RoboCop: Prime Directives (1) – Dark Justice

Tytuł: RoboCop: Prime Directives – Dark Justice
Produkcja: Kanada, 2000
Gatunek: Tani miniserial SF
Dyrekcja: Julian Grant
Za udział wzięli: Page Fletcher i inne gwiazdy kanadyjskich seriali, Zbigniew Zamachowski jako Geniusz Komputerowy
O co chodzi: RoboCop walczy z OCP i złymi gościami, którzy go przeprogramowują.

Jakie to jest: Pamiętam, że RoboCop (albo Superglina, jak kto woli) był jednym z tych filmów od lat 18, na które absolutnie nie dało się wejść będąc młodszym (podobnie jak np. na Blue Velvet, który za komucha w kinie był erotykiem, jakby kto nie wiedział). Dla chcącego jednak nic trudnego i kiedy w końcu ta sztuka mi się udała, RoboCop stał się dla mnie z miejsca jednym z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek widziałem (a przez pewien czas nawet był najlepszym). Pierwszy raz zdarzyło mi się chyba widzieć film akcji tak brutalny i wzruszający zarazem, który dodatkowo był dobrym i wiarygodnym obrazem SF. Dziś, po milionie obejrzeń RoboCopa nadal zachwycam się kunsztem i sprawnością jego wykonania, nie mówiąc już o ponadczasowej muzyce Basila Poledourisa.

Panie władzo, jakiś RoboCop za mną łazi

Kiedy w Polsce miała miejsce europejska premiera RoboCopa 2 byłem zbyt młody, by dostrzec jej słabości, mimo że cały świat zawył wtedy w rozpaczy. Niestety, tej percepcyjnej bariery ochronnej nie miałem już oglądając RoboCopa 3 i serial na Polsacie, które, krótko mówiąc, były kpiną z dzieła Verhoevena. Pozwoliłem sobie zatem odpuścić śledzenie dalszych przypadków dzielnego cyborga, skupiając się na jego klasycznych przygodach.

RoboCop jako seria popadł po latach w zasłużone zapomnienie. Dzięki temu prawa do niego stały się tak tanie, że mógł je odkupić byle kto. Tak też się stało i oto otrzymaliśmy serię RoboCop: Prime Directives nakręconą niemal domowym sposobem w Kanadzie. Seria składa się z czterech 90-minutowych odcinków: Dark Justice, Meltdown, Resurrection oraz Crash & Burn. Chociaż ze względów budżetowych nie była ona specjalnie promowana, w prasie fachowej znalazły się obszerne artykuły i wywiady z twórcami. Ponieważ przedstawiali się oni jako zadeklarowani fani pierwszego RoboCopa chcący postawić tę postać na nogi, wydawać się mogło że być może faktycznie dostaniemy godną kontynuację pierwszego filmu (o ile takowa byłaby kiedykolwiek potrzebna). Czyżby?

Witamy w masonerii

Pierwsza część serialu, Dark Justice, rozpoczyna się 10 lat po powstaniu RoboCopa. Jest on w tej chwili przestarzałym robotem utrzymującym właściwie w pojedynkę porządek w Delta City i starym Detroit. OCP znajduje się na krawędzi bankructwa, co stwarza znakomitą okazję do rozgrywek o władzę w korporacji, przedstawionych w klasyczny infantylny sposób. Grupa wyższych kierowników OCP zakłada bowiem tajne masońskie stowarzyszenie o nazwie Trust, którego celem jest knucie i przejęcie władzy nad firmą. Oczywiście korporacja nie zapomina też o wprowadzeniu kolejnego znakomitego wynalazku, który ma obrócić się przeciw niej – tym razem jest to SAINT – sztuczna inteligencja mająca zarządzać Delta City. Jak widać, fabuła to typowo telewizyjna, sprzyjająca długawym dialogom. Spójrzmy jednak w jaką konkretnie, ciekawą dość, stronę poszli scenarzyści.

W serialu zrezygnowano z jakichkolwiek bohaterów filmowych poza samym Głównym Cyborgiem, wprowadzając za to sporo postaci nowych. Przede wszystkim jest to James Murphy, syn Alexa Murphy’ego, RoboCopa czyli – obecnie pracujący w OCP, a wcześniej zajmujący się zapewne modelingiem. James nie zna losów swego ojca, ale tez niespecjalnie go to interesuje, jako że jest całkiem zindoktrynowany przez korporację i pochłonięty zmaganiami firmowymi. Ma w tym swój udział wredna Sara Cable, walcząca o swą pozycję w OCP. Dodatkowo, ale bardzo ważnie, poznajemy byłego partnera Murphy’ego z dawnych czasów, niejakiego Johna T. Cable, który jest teraz szefem policji w Delta City. Jak samo nazwisko wskazuje, jest on byłym mężem wzmiankowanej złej Sary. Losy wszystkich tych wspaniałych postaci splatają się w dość prostą, telewizyjną intrygę, której koniec widać od samego początku odcinka, więc go nie zdradzę. Warto dodać jeszcze, że w tym odcinku głównym przeciwnikiem, z którym boryka się RoboCop jest szalony Bone Machine, ubrany w eksperymentalną super-zbroję za 20 zł.

Nowy szyk dizajnu cyborgów

RoboCop: PD można podsumować jednym zdaniem: najlepsze intencje nie pomogą gdy kręcisz 6h film za marne 15 mln dolarów. Główną cechą bijącą z każdego ujęcia serialu jest taniocha – od ascetycznych acz momentami eleganckich wnętrz po kostiumy i rekwizyty, których jakość momentami wprost poraża: maski paintballowe, plastikowe karabiny, zbroje z kartonu, dramat. Gdyby producenci pomyśleli i nakręcili to w Rumunii albo Bułgarii, jak wszyscy normalni ludzie bez budżetu, może efekt byłby lepszy. Oszczędności widać też w jakości aktorów. Poza głównymi postaciami poziom aktorstwa jest wręcz rozpaczliwie tragiczny. Bandyci wymachują bronią zanosząc się diabolicznym śmiechem, szaleńcy łypią ślepiami, policjanci zaciskają zęby szykując się do akcji. Nie pomagają im w tym w większości denne dialogi.

Dwójka głównych postaci to dziadek grający młodego (Murphy) i młody grający dziadka (Cable). Aczkolwiek Fletcher w retrospekcjach „za człowieka” jest faktycznie nieco podobny do Petera Wellera z pierwszego RoboCopa (a także, co ciekawe, do Rutgera Hauera), to jako sam cyborg totalnie się nie sprawdza. Nie dość że niepodobny, to jeszcze jego mimika ruchów przywodzi na myśl teledyski o robotach z Domowego Przedszkola. Nie wspomnę o jakości jego kostiumu, który jest kompletnie niedopasowany do budowy (nikczemny wzrost) i twarzy aktora. O dziwo Czarny Brat grający Cable’a wypada całkiem twardzielsko nieźle, zwłaszcza w charakteryzacji dziadka.

Jakiś kurduplowaty ramol

Prime Directives w oczywisty sposób ignoruje RoboCopa 3 i serial. Natomiast trzeba przyznać twórcom, że naprawdę starali się oddać wizuale pierwszego filmu. Podobna chłodna paleta, a także kostiumy czy samochody – wszystko się pozytywnie kojarzy. Nawet muzyka, choć nowoczesna, stara się elegancko nawiązywać do starego soundtracku (choć oczywiście gdzie jej do oryginału, nawet RoboCop Theme nie ma). Mamy też nawet jakąś tam dawkę typowej dla serii krwawej przemocy oraz oczywiście przerywniki TV (w większości beznadziejne). Niestety bardzo poważnym policzkiem dla kanonu jest brak ED-209 czy jakiegokolwiek innego robota w tym odcinku. Dość rażącym też motywem są retrospekcje z dawnych czasów Murphy’ego i Cable’a. O ile w filmie Murphy był przedstawiony jako super sprawny i twardy policjant, o tyle w Prime Directives raczej przywodzi na myśl gościa od blokad z Municypialnej.

Warto zauważyć, że serial stara się trzymać pewien styl poprzez mocne nasycenie motywem rozpadu i zniszczenia – i nie tylko ze względów budżetowych. Sterylne (aczkolwiek chyba nieco ciasne) biura i garnitury OCP oraz budynki Delta City kontrastują z pozostałościami dawnego Detroit, a nawet ze zużytą zbroją i starością samego RoboCopa, który najwyraźniej jest na ostatnich nogach. Miłym akcentem jest też wykorzystanie komcia C-64 jako wyświetlacza SAINTa – chyba producenci założyli, że na ekranie nie ma prawa pojawić się komputer nowszy niż 1985.

Absolutnie nie polecam serialu komukolwiek poza fanatycznymi zwolennikami RoboCopa. Dla nich będzie to interesująca, acz nieco rozczarowująca kontynuacja tematu. Dla innych – niezrozumiała i denna telewizyjna katorga. Niestety mimo wszystkich starań fanów-producentów ani przez chwilę nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że film zrobił choćby trochę zdolny reżyser. Za starania wysoka nota, jednak efekt końcowy – niespecjalny. Przyznaję natomiast, że finałowa scena warta jest co najmniej jednego ekstra punktu w ocenie.

Zapraszam za tydzień na recenzję odcinka Meltdown.

Ocena (1-5):
Taniocha: 5
Przemoc: 3
Zgodność z kanonem: 2
Fajność (dla fanów RoboCopa/dla pozostałych): 2/1
Ciekawostka przyrodnicza: W pierwszej wersji serialu jego głównym motywem miała być postapokaliptyczna wojna RoboCopów. Pomijając wymogi budżetowe, nie zdołano jednak znaleźć na tej planecie osób, które taka fabuła mogłaby zainteresować.

DVD:
Region: 2
Czas: 92 min.
Video: 4:3 (letterboxowana udawana panorama, mniej więcej 1,85:1), jakość mierna, typowa dla zrzucanych z bety seriali na DVD.
Audio: Angielski Dolby Digital 5.1, aczkolwiek surroundy kuriozalnie grają tylko muzykę.
Extrasy: Bezpośredni dostęp do scen, napisów brak

Written by: Commander John J. Adams

 

Komenty FB

komentarzy

Komercha

2 Komentarze(y) na RoboCop: Prime Directives (1) – Dark Justice

  1. Gdybym nie był fanem RoboCopa to bym tego nie oglądał. Wszędzie widać tanioche. Mam wrażenie, że film był robiony cyfrówką, widac że ogień z pistoletów był robiony komputerowo, nie ma muzyki Poledourisa, dźwięki RoboCopa(np. chodzenie) są tragiczne. Mogli zrobić takie jak były w filmie kinowym. Po prostu zero akcji. Jestem ciekaw ile kosztuje wykupienie praw do postaci RoboCopa. Może by tak zrobić …polskiego RoboCopa.

  2. "postapokaliptyczna wojna RoboCopów" – MEGAZAJEBISTY pomysł !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dodaj komentarz