Cell, The/Cela

Tytuł: The Cell/Cela
Produkcja: USA, 2000
Gatunek: Thriiler SF
Dyrekcja: Tarsem Singh
Za udział wzięli: Jennifer Lopez, Vince Vaughn, Vincent D’Onofrio
O co chodzi: Jennifer Lopez przy użyciu hightechu wchodzi do umysłu seryjnego mordercy, aby odnaleźć jego ostatnią ofiarę.

Jakie to jest: Jak to jakie? Dobre w ryj. I nie chodzi tu o fabułę (brak) ani o akcję (brak) ale o klimat i opracowanie wizualne filmu – bez problemu przebija Se7en, Event Horizon i inne hardcorowo mroczne produkcje. Od pierwszych sekund film poraża zmysły, a po minucie widać już, że nie jest to rzecz, którą można zobaczyć w kinie codziennie. Scenografia, krajobrazy, oświetlenie, kostiumy – wszystko dobrane perfekt, i to zarówno w scenach przedstawienia umysłów ludzi jak i w dziejących się w rzeczywistości. Ktoś chyba spisał sobie wszystkie swoje koszmarne sny z całego życia i wrzucił w ten scenariusz. Film ma taki totalny nieuchwytny klimat snu, że tylko śpiąc poczujecie go lepiej. Temu klimatowi twórcy poddali wszystko, poświecając fabułę i spójność akcji, ale można powiedzieć że nic nie szkodzi – ta wymiana naprawdę okazała się opłacalna. W czasie projekcji widz czuje się jak po porcji Pangalaktycznego Dynamitu Pitnego – jakby dostał cios w mózg cegłą ze złota owiniętą w plasterek cytryny… Coś takiego chyba ostatnio można było zaobserwować przy okazji Lost Highway Lyncha.

Oglądając ten oto film nie trzeba się bynajmniej przegrzewać intelektualnie – pseudofabułka kryminalna jest bardzo lekka, a wszystko to jest tylko starterem do odpalenia wycieczki wgłąb umysłu pana psychopaty – czasami dynamicznej, czasami refleksyjnej, powalającej psychodelą ze wszech miar. Szczerze mówiąc po obejrzeniu Making Of i trailerów bałem się, że film może skopać genialną koncepcję (historia zna liczne przypadki – przejrzyjcie inne moje recenzje). Nic takiego się nie stało. Film konsekwentnie jest tym czym ma być – bez żadnego PC (ponad normę, w każdym razie), bez jednowymiarowych boahterów (jednak nie do tego stopnia, co np. Pitch Black), bez łopatologicznego tłumaczenia tumanom o co chodzi (Matrix – pamiętamy!), bez dzieci, psów, murzyńskich policjantów. Aż dziwi bierze, że taka idiotka jak Jennifer Lopez zagrała w czymś takim, ale w końcu Out of Sight też nie było kiepskie.

W tym miejscu na ogół staram się do czegoś przyczepić i tym razem oczywiście również to zrobię. Po pierwsze – estetyka filmu może nie odpowiadać każdemu, ale jak się komuś nie podoba, to niech nie idzie. Druga wada jest nieco poważniejsza, ale też w sumie mariginalna – aluzyjki i niedomówienia. Fajnie, że film niehollywoodzko opiera się na pewnych niedomówieniach i sugetstiach, ale momentami są one tak delikatne, że ciężko wyciągnąć z nich jednoznaczne wnioski – chodzi mi tu głównie o zakończenie filmu. Inne słabości to przedstawienie świata umysłu Lopezowej (widać, że tu komercha wjechała na pełnym gazie), rozwiązanie kwestii dwóch osób pana psychopaty czy w ogóle sensowność całej akcji wchodzenia w umysł mordercy (jak się okazuje, można było ostatnią ofiarę znaleźć i bez tego). No ale ponieważ nie ma rzeczy idealnych, te cechy tylko dopełniają obrazu świetnej produkcji. Polecam wielce.

Ocena (1-5):
Scenografia i kostiumy: 5
Klima: 5
Sens: 2
Fajność: 5

Ciekawostka przyrodnicza: Nie wiem, czy to ciekawostka, ale chodzi tu o pana reżysera. Nie zdziwię się, jeśli go nie znaliście wcześniej (ja też pierwsze o nim słyszę), ale to jakiś kolo od reklam. Mam nadzieję, że teraz będzie więcej reklam jego produkcji 🙂

Written by: Młody Commander John J. Adams

Uwaga: Recka zabytkowa, data pierwszej publikacji: 2.12.2000

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

1 Komentarz na Cell, The/Cela

  1. ale snobowa recka!

Dodaj komentarz