zobaczyłam na własne oczy. „Nie więcej niż po jednym zdaniu na film” – kategorycznie stwierdził umęczony JJA, który pierwszy raz w życiu dopuścił się kinematograficznej profanacji, jakiej nigdy dotąd nie byłam świadkiem – WYSZEDŁ Z KINA W TRAKCIE PROJEKCJI.

Zatem, do dzieła.

Dzień pierwszy – zapowiadany jako „Dzień filmów dziwnych”

Film 1 – Pop Skull

Koleś, którego zostawiła dziewczyna, wpada w lekomanię i w trakcie jego tripów wydaje mu się, że widzi duchy.

Od przerostu formy nad treścią bolały mnie oczy oraz mózg, aczkolwiek Darth Watson powiedział, że niektóre ujęcia i kadry były inspirujące.

Film 2 – Los Cronocrímenes/Time Crimes (Zbrodnie Czasu)

Jak zapowiedziano, Efekt motyla w wersji hiszpańskiej – tyle, że mniej fantastyczny, bardziej spokojny i trochę mniej skomplikowany: do przełknięcia, ale jakiekolwiek związki z horrorem bardzo trudne do stwierdzenia.

Dzień drugi – pod znakiem twórczości Dario Argento

Film 3 – Suspiria

Nie byłam, bo poszłam do fryzjera. Znajomy, który film obejrzał, nie potrafił mi powiedzieć, o czym był. JJA twierdzi, że film ma oryginalna warstwę wizualną i zajebistą muzę.


Film 4 – Mother of Tears (Matka płaczących)

Potencjalnie najlepszy film z tych mniej znanych kawałków, puszczanych na festiwalu. Fabuła nawiązuje do klasyki kina grozy będąc kontynuacją wspomnianej Suspirii: podczas prac budowlanych na terenie włoskiego kościółka wykopują tajemniczą urnę, a jej otwarcie w rzymskim muzeum owocuje ciągiem przerażających wydarzeń – związanych z odradzaniem się mocy czarownic, które siały grozę i przerażenie na terenie Włoszech w dobie średniowiecza. Sprawdzony pomysł, świetne zdjęcia, włoskie pejzaże – aczkolwiek film bardzo nierówny i niespójny. Sceny, na widok których dreszczyki pełzały wzdłuż kręgosłupa przeplatały się ze scenami, które wzbudzały na sali salwy śmiechu (nie sądzę, aby zgodnie z założeniami twórców). W normalnym, pozafestiwalowym trybie raczej nie obejrzałabym do końca.

Dzień trzeci – lojalnie zapowiedziany jako „dzień gumowych potworów”

Film 5 – The Feeding (Żer)

Na terenie łowów odradzającego się w USA co jakichś czas wilkołaka, na którego poluje specjalnie zwołana grupa amerykańskich rangersów, paczka nastolatków rozbija swój obóz.

W tym śmiertelnie nudnym, śmiertelnie poważnym filmie, pełnym błędów technicznych i montażowych, który twórcy i aktorzy potraktowali bez cienia dystansu, „zabawy konwencją” czy mrugania do widza, dominowały niedobre sceny, niedobre kadry i niedobre dialogi. Absolutna profanacja. JJA wyszedł, a znajomy zasnął (miałam litość, aby go nie budzić).

Od Cmdr JJA: Dobry film dla miłośników biustów grubych „lasek”, dialogów mordujących komórki nerwowe i kamery filmującej róg właściwego kadru, jak również przebrań wilkołaka kupionych w supermarkecie i kręcenia na VHS. Poziom artystyczny zbliżony do Steel Trap – niestrawne nawet po upiciu się do nieprzytomności.

Film 6 – The Dying God (Odrodzone zło)

W pewnym amerykańskim mieście (tu udawanym przez Buenos Aires), w którym kwitnie gangsterka i mafijne biznesy, giną prostytutki – mordowane w okrutny, perwersyjny sposób przez staroamazońskiego boga (wizualnie zbliżonego do Aliena), który jest chory na raka i przed śmiercią pragnie się rozmnożyć. Miejscami śmieszne – głównie dzięki boleśnie stereotypowym postaciom: skorumpowanego, acz dobrego w głębi serca i zaangażowanego w śledztwo policjanta-alkoholika oraz sympatycznego alfonsa – kaleki, granego przez Lance’a Henriksena (pewnie przez to podobieństwo do Aliena).”Normalnie” film nie do przełknięcia.

Od Cmdr JJA: A dla mnie film całkiem na wypasie – kilka kultowych scen (np. hero walk alfonsów zbrojnych w różny sprzęt), a przede wszystkim genialne w swojej umowności udawanie USA przez Latynosów. Stratosfera poziomu na niniejszym festiwalu. Zwraca uwagę fajne polskie tłumaczenie tytułu, które odwraca sens obu składających się nań wyrazów.


Dzień Piaty – „lepsze” filmy pozafestiwalowe

Film 7 – Saw V (Piła V)

Ponieważ JJA był zniesmaczony tym, co był zmuszony obejrzeć w poprzednie wieczory, po dokładnym riserczu nt. pokazywanych cudów X muzy, tego dnia zdecydowaliśmy się pójść wyłącznie na przedpremierowy pokaz Piły V. W ramach odtruwania się po poprzednich doświadczeniach kinematograficznych, z dużą ulgą obejrzałam mainstreamowy, „komercyjny” horror, który oczywiście mocno odbiegał od tego, czym Horrorfestiwal.pl uraczył nas do tej pory.

Mimo, że na tle festiwalowych filmów wypadł relatywnie (oczywiście) rewelacyjnie, z pewnością nie była to najlepsza z Piła. Zdecydowanie gorsza od części poprzedniej – zbyt prosta, banalna i mało straszna (zarówno jeśli chodzi o postać Jigsawa, jego pomocników jak i samych pułapek). Bardziej przypominała zwykły thiller czy dobrą sensację – nawet przy uwzględnieniu przeze mnie faktu, że trudno przecież ciągle zaskakiwać widza świeżością i oryginalnością tematu w takim samym stopniu, jak to miało miejsce przy części I; zwłaszcza w momencie, kiedy kręcą już szóstkę.

Od Cmdr JJA: Recka wkrótce. Na razie zabawię się tylko w dziadka z horroru i wskażę Wam kino, w którym grają Piłę V mówiąc „nie idźcie tam”.

Na więcej nie starczyło nam intelektualnej odporności. Kolejnego dnia grali Mullbery street, który to horror już dawno temu bardzo nam się podobał i którego reckę odnajdziecie tutaj.

Nie muszę chyba Szanownym Czytelnikom dokładnie opisywać, jak się czuję po tym doświadczeniu. W przeciwieństwie do założeń organizatorów festiwalu, nawet jako zagorzały fan gatunku nie muszę zachwycać się od razu wszystkim, co – nawet zupełnie przypadkowo – opatrzone jest etykietką HORROR.

Dlatego: Horrorfestiwal.pl – nigdy więcej.

Od Cmdr JJA: Ja tylko dodam, że to nie był Horrorfestiwal, tylko festiwal promocji Kina Grozy. Nie wiem czemu wydawca tego pisemka mając w zanadrzu całkiem ciekawe tytuły postanowił zapełnić kino takim szajsem jak np. Feeding. Do szewskiej pasji doprowadzała też postać festiwalowego wodzireja, który notorycznie „zapraszał do seansu”, a większość filmów komentował tekstem „To był remake, a oryginał z 1972 był o wiele lepszy”. To czemu tych oryginałów bucu kurna nie puściłeś???

Komenty FB

komentarzy

Komercha

Dodaj komentarz