Bruce Lee

Jeden z odcinków Atari Finest poświęciliśmy grze Zorro. Na tym samym enginie Datasoft wydał również Bruce’a Lee oraz The Goonies. Dzisiaj parę słów o tym pierwszym tytule, klasycznej platformówce zręcznie połączonej z mordobiciem i karate.

Gra powstała w 1984. Stworzył ją Ron J. Frontier, grafika była autorstwa Kelliego Daya, a muzyka Johna Fitzpatricka. Podobnie jak w Zorro, naszym celem (a dokładniej zadaniem samego Bruca Lee!) było przemierzenie 20 komnat, pokonanie czarodzieja Gojiry i, przynajmniej tak twierdziła instrukcja, wykradnięcie starcowi tajemnicy nieśmiertelności.

Każda z komnat chroniona była przez Czarnego Ninje i Grubego Yamo. Ninja biegał z bokkenem, Yamo rzucał się na nas z pięściami. Jako, że parka ta pojawiała się prawie w każdej komnacie, można bezpiecznie założyć, że podobnie jak czarodziej obaj panowie posiedli sekret nieśmiertelności. Mogliśmy obu zlutowac w jednej komnacie i tak pojawiali się zawsze w kolejnej (a nawet po chwili w tej samej – Cmdr JJA). Tu dodajmy, że gra pozwalała sterować Grubasem Yamo. Wystarczyło mieć drugiego joya i dobrego kumpla u boku (koncepcyjnie oczywiście chodziło o grę versus, a nie co-op, dzięki czemu w tym trybie Bruce miał znacznie więcej żyć. Jeśli chcieliśmy oszukać i nie sterowaliśmy przez chwilę grubym, gra po chwili ponownie przełączała się na single-player, czemu często towarzyszył komentarz „Kurde, gruby się odblokował” – Cmdr JJA).

Kolejne komnaty uprzykrzały nam życie za pomocą min, ruchomych ścian, trujących kolców, czy czegoś na kształt błyskawic. Aby dotrzeć do Gojiry należało zebrać porozrzucane po komnatach lampiony, które poza punktami otwierały tajne przejścia. Sam Gojira był olbrzymim czarodziejem, ciskającym w naszego Bruca ognistymi kulami. Jedynym sposobem na sukinsyna był szybki bieg do znajdującego się po drugiej stronie jaskini ostatniego lampionu. Jego zaklepanie zabijało Gojirę i kończyło grę. Ta była zresztą dość krótka ale pod koniec nieracjonalnie wręcz skomplikowana i frustrująca. Najmniejszy błąd kosztował nas życie.

Gra nie była tak rewelacyjna jak Zorro. Arsenał ciosów Bruca Lee, zwłaszcza jak na mistrza, był dosyć ubogi – cios pięścią i mega kopniak. Do tego, zwykłego gracza potrafił zniechęcić dość upierdliwy jak wspomniałem poziom trudności. Mimo tego, gra przyciągała wyjątkowo staranną grafiką i fajną, płynną animacją. Kultowy był też Grubas Yamo. No i gra miała to coś – potrafiła na długo przykuć do telewizora. Dla mnie to dość kultowy tytuł, po raz pierwszy tak udanie łączący grę platformową z kopaniną. I nazywał się Bruce Lee !

Oto finał:

Komenty FB

komentarzy

Komercha

4 Komentarze(y) na Bruce Lee

  1. Podstawą był "patent" na ruszanie drugiego dżoja nogami, aby gruby się niedblokowywał ;D

  2. Z nogami to bym chyba nigdy nie wpadł 🙂

  3. Ja tez nie, to patent kolesia 😉
    a dlaczego w opisie nie ma nic o pcji ziewania Yamo ;)??

Dodaj komentarz